W Bieczu czas płynie wolniej, spokojniej, szumy codzienności docierają w dużo mniejszym natężeniu. Festiwalowe koncerty zaczynają się po południu, jest więc czas, żeby skupić się na sobie. Swoich emocjach, myślach, potrzebach. Miałem sporo czasu na prawdziwe odpoczywanie. Bez gonitwy i zwyczajowego łatania dziur czasoprzestrzennych. W Bieczu nic nie musiałem.
Niedziela koncertowa zaczęła się w Binarowej, w drewnianym kościele p.w. św. Michała Archanioła wpisanym na listę kulturalnego dziedzictwa ludzkości UNESCO. To o nim swoją Starą pieśń na Binnarową napisał Miron Białoszewski. Z zewnątrz kościół specjalnie się nie wyróżnia, ale kiedy wejdzie się do środka, wywołuje zdumienie. Barokowe ołtarze; rzeźbione ławy; stropy, belki, arkady i ściany pokryte przedziwnymi, kolorowymi malowidłami; niezliczone rzeźby; tęcza, która dźwiga Pasję. I anioły. Nieprzebrane rzesze aniołów. Samych Michałów naliczyłem z pomocą proboszcza miejscowej parafii aż czterech; w tym tego, który spogląda na wszystko z samego szczytu głównego ołtarza.
[…] Gdy prowadzili oÅ‚tarz, Å›wiÄ™ty MichaÅ‚ staÅ‚ na szczycie, trzymaÅ‚ miecz zapylony i wagÄ™ z przydrożnym kurzem. Ale puÅ‚ap kwiecisty koÅ›cioÅ‚a byÅ‚ za niski dla archanioÅ‚a, wiÄ™c przefrunÄ…Å‚ ponad chór, wziÄ…Å‚ miecz, wagÄ™, na niej kurz i tak czuwa. […]
Miron Białoszewski, "Stara pieśń na Binnarową"
W koÅ›ciele pw. Åšw. MichaÅ‚a ArchanioÅ‚a zagraÅ‚ w sobotÄ™ zespół Musica Graciana (Aleksandra Lesner, Marta Michalak – skrzypce barokowe; RadosÅ‚aw DembiÅ„ski – viola da gamba; Marcin Bajon – violone; Kamil Lis – pozytyw szkatulny), którym od klawesynu dyrygowaÅ‚ Maksymilian ÅšwiÄ™ch. UsÅ‚yszeliÅ›my program Pubblicato in Venezia, na który zÅ‚ożyÅ‚y siÄ™ utwory wydane w XVII wieku w Wenecji przez takich kompozytorów jak Biagio Marini, Giovanni Picchi, Salomone Rossi, Giovanni Battista Buonamente czy Marcin Mielczewski.
Słuchałem tego programu wcześniej już dwa razy, na koncercie w toruńskich Jordankach i w czasie transmisji internetowej z Forum Synagoga w Ostrowie Wielkopolskim. Za każdym razem, także w Binarowej, podziwiam pasję z jaką młodzi ludzie podchodzą do muzyki, świeżość, pozytywną energię, istną burzę uczuć. W Binarowej swoje dodała też natura. Na koniec koncertu zesłała burzę z piorunami. Była Moc!!!
W Binarowej usÅ‚yszeliÅ›my WenecjÄ™ wieku XVII, koncert finaÅ‚owy Kromer Biecz Festival 2018 przeniósÅ‚ nas do Wenecji osiemnastowiecznej. Program oparty na wokalno-instrumentalnych i instrumentalnych utworach Antonio Vivaldiego zaprezentowali w Kolegiacie pw. Bożego CiaÅ‚a: Anna Radziejewska – mezzosopran oraz Royal Baroque Ensemble w skÅ‚adzie Grzegorz Lalek, Alicja SierpiÅ„ska – skrzypce barokowe; MaÅ‚gorzata Feldgebel – altówka barokowa; Jakub KoÅ›cikiewicz – wiolonczela barokowa; Grzegorz Zimak – kontrabas barokowy i Henryk Kasperczak – teorba. CaÅ‚oÅ›ciÄ… pokierowaÅ‚a od klawesynu Lilianna Stawarz.
Koncerty (i spektakle operowe) z udziałem tych artystów to zawsze gwarancja pięknych muzycznych wrażeń. Nie inaczej było w Bieczu.
Anna Radziejewska to mezzosopranistka światowego formatu, w niedzielę zawładnęła więc sercami i wyobraźnią słuchaczy. Każdą arią, każdym recytatywem malowała inne obrazy: raz wzruszające, intymne i subtelne; raz intensywne, dramatyczne i pełne żaru. Motyle w brzuchu wyczyniały niecodzienne harce.
Wyśmienicie zabrzmiał pod dyrekcją Lilianny Stawarz zespół instrumentalny. Po wykonanym porywająco Koncercie e-moll na smyczki i basso continuo, RV 134 Antonio Vivaldiego rozległy się gromkie oklaski, a siedzący przede mną Bruno Cocset zakrzyknął głośno: bravo! Rekomendacja to nie byle jaka. Bruno Cocset jest zdobywcą prestiżowej Premio Internazionale Antonio Vivaldi, nagrody przyznawanej za wybitne nagrania włoskiej muzyki dawnej przez Istituto Italiano Antonio Vivaldi.
W czasie koncertu zespół wykonał też Musette i Menueta z opery Georga Friedricha Händla Alcina, HWV 34. Cała opera będzie miała swoją premierę już we wrześniu na IV Festiwalu Oper Barokowych Dramma per Musica w Warszawie (Festiwal Oper Barokowych Dramma per Musica). Apetyt został zaostrzony.
Na bis usÅ‚yszeliÅ›my przepiÄ™kne, senne arioso Manlio Sonno, se pur sei sonno z trzeciego aktu opery Tito Manlio Antonio Vivaldiego oraz pieśń Do LudmiÅ‚y Karola KurpiÅ„skiego, po której przez publiczność przebiegÅ‚ szmer: za krótko, za krótko…
Wszystko co, dobre kiedyÅ› siÄ™ jednak koÅ„czy. Kiedy w poniedziaÅ‚ek rano patrzyÅ‚em z okna pociÄ…gu na znikajÄ…ce powoli Å›redniowieczne miasto na zielonym wzgórzu, zrobiÅ‚o mi siÄ™ najzwyczajniej w Å›wiecie smutno. Å»al siÄ™ byÅ‚o żegnać…
Wczorajszy dzień należał na Kromer Biecz Festival do Agnieszki Budzińskiej-Bennet, Chóru Polskiego Radia, zespołu viol renesansowych Compass i do samego Biecza.
Biecz to małe, ale pełne uroku i tajemnic królewskie miasto "utkane gotykiem w zielonym wzgórzu". Nie pomylił się Białoszewski. O wczorajszym poranku pogoda sprzyjała spacerom, obszedłem więc miasto dookoła, wzdłuż i wszerz i jeszcze raz dookoła. Przez jeden most na Ropie, przez drugi. Jest pięknie. Zielone, okwiecone wzgórze a na nim poukładane piętrami domy, baszty, kościoły, mury. I strzelista biała wieża ratuszowa. Na nią też wszedłem. Widok z góry jest oszałamiający. Nie będę pisać więcej, w jednej z kolejnych relacji pokażę to wszystko na zdjęciach.
Znakomity Chór Polskiego Radia, soliści (zjawiskowe Anna Zawisza sopran i Katarzyna Wiwer), zespół viol renesansowych, Ziv Braha, który czynił cuda na lutni oraz kierująca wszystkim charyzmatyczna Agnieszka Budzińska-Bennett w doskonały sposób oddali charakter psalmów-wierszy Kochanowskiego. Gdzie miały bić pioruny - biły; gdzie serce miało śpiewać - śpiewało, a kiedy w Psalmie 110 zabrzmiał bęben - zacząłem rezonować. Ze wzruszenia, z przejęcia, z szacunku dla tekstu Kochanowskiego i muzyki Gomółki. Bywają koncerty, na których nie słucham muzyki, tylko doświadczam jej całym sobą. Tak właśnie było w piątkowy wieczór w bieckiej Kolegiacie pw. Bożego Ciała. Z niecierpliwością będę czekać na płyty z Psalmami Gomółki i Kochanowskiego. Dwie pierwsze już chyba całkiem niedługo.
Ostatnim punktem programu był koncert Bruno Cocseta, czyli druga część Suit na wiolonczelę solo Johanna Sebastiana Bacha. Przyznam, że koncert przyjąłem z mieszanymi uczuciami. Poprzedniego dnia byłem oczarowany spójnością opowieści Cocseta. Wczoraj było inaczej. Piąta i czwarta suita (zostały wykonane w takiej właśnie kolejności) były rozedrgane, dość nerwowe, niepewne intonacyjnie, zdawało się, że artysta cały czas szuka odpowiedniego brzmienia. Być może wynikało to trochę z problemów z instrumentami, już na samym początku w wiolonczeli pękł mostek. Wymiana instrumentu na inny musiała być dekoncentrująca.
To, co tak mnie zachwyciło w czwartek, ożyło tylko na chwilę w dramatycznej, niemal łkającej Sarabandzie ze suity piątej, a potem już na dobre w zagranej na koniec VI Suicie D-dur, BWV 1012. Wrócił spokój, spójna narracja, pozytywne emocje, magiczny nastrój.
Czasami robię sobie ćwiczenie polegające na opisaniu tego, co się wydarzyło jednym słowem. Dla wczorajszego dnia najlepiej pasuje słowo: uśmiech.
W Bieczu wszyscy się do siebie uśmiechają. Znika dystans, spada napięcie, rodzą się pozytywne emocje, łatwiej jest nawiązywać relacje, trudniej o irytację, choćby powód do niej był doskonały. Uśmiech jest w Bieczu przyjemnie wszędobylski.
Piątek był dla mnie bardzo intensywny. Najpierw podróż z Krakowa, potem aż trzy koncerty i spotkanie z artystami. Ale kiedy wieczorem wracałem do hotelu, wcale nie czułem zmęczenia.
Pierwszy koncert wypełniła we franciszkańskim kościele pw. św. Anny muzyka Jana Pieterszoona Sweelincka, jego gdańskiego ucznia Paula Sieferta oraz utwory z Tabulatury Jana z Lublina i Tabulatury Gdańskiej, które na klawesynie i na pozytywie zagrał Leon Berben. Był też akcent bardzo polski - Poolse alemande ("Soll es sein"), SwWV 330 Sweelincka, czyli Polska allemande. Były w niej i polskie rytmy, i polskie melodie. Szczególnie pięknie wybrzmiały echa tańca Hayduczky, zapisanego między innymi w Tabulaturze Jana z Lublina. Piękne podsumowanie idei, którą zrozumiałem jako myśl przewodnią koncertu - łatwość, z jaką właśnie muzyka budowała mosty między Europą i Polską.
W bieckiej Kolegiacie pw. Bożego Ciała usłyszeliśmy zespół Huelgas Ensemble kierowany przez Paula van Nevela, jednego z pionierów wykonawstwa świadomego historycznie. I tutaj muzyka polska przeplatała się z muzyką europejską, przede wszystkim kompozytorów franko-flamandzkich. "Na wyrażanie emocji ma wpływ to, czego człowiek doświadcza przez pierwszych sześć lat swojego życia" - powiedział na spotkaniu przed koncertem szef Huelgas Ensemble. "Kompozytorzy franko-flamandzcy widzieli w swojej ojczyźnie, na południe od Brugii i Gandawy, krajobraz zdominowany przez wzgórza układające nieskończenie się jedno za drugim. I horyzont, który był dla nich końcem świata". Tak była też muzyka, którą usłyszeliśmy na wczorajszym koncercie, zdominowana przez prowadzone przez głosy imitacje i oparta na cantus firmus, horyzoncie, który jest dla nich punktem odniesienia. Koncert oczarował biecką publiczność. Byliśmy świadkami i uczestnikami muzycznego misterium, które wprowadziło nas w zupełnie inny świat: intymny, magiczny, ciepły, niepokomplikowany, spokojny.
Na zakończenie intensywnego dnia przenieśliśmy się z powrotem do Franciszkanów. Pierwszą rzeczą, która wzbudzała zainteresowanie melomanów, a właściwie pierwszymi pięcioma rzeczami, były wiolonczele. Znakomity wiolonczelista Bruno Cocset przywiózł ze sobą kilka instrumentów, żeby pokazać bieckiej publiczności historię wiolonczeli, to jak rozwijała się do czasów Bacha. Po trzech utworach dodanych do programu (m.in. Domenico Gabriellego i Tomaso Antonio Vitalego) przyszedł czas na główny punkt programu, trzy pierwsze Suity na wiolonczelę solo, BWV 1007-1009. Johanna Sebastiana Bacha. Interpretacje Cocseta były niezwykle świeże; czasami zaskakujące, przede wszystkim jeśli chodzi o artykulację; były bardzo ludzkie, pełne pięknych, czystych emocji, które w dużym natężeniu przepływały między artystą a publicznością. Reakcja słuchaczy była żywiołowa. Bruno Cocset podziękował za to w najlepszy z możliwych sposobów: dwoma bisami. Dzisiaj u Franciszkanów usłyszymy kolejne trzy suity. Już się nie mogę doczekać!
Kromer Biecz Festival to nie tylko święto muzyki dawnej. Świętuje całe miasto i pokazuje melomanom z całej Polski to, co ma najlepszego. Kalendarz wydarzeń towarzyszących festiwalowi, których organizatorem lub współorganizatorem jest Gmina i Miasto Biecz jest wypełniony równie mocno jak kalendarz koncertów. Są spacery z przewodnikiem, warsztaty, pokazy musztry ratuszowej, spotkania z artystami i wiele, wiele innych. Dla gości otwierają się także miejskie instytucje: Biblioteka, Miejskie Centrum Kultury, Muzeum Ziemi Bieckiej, Dom z Basztą, kino. Punkt Informacji Turystycznej jest w czasie Festiwalu otwarty aż do 22:00 a o pełnych godzinach z Wieży Ratuszowej rozlega się sygnał Festiwalu. (Jeśli siędobrze wsłuchacie, słychać go na załączonym filmiku)
Jest więcej niż pewne, że cel wszystkich wysiłków wkładanych w organizację Festiwalu został osiągnięty. Na długo przed koncertami gromadzą się tłumy melomanów, kościoły są wypełnione do ostatniego miejsca, jeszcze przed północą Rynek jest szczelnie wypełniony samochodami a w sobotnie południe po mieście spacerują niespiesznie dziesiątki, jeśli nie setki turystów. To imponujące.
W zielonym wzgórzu utkali gotykiem gród zÅ‚otników pasamoników biaÅ‚oskórników […] Tkali gród na wzgórzu, tkali gród Å›redniowieczny…
(Miron Białoszewski, "Średniowieczny gobelin o Bieczu")
Dawno, dawno temu bywaÅ‚em w Bieczu czÄ™sto. Nawet bardzo. ZajmowaÅ‚em siÄ™ przemysÅ‚em naftowym i obowiÄ…zki wzywaÅ‚y mnie regularnie do Rafinerii w JaÅ›le i Rafinerii Nafty Glimar w Gorlicach. A że Biecz jest mniej wiÄ™cej w poÅ‚owie drogi, byÅ‚ zwykle mojÄ… bazÄ…. Wstyd przyznać, ale nie miaÅ‚em wtedy ani czasu, ani szczególnej potrzeby poznawania miasta. Wspomnienia z tamtych czasów jednak pozostaÅ‚y. Różne. I takie mrożące krew w żyÅ‚ach, jak palenie papierosów z paniÄ… HalinkÄ… przy dziaÅ‚ajÄ…cej instalacji do przerobu ropy w Gorlicach, i przemiÅ‚e, jak sÅ‚oiki z marynowanymi rydzami, które dostawaÅ‚em w JaÅ›le od pana Stasia…
Czasoprzestrzeń wykręciła niezłego pirueta i teraz jadę do Biecza zupełnie po coś innego. Bardzo miłym pretekstem do tego wyjazdu stało się zaproszenie od organizatorów Kromer Biecz Festival. W końcu zobaczę od właściwej strony miasto, które jest nazywane małym Krakowem lub polskim Carcassonne; posłucham muzyki we wnętrzach zabytkowych bieckich kościołów; zanurzę się w atmosferę miasteczka; poznam ludzi, którzy tam mieszkają. Po prostu.
DziÄ™ki festiwalowi bÄ™dzie można też poznać okolice Biecza. W Binarowej, we wpisanym na listÄ™ Å›wiatowego dziedzictwa UNESCO drewnianym koÅ›ciele Å›w. MichaÅ‚a ArchanioÅ‚a zagra zespół Musica Graciana, którym od klawesynu zadyryguje Maksymilian ÅšwiÄ™ch. KoÅ›ciół w Binarowej od zawsze inspiruje artystów. W 1889 roku StanisÅ‚aw WyspiaÅ„ski i Józef Mehoffer wykonali wiele szkiców koÅ›cioÅ‚a w czasie wycieczki naukowej ze Szkołą Sztuk PiÄ™knych, a przywoÅ‚any na poczÄ…tku Miron BiaÅ‚oszewski napisaÅ‚ po spotkaniu z koÅ›ciółkiem StarÄ… pieśń na BinnarowÄ…, przez wielu uważanÄ… za jeden z najpiÄ™kniejszych polskich wierszy XX wieku. CoÅ› w tym jest…
[...] O Anioły-Stróże, o deski w różnym kolorze od kaplicy swojej wyjdźcie, tęczę z drewna nam pokażcie, w skrzyp cichuśki i lekkuśki odemknijcie drzwi kościoła. Otworzyły! [...]