Wszystkie posty

jeszcze więcej do czytania...

CHOPIN I JEGO EUROPA: BACH I CHOPIN, BEZUIDENHOUT I OHLSSON



Podoba mi się koncepcja instrumentu jako narzędzia ekspresji artystycznej, co pozwala traktować go jak wehikuł. (...) Partytury z XVIII w. to coś, co oddycha i żyje lub żyje i umiera – wszystko zależy od podejścia wykonawcy. Jeśli nie podejmiesz odpowiednich decyzji co do artykulacji, tempa, brzmienia, jeśli nie wiesz, co robisz, to muzyka umiera okropną śmiercią. Najważniejsze jest wiedzieć, jak w prawdzie wydobywać i ożywiać dawne brzmienia. (Tygodnik Powszechny, "Pełne emocji i pasji" - rozmowa Klaudii Baranowskiej z Kristianem Bezuidenhoutem)

Przed Festiwalem Bachowskim w Świdnicy przeczytałem w Tygodniku Powszechnym w wywiadzie z Kristianem Bezuidenhoutem słowa, które mnie nie tylko poruszyły, ale też są w wielu miejscach moimi własnymi poglądami na temat muzyki. Nie udało mi się posłuchać Kristiana Bezuidenhouta w Świdnicy, okazja nadarzyła się jednak szybciej niż się spodziewałem. 27 i 28 sierpnia w czasie festiwalu Chopin i jego Europa Kristian Bezuidenhout zagrał razem z Freiburger Barockorchester koncerty klawesynowe Johanna Sebastiana Bacha.

Podczas pierwszego koncertu usłyszeliśmy Koncert klawesynowy d-moll, BWV 1052 oraz Koncert klawesynowy D-dur, BWV 1054. Wykonanie pierwszego z nich nie zapowiadało emocji, które miały przyjść potem. Koncert d-moll był rozpędzony jak opóźniony pociąg pospieszny, który za wszelką cenę chce nadrobić stracony czas. W tej sytuacji wszelkie zwolnienia wydawały się sztuczne, a to na koniec pierwszej części nawet dziwaczne. Orkiestra szukała też swojego brzmienia w akustyce sali koncertowej Filharmonii Narodowej; skrzypce chwilami pięknie wtapiały się w brzmienie zespołu, jednak basso continuo było zupełnie niezbilansowane - miejscami było zbyt cicho, by zaraz potem zdominować całość.

Prawdziwe piękno muzyki Bacha nadeszło z dźwiękami Koncertu klawesynowego D-dur, BWV 1054. Pomysł na jego wykonanie był spójny i czytelny, bardzo ciekawa artykulacja nadała koncertowi lekkości i elegancji. Podobały mi się też wewnętrzne zakończenia, które były wyraźne, ale subtelne. Po koncercie moja sąsiadka z widowni powiedziała, że koncert był kobiecy. To według mnie największy komplement, jakim można określić wykonanie BWV 1054. 

Następnego wieczoru Kristian Bezuidenhout i Freiburger Barockorchester zagrali kolejne trzy Koncerty klawesynowe Bacha: g-moll, BWV 1058; A-dur, BWV 1055 i E-dur, BWV 1053.

W Koncercie klawesynowym g-moll, BWV 1058 szczególnie interesujące były pomysłowe, gęste i bardzo precyzyjne ozdobniki w partii klawesynowej (tryle w II części - majstersztyk!). Kiedy słucham Bacha na koncercie, czasami zupełnie się wyłączam i staję się częścią muzyki. Tak było w III części Koncertu g-moll. Muzyka po prostu przepływała między Kristianem Bezuidenhoutem, orkiestrą i publicznością. Było cudownie...

Wykonanie Koncertu klawesynowego A-dur, BWV 1055 było fenomenalne. W pierwszej części czułem ducha i charakter III Koncertu brandenburskiego, BWV 1048. W trzeciej części klawesynista i orkiestra zagrali w bardzo szybkim tempie, ale jakże inaczej niż poprzedniego dnia w koncercie d-moll - punktualnie, soczyście i stylowo. Szczególnie urzekające, były śpiewne, niemal wokalne duety solistek pierwszych i drugich skrzypiec.

Na zakończenie cyklu zabrzmiał Koncert klawesynowy E-dur, BWV 1053. Pierwsza część wydała mi się bardzo taneczna, potem przypomniałem sobie, że ten sam materiał muzyczny został użyty przez Bacha w Sinfonii do kantaty Gott soll allein mein Herze haben, BWV 169, i to, co określiłem w pierwszym momencie "tanecznością" lub "rozkołysaniem" mogło być spowodowane zabawą z barwą i dynamiką oraz próbą oddania na klawesynie organowego legata. To niezwykle trudne, a jednak Kristianowi Bezuidenhoutowi udał się tego dokonać. Była też zabawa rekwizytem. Przewrócenie ostatniej strony koncertu (i całego cyklu) było mocne i ekspresyjne, niemal aktorskie. Do tej pory za mistrza w czynieniu z nut elementu widowiska uważałem Marcina Świątkiewicza. Kristian Bezuidenhout robi to równie elegancko i wymownie.

Kristian Bezuidenhout nie rzuca słów na wiatr. W Koncertach klawesynowych Johanna Sebastiana Bacha wydobył z ich historycznej prawdy świeże, pełne energii brzmienia, doskonale prowadził orkiestrę, ale co także ważne, wsłuchiwał się w jej głos. Bezuidenhout  jest też mistrzem tworzenia na klawesynie elementów iluzji. Dźwięki, które chwilami płynęły z klawesynu zdawały się być nierzeczywiste a ograniczenia wynikające z niedostatków historycznego instrumentu stawały się zupełnie nieistotne. Wielkie brawa należą się też Freiburger Barockorchester. Orkiestra doskonale wyczuwała zamysły solisty, kiedy taka była potrzeba nieco się wycofywała, a kiedy interpretacja tego wymagała wychodziła na pierwszy plan. Gdy na gorąco komentowałem wykonanie Koncertu klawesynowego E-dur, BWV 1053 powiedziałem nawet, że potrafiła wznieść się o poziom wyżej i nie była już ani grupą muzyków, ani nawet zgranym zespołem a wykreowała coś większego - autonomiczny byt, który koncertował na równi z solistą.

Już gdyby organizatorzy zdecydowali się zaprezentować cykl pięciu koncertów klawesynowych Johanna Sebastiana Bacha byłaby to duża sprawa. Jednak twórcy festiwalu Chopin i jego Europa wpadli na pomysł genialny - zestawienie z koncertami klawesynowymi Bacha koncertów fortepianowych Fryderyka Chopina, wykonywanych przez Garricka Ohlssona na historycznym instrumencie.

W czasie Warsztatów Krytyki Muzycznej zapytałem Garricka Ohlssona, jaki jest jego punkt widzenia na temat związku między muzyką Johanna Sebastiana Bacha i Fryderyka Chopina. Zwycięzca VIII Konkursu Pianistycznego im. Fryderyka Chopina przytoczył nie tylko znany fakt, że z kompozytorów muzyki dawnej jedynie Bach i Mozart byli przez Chopina uwielbiani, powiedział też, że właśnie przez wielopłaszczyznowe związki między Bachem i Chopinem, często zestawia ich utwory w programach swoich recitali fortepianowych i że piękna muzyki Chopina dopatruje w tym, z jak wielką swobodą - choć zupełnie inaczej niż w baroku - polski kompozytor stosował techniki polifoniczne.

Garrick Ohlsson po mistrzowsku prowadzi głosy i buduje napięcia w wielogłosowych konstrukcjach. W czasie festiwalu Chopin i jego Europa słyszałem w jego wykonaniu III Suitę angielską, BWV 808.  Musette była jedną z najbardziej tajemniczych i intrygujących, jakie do tej pory słyszałem. Amerykański pianista wydobywa też polifoniczne detale i smaczki w kompozycjach Chopina. Takie zresztą były obydwa koncerty fortepianowe Chopina w jego wykonaniu. Wysmakowane.

Pierwszy raz słuchałem Koncertu fortepianowego e-moll, op. 11 i Koncertu fortepianowego f-moll, op. 21  Fryderyka Chopina wykonywanych na instrumencie historycznym. To na co zwróciłem uwagę najbardziej, to zupełnie inne proporcje pomiędzy orkiestrą a fortepianem. Dotąd uważałem instrumentację koncertów Chopina za niedoskonałą. W niedzielę i poniedziałek usłyszałem ją zupełnie inaczej, być może dzięki historycznemu instrumentowi dopiero odkryłem jej sens. Przytłumione, krótsze i bardziej pastelowe niż we współczesnych fortepianach brzmienie Erarda z 1849 roku nadało głosowi orkiestry pełni i uczyniło go bardziej zrozumiałym. Duża w tym także zasługa świetnej Orkiestry XVIII Wieku, która towarzyszyła w obydwu koncertach Garrickowi Ohlssonowi. Jedyny zarzut, jaki mam do brzmienia tej orkiestry to uciążliwe, przypominające trochę tamburyn,  brzęczenie jednej z waltorni.

Festiwal Chopin i jego Europa dobiegł już końca. Wkrótce pojawi się na Baroque Goes Nuts! podsumowanie tego niezwykłego Festiwalu, na które już teraz zapraszam.

B!52, Odcinek 36 - Trinitatis XI

Zachowały się trzy kantaty, które Bach napisał na jedenastą niedzielę po Trójcy Świętej: Siehe zu, daß deine Gottesfurcht nicht Heuchelei sei, BWV 179; Herr Jesu Christ, du höchstes Gut, BWV 113 oraz Mein Herze schwimmt im Blut, BWV 199.


Mein Herze schwimmt im Blut to kantata solowa na sopran z towarzyszeniem kameralnego zespołu instrumentalnego złożonego z oboju, dwojga skrzypiec, altówki (obbligato w części 6) oraz basso continuo z fagotem i violone. Ze względu na pełne emocji arie i recytatywy sporanowe charakter tej kantaty jest porównywany często z operą barokową.


Kompozycja została wykonana po raz pierwszy w Weimarze 12 sierpnia 1714 roku. Bach zaprezentował ją ponownie Köthen transponując muzykę z c-moll do d-moll oraz w Lipsku w jedenastą niedzielę po Świętej Trójcy roku 1723 (8 sierpnia) dodatkowo zmieniając altówkę obbligato na wiolonczelę piccolo.

Tekst kantaty, w którym podmiot liryczny opisuje swoje swoją pełną dramatyzmu przemianę z "potwornego grzesznika" w dziecko Boże, przed którym otwarte są drzwi zbawienia, został napisany przez Georga Christiana Lehmsa. Nie jest pewne, czy Lehms i Bach znali się osobiście, jednak Bach musiał znać wydany przez Lehmsa w 1711 roku zbiór Gottgefälliges Kirchen-Opffer, ponieważ pochodzi z niego także tekst innej kantaty: Widerstehe doch der Sünde, BWV 54. Oprócz oryginalnej poezji Lehmsa, w szóstej części kantaty został wpleciony także tekst trzeciej zwrotki hymnu Johanna Heermanna Wo soll ich fliehen hin. Warto też dodać, że do tego samego tekstu muzykę napisał w roku 1712 w Darmstadt Christoph Graupner.

Zapraszam do posłuchania czwartej części kantaty, arii Tief gebückt und voller Reue w wykonaniu Elizabeth Watts (sopran) oraz The English Concert pod dyrekcją Harry'ego Bicketa.

Tief gebückt und voller Reue

Lieg ich, liebster Gott, vor dir.

Ich bekenne meine Schuld,

Aber habe doch Geduld,

Habe doch Geduld mit mir!

Pochylony, pełen skruchy, 
Leżąc przed Tobą się korzę.
Wyznaję mą niegodziwość, 
Lecz błagam, miejże cierpliwość

Cierpliwość dla mnie, mój Boże!  





Chopin i jego Europa - COLLEGIUM 1704: BACH I ZELENKA



W poniedziałek 21 sierpnia w ramach festiwalu Chopin i jego Europa odbył się w warszawskiej Bazylice św. Krzyża koncert, na którym zespół Collegium 1704 kierowany przez Václava Luksa wykonał kantatę Ich habe genug, BWV 82 Johanna Sebastiana Bacha oraz Antyfonę i Psalm Regem cui omnia vivunt z Officium defunctorum, ZWV 47 oraz Requiem D-dur, ZWV 46 Jana Dismasa Zelenki. To jeden z tych koncertów festiwalowych, na które czekałem najbardziej, bo nieczęsto można usłyszeć w Polsce utwory Zelenki, podobnie zresztą, jak dobre wykonanie pierwotnej, przeznaczonej na bas i obój wersji kantaty Ich habe genug. Od niej zaczął się właśnie poniedziałkowy koncert.

Nunc dimittis, czyli Kantyk Symeona to pieśń, którą według przekazu Ewangelii według św. Łukasza miał zaśpiewać w świątyni Symeon, kiedy wziął na ręce małego Jezusa. Muzycznego opracowania tego tekstu podejmowało się wielu kompozytorów, także polskich (Grzegorz Gerwazy Gorczycki, Stanisław Sylwester Szarzyński). Najbardziej znanym utworem opartym na Nunc dimittis jest jednak kantata Ich habe genug, BWV 82 Johanna Sebastiana Bacha, która została wykonana po raz pierwszy 2 lutego 1727 w Święto Ofiarowania Pańskiego.

Ich habe genug jest bardzo częstym gościem w Różowym Głośniku Baroque Goes Nuts!, bo to jedna z najpiękniejszych i najbardziej wzruszających kantat Johanna Sebastiana Bacha. Nie mogłem się więc oprzeć i poszedłem, żeby jej posłuchać już na próbę przed koncertem. Byłem po niej pewien, że wykonanie będzie znakomite. I tak się właśnie stało.

Na koncercie nie musiałem martwić się o technikę grania i śpiewania. Miałem po próbie stuprocentowe zaufanie do wykonawców i dlatego mogłem skupić się na muzyce i na swoich emocjach. A te były naprawdę piękne. Od pierwszych do ostatnich nut Ich habe genug byłem głęboko poruszony; popłynęły łzy, a motyle w brzuchu wyprawiały niecodzienne harce.

Obsada instrumentalna kantaty jest skromna. Basowi towarzyszy jedynie obój solo, smyczki i basso continuo. Katharina Andres cudownie zagrała soli oboju, a partie smyczków delikatnie płynęły w kierunku słuchaczy. W utworach, które dobrze znam, zwracam uwagę na najmniejsze nawet szczegóły, nie umknęło mi więc dość zaskakujące wprowadzenie teorby do recytatywu Mein Gott! wenn kömmt das schöne: Nun! Było mocno!

Gwiazdą poniedziałkowego wykonania Ich habe genug był jednak Jan Martiník, solista berlińskiej Staatsoper Unter den Linden. Martiník dysponuje głębokim, ciepłym basem, który wydaje się być stworzony do wykonywania partii basowych w repertuarze oratoryjno-kantatowym. Zarówno arie, jak i recytatywy w jego wykonaniu stały na najwyższym poziomie, nawet najniższe dźwięki były śpiewne pewnie i czysto. Były też pełne emocji wyrażanych nie tylko głosem, ale i gestem, grymasem, ruchem. A wszystko subtelnie, z wielkim wyczuciem stylu i konwencji oraz ze pełną świadomością tekstu.

Będę  śledził program koncertowy Jana Martiníka z zainteresowaniem i z dużymi nadziejami na to, że może kiedyś, gdzieś będzie jeszcze okazja do posłuchania Bacha w jego wykonaniu. A jeśli będzie to Mache dich, mein Herze, rein, rzucę wszystko i pojadę bez zastanowienia.

Po Bachu przyszedł czas na Jana Dismasa Zelenkę. Wykonanie Antyfony i Psalmu Regem cui omnia vivunt z Officium defunctorum, ZWV 47 nie wbudziło mojego zachwytu. Było rozczłonkowane i jakby wyrwane z kontekstu. Nie czułem też chemii między chórem, solistką i zespołem instrumentalnym. W każdym razie nie było to venite, exultemus (pójdźcie i śpiewajcie radośnie).

Potem było już zdecydowanie lepiej. Requiem D-dur, ZWV 46 było w wykonaniu Collegium 1704 spójne i interesujące. Václav Luks prowadził zespół z elegancką pasją, staral się cały czas wysyłać do artystów pozytywne emocje. Mocnym elementem był zgrany, mocny chór, a gregoriańskie tenorowe unisona wprowadzały nastrój misterium. Z solistów wyróżniłbym zdecydowanie Václava Čížka. Miałem już przyjemność słuchać tego śpiewaka w maju na koncercie Baroque Collegium 1685 w warszawskim Kościele ss. Wizytek (Bach 200 UW: Baroque Collegium 1685), byłem wtedy pod dużym wrażeniem jego umiejętności wokalnych i interpretacyjnych, tak samo było tym razem.

Bardzo dobrze słuchało się instrumentów dętych. Duet fagotów we fragmencie poprzedzającym Sanctus był wyśmienity, efektownie i bez zarzutu zagrały też trąbki i flety. Chwilami zdarzało się, że zespół jako całość tracił wyczucie pulsu, ale być może był to efekt niedoskonałych warunków akustycznych Bazyliki św. Krzyża.

W Requiem pojawia się też w kilku partiach solowych pewien niezwykły instrument. To chalumeau, przodek klarnetu. Brzmienie chalumeau, na którym w poniedziałek świetnie zagrał Christian Leitherer, jest dużo niższe i dużo głośniejsze niż moglibyśmy się spodziewać po wielkości i wyglądzie instrumentu; jest też zupełnie inne niż brzmienie jakiegokolwiek instrumentu współczesnego, stąd sprawia, że muzyczna sytuacja staje się nierzeczywista. Już sama obecność tego dźwięku pobudzała w poniedziałek wyobraźnię i przenosiła do czasów, w których powstała muzyka Zelenki.

Warto na koniec dodać, jak wielkim zainteresowaniem cieszą się koncerty organizowanego przez Narodowy Instytut Fryderyka Chopina festiwalu Chopin i jego Europa. W poniedziałek spora kolejka zaczęła się ustawiać przed wejściem do Bazyliki św. Krzyża już na godzinę przed koncertem, a w czasie koncertu kościół był wypełniony do ostatniego miejsca. Tak samo, jak przed większością koncertów festiwalowych.

______

Chopin i jego Europa
21 sierpnia 2017, 21.00
Warszawa, Bazylika Św. Krzyża

Wykonawcy:

Kateřina Kněžíková (sopran)
Luciana Mancini (alt)
Aneta Petrasová (alt)
Václav Čížek (tenor)
Yannis François (bas)
Michał Dembiński (bas)

Collegium 1704

Václav Luks (dyrygent)

Program:

Jan Dismas Zelenka (1679-1745)

Requiem D-dur, ZWV 46
Invitatorium: Antiphona et Psalmus Regem cui omnia vivunt z Officium defunctorum, ZWV 47 

Johann Sebastian Bach (1685-1750)

Kantata Ich habe genug BWV 82

B!52, Odcinek 35 - Trinitatis X



Jutro 10. Niedziela po Trójcy Świętej. Mieszkańcy Lipska byli tego dnia bombardowani obrazami totalnej destrukcji. Czytano nie tylko fragment Ewangelii według św. Łukasza, w którym Jezus zapowiada zagładę Jerozolimy, ale też spisaną przez Józefa Flawiusza naoczną relację z wojny rzymsko-żydowskiej w roku 70, w czasie której ostatecznie zburzono świątynię w Jerozolimie. Żyli jeszcze w Lipsku ludzie, którzy pamiętali spustoszenia, które przyniosła wojna trzydziestoletnia, więc wizje, które roztaczano musiały być bardzo sugestywne.

A do tego wszystkiego dokładał się jeszcze Bach...

Schauet doch und sehet, ob irgendein Schmerz sei wie mein Schmerz, der mich troffen hat. Denn der Herr hat mich voll Jammers gemacht am Tage seines grimmigen Zorns.

Spójrzcie i patrzcie: Czy jest ból równy mojemu bólowi, który mnie zadano, którym dotknął mnie Pan w dniu zapalczywości swojego gniewu?

(Lm 1:12)

Tak rozpoczyna się jedna z kantat, którą Johann Sebastian Bach napisał na 10.  niedzielę po Trójcy Świętej - Schauet doch und sehet, ob irgendein Schmerz sei, BWV 46. Nieznany autor zestawił w niej swoją poezję z cytatem biblijnym oraz chorałem Balthassara Schnurra z 1633 roku. W sposób typowy dla tamtych czasów pierwsza część utworu jest wypełniona obrazami gniewu i nieszczęścia, natomiast druga jest nawoływaniem do nieustającego żalu za grzechy.

Kantata składa się z sześciu części i została rozpisana na trzy głosy solowe (alt, tenor i bas), czterogłosowy chór, trąbkę suwakową, dwa flety proste, dwa oboje da caccia, dwoje skrzypiec, altówkę i basso continuo.

Pierwsza część kantaty chór Schauet doch und sehet, ob irgend ein Schmerz sei to muzyczne opracowanie cytatu z Lamentacji Proroka Jeremiasza. Do tekstu, który jest częścią responsorium Wielkiego Piątku, muzykę napisało wielu kompozytorów. Georg Friedrich Händel użył go na przykład w oratorium Mesjasz, HWV 56 w arioso poprzedzającym scenę śmierci Chrystusa.

Bach opracował tekst w formie preludium i fugi. Materiał preludium został użyty ponownie przez kompozytora w roku 1733 w Glorii z Mszy h-moll we fragmencie Qui tollis peccata mundi (Który gładzisz grzechy świata). Pod koniec życia Bach włączył całą Glorię do Wielkiej mszy h-moll, BWV 232.

Zapraszam do posłuchania pierwszej części kantaty Schauet doch und sehet, ob irgend ein Schmerz sei, BWV 46 w wykonaniu Collegium Vocale Gent pod dyrekcją Philippe Herreweghe.



Chopin i jego Europa - ROZTAŃCZONE KONCERTY BRANDENBURSKIE



Jako, że miałem wielkie szczęście być wysłuchanym przez Waszą Królewską Wysokość kilka lat temu; i jako, że zauważyłem, że Wasza Wysokość znalazł wtedy odrobinę przyjemności w tych niewielkich talentach do Muzyki, którymi obdarzyły mnie Niebiosa (...), ośmielam się z tymi oto Koncertami, które przeznaczyłem na kilka instrumentów, oddać Waszej Królewskiej Wysokości moją pokorną służbę; proszę Waszą Wysokość najpokorniej, aby nie osądzać ich niedoskonałości z surowością i wrażliwym smakiem do dzieł muzycznych, z którego Wasza Wysokość jest wszystkim znana, ale raczej przez wzgląd na głęboki szacunek i najwierniejsze posłuszeństwo, które próbuję Waszej Wysokości okazać (...).

Bardzo musiało zależeć dojrzałemu i uznanemu już Bachowi na związaniu się ze znaczniejszym niemieckim dworem i zapewnieniu swojej rodzinie godnych warunków do życia (a sobie do tworzenia), skoro zdecydował się na tak uniżony ton powyższej dedykacji.

Johann Sebastian Bach wysłał ją w 1721 roku z Köthen razem z sześcioma koncertami na kilka instrumentów (avec plusieurs instruments) do margrabiego Brandenburgii-Schwedt Christiana Ludwiga. Margrabia Bacha jednak nie zatrudnił, nic nie wskazuje także na to, żeby zlecił dworskiej kapeli wykonanie tych sześciu koncertów, bo trafiły do skrzyni na nuty, którą rozprzedano po jego śmierci. Za manuskrypt Bacha otrzymano wtedy 24 grosze, czyli licząc według dzisiejszych miar niecałe 100 złotych... "Koncertami brandenburskimi" nazwał je Johann Nikolaus Forkel w napisanej przez siebie w roku 1802 biografii Bacha, natomiast opublikowano je po raz pierwszy dopiero w roku 1850 po tym, jak rok wcześniej Siegfried Wilhelm Dehn odkrył je w archiwach Brandenburgii. 

Koncert brandenburskie, BWV 1046 - 1051 to jedne z najbardziej urzekających kompozycji Johanna Sebastiana Bacha. Termin "kilka instrumentów" użyty w dedykacji jest eufemizmem, bo utwory są przeznaczone na najbardziej chyba zróżnicowane i bogate składy instrumentalne, jakie były dostępne na początku XVIII wieku. Są popularne i lubiane przez słuchaczy, dlatego często trafiają do programów koncertów; choć wszystkie razem już dużo rzadziej. Wykonanie całego cyklu jest trudnym wyzwaniem, zarówno pod względem muzycznym, jak i organizacyjnym i dlatego mogą je zrealizować tylko najlepsze i najbardziej wszechstronne zespoły.

W środę 16 sierpnia Koncerty brandenburskie usłyszeliśmy w sali Filharmonii Narodowej w Warszawie na festiwalu Chopin i jego Europa w wykonaniu Il Giardino Armonico i Giovanniego Antoniniego . Mam do Koncertów brandenburskich bardzo osobisty stosunek (Mistrz i Przyjaciel) i dlatego z dużymi nadziejami czekałem na ten właśnie koncert.

Już na próbie przed koncertem Il Giardino Armonico i Giovanni Antonini pokazali, w jakim kierunku pójdzie ich interpretacja Koncertów brandenburskich; kiedy przy jednym z koncertów muzycy - i ci grający na estradzie, i ci przysłuchujący się kolegom z widowni - zaczęli podrygiwać w rytm muzyki, wszystko było już jasne. Koncerty brandenburskie w wykonaniu Il Giardino Armonico były elegancko roztańczone, świeże i energetyczne. Na koncercie siedziałem na jaskółce (drugi balkon na widowni sali koncertowej Filharmonii Narodowej) i z przyjemnością nie tylko słuchałem, ale też patrzyłem na tę roztańczoną, dynamiczną i pełną pozytywnych emocji ferajnę.

I Koncert brandenburski, BWV 1046 (Concerto 1mo à 2 Corni di Caccia, 3 Hautb: è Bassono, Violino Piccolo concertato, 2 Violini, una Viola è Violoncello, col Basso Continuo) i II Koncert brandenburski, BWV 1047 (Concerto 2do à 1 Tromba, 1 Flauto, 1 Hautbois, 1 Violino, concertati, è 2 Violini, 1 Viola è Violone in Ripieno col Violoncello è Basso per il Cembalo) to koncerty bardzo bogate jeśli chodzi o instrumentację. W swoich kantatach Bach używał takich składów tylko na najbardziej świąteczne okazje. I tak właśnie zabrzmiały te dwa koncerty na środowym koncercie - świątecznie, żarliwie i radośnie.

Szczególnie podobała mi się ostatnia część I Koncertu brandenburskiego, a jej fragment, który Bach określił jako polacca (polski, polonez) był naprawdę wyjątkowy, szczególnie mocna, wyraźna i zaskakująca artykulacja smyczków. W obydwu koncertach dobrze słuchało się pierwszego oboju. Po próbie trochę obawiałem się dyspozycji rogów,  jednak niepotrzebnie, bo było całkiem dobrze. Nie bezbłędnie, ale pewne niedociągnięcia traktuję zawsze jago ogromną przewagę "żywej" muzyki nad nagraniami.  W pierwszej i ostatniej części II Koncertu brandenburskiego słabiej było słychać partię fletu, prawdopodobnie stało się tak ze względu na niedostosowany do warunków akustycznych sali koncertowej Filharmonii Narodowej wybór instrumentu.

Dzięki wirtuozowskim popisom solistów (skrzypce i dwa flety) oraz za sprawą narzuconego tempa, które w trzeciej części było wprost szaleńcze, IV Koncert brandenburski, BWV 1049 (Concerto 4to à Violino Principale, due Fiauti d'Echo, due Violini, una Viola è Violone in Ripieno, Violoncello è Continuo) był porywający. Po prostu. Nie każdy zespół dałby tej gonitwie dźwięków radę. Il Giardino Armonico poradziło z tym sobie doskonale. I z wielką klasą. 

Jako były (albo niedoszły - nie potrafię się zdecydować) altowiolista mam do VI Koncertu brandenburskiego, BWV 1051, (Concerto 6to à due Viole da Braccio, due Viole da Gamba, Violoncello, Violone e Cembalo) bardzo duży sentyment, bo to w istocie koncert na dwie altówki z towarzyszeniem basso continuo. W wykonaniu muzyków Il Giardino Armonico zabrzmiał kameralnie, pięknie i ciepło, choć nieco jaśniej niż wykonania, które znam z płyt lub których słuchałem na koncertach.

Myślę, że zadziałała tu przede wszystkim wielkość instrumentów, na których grali altowioliści. Druga altówka była jednym z największym instrumentów, jakie kiedykolwiek widziałem (stawiam na 17,5-18 cali, ale trudno to dobrze ocenić ze znacznej odległości), co zbliżało jej dźwięk do brzmienia wiolonczeli da spalla, z drugiej strony pierwsza altówka była znacznie mniejsza, więc czasami zdawało się, że grają skrzypce. Dzięki takiej różnicy w brzmieniu instrumentów dialogi były wyraźniejsze, co jeszcze bardziej zbliżało VI Koncert brandenburski do formy koncertu podwójnego.

Interpretacja V Koncertu brandenburskiego, BWV 1050, (Concerto 5to à une Traversiere, une violino principale, une violino è una Viola in Ripieno, Violoncello, Violone è Cembalo Concertato) przekonała mnie chyba najmniej. Fragmenty wykonywane przez trio instrumentów koncertujących były dla mnie zbyt skromne i wycofane; koncert nabierał rumieńców dopiero, kiedy dochodziły do głosu bardzo soczyste smyczki ripieni.

Na koniec wysłuchaliśmy III Koncertu brandenburskiego, BWV 1048 (Concerto 3zo a tre Violini, tre Viole, è tre Violoncelli col Basso per il Cembalo). Zgrane i równe smyczki są dużą siłą Il Giardino Armonico i dlatego ten przeznaczony jedynie na orkiestrę smyczkową koncert zabrzmiał na zakończenie koncertu naprawdę dobrze. I mocno. Uroku dodała mu też krótka, ale piękna kadencja, rozwinięcie zapisanych przez Bacha dwóch akordów kadencji frygijskiej, która zastępuje drugą część koncertu.

Środowy koncert miał wielu bohaterów. O trzech z nich wypada napisać choć kilka słów. Pierwszym jest Giovanni Antonini, który z maestrią pokierował całym koncertem. Obserwowałem maestro Antoniniego także podczas próby i widziałem, jak niewiele potrzebuje słów, czy gestów, żeby zespół zrealizował jego pomysł. Widziałem też, jak wielkim szacunkiem darzą go muzycy i jak wielkim szacunkiem on darzy grających w zespole artystów. Miałem okazję zamienić po próbie kilka słów z Giovannim Antoninim, to poza wszystkim innym bardzo serdeczny i otwarty człowiek. Mnie pewnie zapamięta jako trzęsącą się osikę, ale to już zupełnie inna historia.

Drugim bohaterem środowego wieczoru był Stefano Barneschi. Z wielkim podziwem patrzyłem nie tylko jak ze swadą prowadzi grupę skrzypiec, ale też jak po mistrzowsku gra w części koncertów partie solowe. Jego wykonanie Presto z IV Koncertu brandenburskiego było wprost genialne.

Na koniec o bohaterze zbiorowym - zakończeniach, kadencjach i suspensach. Il Giardino Armonico i Giovanni Antonini mają niezwykłe wyczucie pauzy i ciszy. Środowy koncert pełen był cudownych, równych zakończeń, zaskakujących zawieszeń i kadencji (jak ta kończąca drugą część IV Koncertu brandenburskiego), które na długo pozostają w pamięci słuchaczy. 


B!52, Odcinek 34 - Trinitatis IX


W tym tygodniu Bach miał w Lipsku gościa. Nie wiemy, jak się nazywał, ale z pewnością był znakomitym flecistą (albo znakomitą flecistką). Arie z towarzyszeniem fletu i inne utwory z fletem w roli głównej, które powstały w czasie pobytu tajemniczego gościa w Lipsku są jednymi z najtrudniejszych i najpiękniejszych w literaturze fletowej tamtego okresu. 

Jedną z kompozycji, która powstała na przełomie lipca i sierpnia 1724 roku, i w której jedną z głównych ról gra traverso jest kantata Was frag ich nach der Welt, BWV 94. Kantata została wykonana po raz pierwszy w dziewiątą niedzielę po Trójcy Świętej, 6 sierpnia 1724 roku.

Ośmioczęściowa kantata została napisana na cztery głosy solowe (sopran, alt, tenor, bas), czterogłosowy chór, flet traverso, dwa oboje, dwoje skrzypiec, altówkę i basso continuo. Nieznany autor zestawił jej tekst z własnej poezji (części 2, 4 i 6) oraz słów hymnu Balthasara Kindremanna z roku 1664, do którego melodię napisał Ahasverus Fritsch (części 1, 3, 5, 7 i 8). Ciekawostką jest to, że Was frag ich nach der Welt jest jedyną zachowaną kantatą Bacha, w której nie ma typowego, trwającego całą część recytatywu. Mamy zamiast tego różne formy łączone. 

Zapraszam do posłuchania rozpoczynającego kantatę chorału, który można by też śmiało nazwać wirtuozowskim koncertem na flet traverso z towarzyszeniem orkiestry i chóru. 

***

Johann Sebastian Bach (1685-1750)
Kantata "Was frag ich nach der Welt", BWV 94
1. Chorał: Was frag ich nach der Welt

John Eliot Gardiner
Monteverdi Choir
English Baroque Soloists

Was frag ich nach der Welt
Und allen ihren Schätzen
Wenn ich mich nur an dir,
Mein Jesu, kann ergötzen!
Dich hab ich einzig mir
Zur Wollust fürgestellt,
Du, du bist meine Ruh:
Was frag ich nach der Welt!  

Cóż mnie obchodzi świat
I jego skarby wielkie.
Ja w Tobie, Jezu mój,
Mam pocieszenie wszelkie.
Tyś jest radością mą
I Tobiem tylko rad.
Pokój mój w Tobie mam.
Cóż mnie obchodzi świat! 


B!DATE, 12.08.2017 - Żaba, kot i inne stwory, czyli urodziny Heinricha Ignaza Franza Bibera



Jutro będziemy obchodzić 373 rocznicę urodzin Heinricha Ignaza Franza Bibera, kompozytora i genialnego wirtuoza skrzypiec.

Heinrich Ignaz Franz Biber został ochrzczony (i prowdopodobnie także się urodził) 12 sierpnia 1644 roku w miejscowości Wartenberg (obecnie Stráž pod Ralskem w Czechach). Przypuszcza się, że wiedzę ogólną zdobywał w gimanzjum Jezuitów w Opawie a muzyki uczył go miejscowy organista. Jeszcze przed 1668 rokiem pracował na dworze księcia Johanna Seyfrieda von Eggenberg w Grazu, później został zatrudniony przez biskupa Ołomuńca Karla II von Liechtenstein-Kastelkorn w Kromieryżu.

Latem 1670 roku biskup wysłał Bibera do Absam koło Innsbrucku, żeby ze słynnym lutnikiem, Jacobem Steinerem negocjować zakup instrumentów do kapeli dworskiej. Biber jednak nigdy do Absam nie dojechał. W znajdującym się po drodze Salzburgu nawiązał kontakty z miejscowym arcybiskupem, Maximilianem Gandolphem von Kuenburg, i zdecydował wbrew woli swojego dotychczasowego chlebodawcy zostać w Salzburgu na stałe. Biskup Ołomuńca nie podjał żadnych kroków tylko ze względu na swoją przyjaźń z arcybiskupem Salzburga, jednak oficjalnie zwolnił Bibera z jego zobowiązań wobec dworu w Kromieryżu dopiero w roku 1676.

W Salzburgo kariera Bibera rozkwitła. Rozpoczął publikowanie swoich utworów, występował przed cesarzem Leopoldem I, w roku 1679 został zastępcą kapelmistrza a w 1684 roku kapelmistrzem. Lata dziewięćdziesiąte przyniosly Biberowi najwyższe godności, które mógł osiągnąć w tych czasach muzyk. Od cesarza otrzymał szlachecki tytuł Biber von Bibern a od nowego arcybiskupa - Johanna Ernsta hrabiego Thun godność Lorda Wielkiego Stewarda. Biber nad Biberami!

Ze swoją żoną, Marią Weiss mial jedenaścioro dzieci, z których czworo dożyło dorosłości. Wszyscy zostali muzykami - Anton Heinrich (1679–1742) i Karl Heinrich (1681–1749) pracowali jako skrzypkowie na dworze w Salzburgu a córki - Maria Cäcilia (ur. 1674) i Anna Magdalena (1677–1742) zostały klaryskami, pierwsza w klasztorze w Merano, druga w klasztorze Nonnberg w Salzburgu. Anna Magdalena była także śpiewaczką i skrzypaczką, a w 1727 roku została kierownikiem chóru i klasztornej kapeli.

Heinrich Ignaz Franz Biber umarł w Salzburgu w roku 1704.

Biber pisał zarówno utwory świeckie, jak i dziela religijne przeznaczone dla katedry w Salzburgu. Największe uznanie zdobyły jednak jego utwory skrzypcowe i na zespół smyczkowy, które do dzisiaj zadziwiają róznorodnaością form i brzmień. Biber jak nikt przed nim rozwinął technikę gry skrzypcowej, a jego kompozycje do dzisiaj stanowią wielkie wyzwanie dla skrzypków. Jest tak przede wszystkim ze względu na wirtuozowskie zabiegi techniczne, które stosował: niezwykle trudne pasaże i figuracje, nietypową artykluację i smyczkowanie, używanie dwudźwięków i akordów do prowadzenia skomplikowanych linii polifonicznych, czy wreszcie skordatura, czyli przestrajanie instrumentu w celu umożliwienia zastosowania efektów brzmieniowych niemożliwych do uzyskania w stroju normalnym.

Najbardziej znanym cyklem utworów, w których Biber zastosował skordaturę są Sonaty Misteryjne (albo Różańcowe) - cykl 15 sonat oraz Passagalii na skrzypce z towarzyszeniem basso continuo, które w swoim nastroju nawiązują do 15 tajemnic różańca. Jedynie sonaty pierwsza i ostatnia są napisane dla normalnego stroju skrzypiec,  w pozostałych struny skrzypiec stroi się we wskazany przez kompozytora sposób, sonata 11 - Zmartwychwstanie - wymaga dodatkowo skrzyżowania ze sobą przed mostkiem strun D i A.









Nie wiem, czy sprawił to przypadek, czy było to zamierzeniem organizatorów, ale na jutrzejszym koncercie w ramach Kromer Biecz Festiwal, który odbędzie się właśnie w dniu urodzin Heinricha Ignaza Franza Bibera Robert Bachara wykona z towarzyszeniem Aliny Ratkowskiej (klawesyn / pozytyw), Teresy Kamińskiej (wiolonczela) i Jana Čižmářa (teorba) cały cykl Sonat Misteryjnych. Życzę wykonawcom powodzenia, bo to zadanie trudne i odważne.

Dzisiaj chciałbym jednak zaproponować posłuchanie innego utworu, równie trudnego i równie ciekawego. To Sonata Representativa in A, która powstała w roku 1669 dla biskupa Ołomuńca. Karl II von Liechtenstein-Kastelkorn miał szczególne upodobanie w muzyce ilustracyjnej i to właśnie dla niego powstała sonata, która przedstawia dźwięki wydawane przez zwierzęta. Nie jest to muzyka ilustracyjna w sensie dziewiętnastowiecznym, bez trudu jednak ropoznamy poszczególne stworzenia. Być może to także zasługa Athanasiusa Kirchera, z którego dzieła teoretycznego Musurgia Universalis (1650) Biber zaczerpnął poszczególne pasaże..

***

Heinrich Ignaz Franz Biber - Sonata violino solo representativa in A major

1. Allegro
2. Nachtigal (Słowik)
3. CuCu (Kukułka)
4. Fresch (Żaba)
5. Die Henn & Der Hann (Kogut i kura)
6. Die Wachtel (Przepiórka)
7. Die Katz (Kot)
8. Musqetir Mars (Marsz Muszkieterów)
9. Allemande

Il Giardino Armonico:

Enrico Onofri - skrzypce
Vittorio Ghielmi - viola da gamba
Luca Pianca lutnia i narracja
Michele Barchi - klawesyn
Riccardo Doni - organy.
Giovanni Antonini - prowadzenie


FORUM MUSICUM 2017 "Al femminile – na kobiecy sposób"



Jeśli jest okazja, staram sie podejmować temat kobiet, które tworzyły w epoce baroku. Pisałem już o tym przy okazji koncertu Kerstin Behnke w Filharmonii Pomorskiej, czy postach poświęconych Barbarze Strozzi i Isabelli Calegari. Z wielką przyjemnością przeczytałem więc program tegorocznego festiwalu Forum Musicum organizowanego w dniach 16-26 sierpnia 2017 roku przez Narodowe Forum Muzyki pod hasłem "Al femminile – na kobiecy sposób". Na Festiwalu nie zabraknie baroku, a na jednym z koncertów znalazły się także utwory moich bohaterek.

"Podczas tegorocznego Festiwalu Forum Musicum spróbujemy poznać dzieło i życie kobiet kompozytorek żyjących w czasach, w których pozycja społeczna kobiety nie predestynowała jej do zawodów artystycznych. Muzyka w dawnych wiekach była zdecydowanie domeną mężczyzn. Pomijając bardzo rzadkie postacie kobiet tak wysoko postawionych jak Hildegarda z Bingen, w zasadzie jedynie stan zakonny umożliwiał kobietom uprawianie sztuki muzycznej w szerszym nieco zakresie niż tylko dla rozrywki. Dopiero w pod koniec XVI wieku spotykamy się z kobietami uprawiającymi zawodowo sztukę śpiewu, jednak niezwykle rzadko były wśród nich kompozytorki. Jeszcze w wiekach  XVII i XVIII kobieta mogła być kompozytorką jedynie dzięki szczególnym okolicznościom, wszak w owym czasie być kompozytorem nie wystarczało po prostu pisać muzykę. Trzeba było mieć określoną pozycję na dworze lub w kościele i przede wszystkim publikować. W świecie zdominowanym całkowicie przez mężczyzn niektórym kobietom się to udało." (http://www.nfm.wroclaw.pl/)

Dla miłośników muzyki dawnej obiecująco zapowiadają się wszystkie festiwalowe propozycje:

18 sierpnia 2017 roku w kolegiacie Świętego Krzyża i św. Bartłomieja we Wrocławiu usłyszymy w wykonaniu zespołu Ensemble Peregrina z Bazylei muzykę z żeńskich klasztorów napisaną na cześć świętych kobiet od XII do XV wieku.

19 sierpnia 2017 roku w Oratorium Marianum zespół Filatura di Musica zagra sonaty fletowe i klawesynowe Anny Bon, włoskiej przedstawicielki muzycznego rokoka.

24 sierpnia 2017 w ewangelicko-augsburskim kościele Opatrzności Bożej będzie okazja do posłuchania Iwony Leśniowskiej-Lubowicz, Lilianny Stawarz, Karoliny Zych, Henryka Kasperczaka, Grzegorza Lalka i Tomasza Pokrzywińskiego w sonatach skrzypcowych oraz kantatch Élisabeth Jacquet de la Guerre, o której Le Parnasse Français napisał w 1732 roku, że "ma cudowną zdolność do wyciagania swoich preludiów i fantazji jak z rękawa.  Czasami improwizuje jeden utwór przez godzinę, drugi przez pół godziny z tak wielkim bogactwem melodii i harmonii i z takim smakiem, że zdaje się czarować słuchaczy".

25 sierpnia 2017 w Sali Wielkiej wrocławskiego Ratusza polski zespół Ars Cantus zaprezentuje czterogłosowe madrygały, które w XVI wieku napisała Maddalena Casulana - kompozytorka, śpiewaczka i lutnistką, która jako pierwsza kobieta w historii wydała swoje madrygały drukiem.

Na zakończenie Festiwalu, 26 sierpnia 2017, w cudownej scenerii Oratorium Marianum będą się działy prawdziwe cuda! Zespół Contrasto Armonico wykona utwory barokowych komopozytorek z Włoch, w tym Frencesci Caccini, Claudii Rusca, Antonii Padoani Bembo i wspomnianych już Barbary Strozzi i Isabelli Leonardy. "O che nuovo stupor! Co za cuda nowe!"

Zapraszam do zapoznania się ze szczegółowym programem tegorocznej edycji festiwalu Forum Musicum na stronie Forum Musicum 2017. Szczegóły wszystkich koncertów zostały także wpisane do Barokowego Rozkładu Jazdy: barokowyrozkladjazdy.pl: Forum Musicum 2017



BAROK NA SPISZU 2017









W dniach 12 - 27 sierpnia 2017 roku odbędzie się festiwal Barok na Spiszu. Pozwólcie, że zacytuję w całości informację prasową organizatorów Festiwalu, która pięknie wyraża jego ideę oraz wprowadza w szczegóły siedmiu festiwalowych koncertów:

"Gorąca atmosfera lata zapowiada nadejście kolejnej odsłony festiwalu Barok na Spiszu. W tym roku już po raz szósty będziemy mogli zwiedzić piękne, zabytkowe wnętrza spiskich kościołów, wysłuchać mini wykładu, a przede wszystkim usłyszeć w nich wspaniałą, znakomicie wykonaną muzykę. Tematem tegorocznej edycji jest „Muzyka na dworach Polskich”. Podczas tej odsłony zostaną zaprezentowane utwory kompozytorów zarówno polskich, jak i tych, którzy na dwory polskie przybywali, czerpiąc stąd inspirację lub zostawiając swój ślad.

Festiwal rozpoczniemy 12 sierpnia w Niedzicy koncertem zespołu Scepus Baroque pod dyrekcją Andrzeja Zawiszy. Posłuchamy muzyki Georga Philippa Telemanna, słynnego kompozytora swoich czasów i serdecznego przyjaciela Jana Sebastiana Bacha. Usłyszymy, jakie inspiracje do swojej muzyki mógł zaczerpnąć przebywając na dworach z Żarach, Pszczynie i Krakowie. A zaraz następnego dnia z Łapsz Wyżnych przeniesiemy się wprost do Paryża, by posłuchać muzyki, która rozbrzmiewała w salonie królowej Marii Leszczyńskiej, żony Ludwika XV. Wykonawcami tego koncertu będzie polsko-francuski zespół Salon de la Paix pod dyrekcją Katarzyny Tomczak-Feltrin. Kolejnym koncertem będzie koncert muzyki gdańskiej. Wspaniały rozkwit tego najbogatszego w czasach baroku miasta na ziemiach polskich objawiał się także w imponującym rozkwicie muzyki, przykładów której posłuchamy 15 sierpnia w Kacwinie w wykonaniu Goldberg Baroque Ensemble pod dyrekcją Andrzeja Szadejki. 19 sierpnia w Krempachach przerzucimy muzyczny pomost między słoneczną Italią a ziemią polską. Działający w Rzymie zespół Giardino di delizie, prowadzony przez Ewę Augustynowicz, z gościnnym udziałem Katarzyny Wiwer, zaprezentuje program złożony z muzyki kameralnej oraz koncertów kościelnych, komponowanych zarówno przez kompozytorów polskich, jak i przebywających na polskich dworach Włochów. A 20 sierpnia w Jurgowie żeński zespół wokalny pod dyrekcją Susi Ferfogli przeniesie nas w niezwykły świat muzyczny. Poznamy muzykę, która była uprawiana w czasie baroku w żeńskich klasztorach polskich panien Benedyktynek, muzykę niemal dotąd nieznaną, a świadczącą o bardzo wysokim poziomie życia muzycznego sióstr. Przedostatni koncert będzie koncertem muzyki głośnej. Kapela Janczarska Yełdyryn z Warszawy pod dyrekcją Pawła Iwaszkiewicza ukaże nam świat muzyczny, który istniał na dworze króla Jana III. W jaki sposób muzyka osmańska była w tym czasie wykorzystywana, także w celach procesyjnych, posłuchamy we Frydmanie 26 sierpnia. A cały festiwal zakończymy hucznie 27 sierpnia w Niedzicy wspaniałą, polichóralną muzyką włoską, która królowała na dworze Wazów. Wystąpi ponownie Scepus Baroque, w mocno rozbudowanym składzie prowadzonym ponownie przez Andrzeja Zawiszę. Przed koncertami będzie okazja do zwiedzenia wspaniałych wnętrz spiskich zabytkowych kościołów wraz z przewodnikiem, a także wysłuchania mini-wykładów o słuchanej na danym koncercie muzyce."

Program festiwalu:

12 sierpnia 2017, sobota Niedzica, kościół św. Bartłomieja
18.00 oprowadzanie po kościele, 18.30 koncert
mini-wykład: Andrzej Zawisza
Scepus Baroque (Spisz) Telemann w Polsce

13 sierpnia 2017, niedziela Łapsze Wyżne, kościół św. Piotra i Pawła
17.30 oprowadzanie po kościele, 18.00 koncert
mini-wykład: Katarzyna Tomczak-Feltrin
Le Salon de la Paix (Francja) Salon Królowej Marii Leszczyńskiej

15 sierpnia 2017, wtorek Kacwin, kościół Wszystkich Świętych
17.30 oprowadzanie po kościele, 18.00 koncert
mini-wykład: Andrzej Szadejko
Goldberg Baroque Ensemble (Gdańsk) Muzyka w barokowym Gdańsku

19 sierpnia 2017, sobota Krempachy, kościół św. Marcina
17.30 oprowadzanie po kościele, 18.00 koncert
mini-wykład: Ewa Augustynowicz
Giardino di Delizie (Włochy) Z Italii do Polski

20 sierpnia 2017, niedziela Jurgów, kościół św. Sebastiana
17.30 oprowadzanie po kościele, 18.00 koncert
mini-wykład: Susi Ferfoglia
Flores Rosarum (Kraków) Muzyka Panien Benedyktynek

26 sierpnia 2017, sobota Frydman, kościół św. Stanisława
17.30 oprowadzanie po kościele, 18.00 koncert
mini-wykład: Paweł Iwaszkiewicz
Kapela Janczarska Yełdyryn (Warszawa) Muzyka na dworze króla Jana III

27 sierpnia 2017, niedziela Niedzica, kościół św. Bartłomieja
15.00 promocja książki „Cztery sztandary, jeden adres. Historie ze Spisza” Ludwiki Włodek
17.00 koncert
mini-wykład: Rafał Monita
Scepus Baroque (Spisz) Włosi na dworze Wazów

http://baroknaspiszu.pl/

18. Festiwal Bachowski w Świdnicy



Koncertem, w czasie którego zabrzmiały Oster-Oratorium, BWV 249 i Magnificat, BWV 243 oraz Koncert klawesynowy E-dur, BWV 1053 Johanna Sebastiana Bacha zakończył się wczoraj 18. Festiwal Bachowski w Świdnicy.

Utwory wokalno-instrumentalne wykonała Akademia Bachowska - zespół złożony z wyłonionych w drodze przesłuchań młodych śpiewaków i instrumentalistów grających na instrumentach historycznych. Przed koncertem odbywają się intensywne warsztaty, które w tym roku poprowadził Paul Goodwin, jeden z najwybitniejszych brytyjskich dyrygentów.

Młodzieńczy zapał członków Akademii Bachowskiej oraz charyzma i doświadczenie Paula Goodwina dały w rezultacie koncert pełen pasji, werwy, świeżości, pozytywnych wibracji, dobrej energii i pięknych emocji. Miałem okazję porozmawiać po koncercie z Paulem Goodwinem, który był pod dużym wrażeniem talentu młodych muzyków, ich żywiołowości i tempa, w jakim uczyli się nie tylko swoich partii, ale też pracy w zespole.

Drugą część koncertu rozpoczął Koncert klawesynowy E-dur, BWV 1053, wykonany na pozytywie przez Marcina Maseckiego. Już w sobotę tegoroczny artysta-rezydent Festiwalu Bachowskiego porwał publiczność brawurowym wykonaniem Koncertu fortepianowego C-dur, KV 415 Wolfganga Amadeusza Mozarta, w niedzielę potwierdził, że jest instrumentalistą charyzmatycznym, porywającym i wszechstronnym, a eksperymenty muzyczne, których byliśmy świadkami w Świdnicy były wyrazem osobowości artysty oraz jego muzycznej dojrzałości.

Warto jeszcze dodać, że festiwalowy pozytyw miał szczęście do zasiadających przy nim w niedzielę muzyków, bo Kamil Lis wykonujący na nim partię basso continuo w Magnificat i Oratorium Wielkanocnym poczynał sobie równie dobrze. Byłem pod dużym wrażeniem jego pozytywnego i eleganckiego "flow".

Do Świdnicy jechałem z dużymi nadziejami. Rzeczywistość przerosła jednak wszystkie moje oczekiwania. Festiwal Bachowski to nie cykl koncertów pod wspólną nazwą. To świętowanie, w czasie którego muzyka jest bardzo ważnym, ale nie jedynym bohaterem. Na długo zapamiętam niezwykły i zaskakujący koncert La Fonte Musica, wieczór z Monteverdim i I Fagiolini, wirtuozowskie popisy Lotz Trio w Młynie w Siedlimowicach, muzykę w czasie nabożenstwa luterańskiego, Così fan tutte Mozarta w wykonaniu nadzwyczajnych solistów i Capelli Cracoviensis pod dyrekcją Jana Tomasza Adamusa, Akademię Bachowską i Akademię Bachowską Junior. Ale równie ważne, jak muzyka jest w czasie Festiwalu Bachowskiego poznawanie regionu, gościnność, nawiązywanie relacji, czerpanie z doświadczeń innych ludzi, rozmawianie o muzyce i o życiu, uśmiechanie się do siebie. Nawet zwykłe "dzień dobry" jest na Festiwalu jakieś inne - radosne i świąteczne.

Bohaterem Festiwalu Bachowskiego jest też sama Świdnica, która na te kilka dni oddaje na jego potrzeby wszystko, co tylko może. Całe miasto żyje muzyką. Są i lody z wizerunkiem Mistrza, potrawy w restauracjach mają nazwy pochodzące od tytułów koncertów, z zegara na wieży ratuszowej płynie muzyka Bacha. Festiwal Bachowski to w Świdnicy temat numer jeden.

Byłem wczoraj świadkiem takiej oto rozmowy telefonicznej:

- Mamo, nie wracamy dzisiaj do Katowic. Wszyscy w Świdnicy mówią tylko o baroku i o Bachu, a dziś jest barokowy koncert, wiec musimy tam być. 

Bo w czasie Festiwalu Bachowskiego w Świdnicy trzeba być. Albo raczej: CHCE SIĘ TAM BYĆ.

Festiwal Bachowski pokazuje, że muzyka pozwala doświadczać życia inaczej, niż robimy to na co dzień. Cierpliwiej, uważniej, spokojniej i radośniej. I że są w tych naszych zwariowanych czasach miejsca, gdzie można poczuć ducha wspólnoty; gdzie nie czujemy się ani samotni, ani pospolici. I gdzie nabieramy sił do zmagania się z życiowymi problemami; albo raczej, gdzie uczymy się traktować trudniejsze sprawy, z którymi się zmagamy nie jak problemy, ale jak szanse na pozytywne zmiany i doświadczenia, które mogą nas wzmocnić.

Do zobaczenia za rok w Świdnicy!

18th Bach Festival in Świdnica (English translation)



The concert, during which we were listening to Easter Oratorio, BWV 249; Magnificat, BWV 243 and Harpsichord Concerto No.2 in E major, BWV 1053 by Johann Sebastian Bach closed the 18th Bach Festival in Świdnica yesterday.

Vocal and instrumental works were performed by the Bach Academy, which is an ensemble that consists of young singers and instrumentalists playing period instruments. This year’s intensive workshops preceding the concert were run by Paul Goodwin, one of the most famous British conductors.

The youthful enthusiasm of the Bach Academy members and Paul Goodwin's experience resulted in a concert full of passion, spirit, freshness, positive vibrations, good energy and beautiful emotions. I had the opportunity to talk to Paul Goodwin after the concert. He emphasized that he was really impressed by the talent of the young musicians, their spontaneity and the pace at which they learned not only their parts but also the elements of teamwork essential for such pieces.

The second part of the concert began with the Harpsichord Concerto No. 2 in E major, BWV 1053, performed by Marcin Masecki. On Saturday, this year's resident Artist of the Bach Festival captured the audience with a brave performance of the Piano Concerto in C major, KV 415 by Wolfgang Amadeus Mozart. On Sunday he confirmed that he is a charismatic, thrilling and versatile artist, and the musical experiments we witnessed in Świdnica were expressions of his personality and musical maturity.

It is worth adding that the festival's positive organ was lucky to have wonderful musicians playing it on Sunday. Kamil Lis performing basso continuo part in Magnificat and Easter Oratorio was also very good. I was really impressed with his positive and elegant "flow".

I traveled to Świdnica with great hope. The reality however, surpassed all my expectations. The Bach Festival is not only the series of concerts under the same name; this is a celebration in which music is very important, but not the only main character. For a long time I will remember the unusual and surprising concert of La Fonte Musica, the evening with Monteverdi and I Fagiolini, the virtuoso performance of Lotz Trio in the Mill in Siedlimowice, the music during luteran liturgy, Mozart's Così fan tutte performed by Capella Cracoviensis directed by Jan Tomasz Adamus, the Bach Academy and the Bach Academy Junior. 

There are many things just as important as music during the Bach Festival: exploring the region, hospitality, making relationships, learning from others, talking about music, feeling alive and smiling at each other. Even the usual "good morning" is different at the Festival - joyful and festive.

Of course, one of the main characters of the Bach Festival is the city of Świdnica itself. For a few days it offers the Festival everything that is possible. The whole city lives in music. There are ice creams with the images of composers, the dishes in the restaurants are named from the titles of concerts, the clock on the town hall tower sounds with Bach music. In the city, the Bach Festival is the number one thing on everyone’s lips. 

I was a witness to a specific phone call last night where one person said:

- Mom, we are not coming back to Katowice today. Everyone in Świdnica speaks only about Baroque and Bach, today is the baroque concert, so we have to be there.

It is all beacuse during the Bach Festival Świdnica is not only the place you have to be, it’s the place YOU WANT TO BE.

The Bach Festival shows that music allows us to experience life differently than we do every day. More patient, mindful, calm and happy. In these crazy times there are places where one can feel the spirit of the community; where we are neither are lonely nor ordinary; where we gain strength to deal with life problems - or rather, where we learn to treat the more difficult issues we face not as problems but as opportunities for positive change and strengthening experience.

See you next year in Świdnica!

B!52, Odcinek 33 - Trinitatis VIII



Jedną z kantat napisanych przez Johanna Sebastiana Bacha na ósmą niedzielę po Trójcy Świętej jest Es ist dir gesagt, Mensch, was gut ist, BWV 45, która po raz pierwszy została wykonana w czasie porannego nabożeństwa w lipskim kościele św. Tomasza 11 sierpnia 1726 roku.

Tekst kantaty został zestawiony przez księcia Saksonii-Meiningen Ernsta Ludwiga z własnej poezji, cytatów biblijnych (z Księgi Micheasza oraz Ewangelii według św. Mateusza) oraz drugiej zwrotki hymnu Johanna Heermanna O Gott, du frommer Gott z 1630 roku.

Kantata Es ist dir gesagt, Mensch, was gut ist, BWV 45 składa się z siedmiu części i została rozpisana na trzy głosy solowe (alt, tenor, bas), czterogłosowy chór, dwa flety traverso, dwa oboje, dwoje skrzypiec, altówkę i basso continuo.

Drugą, wykonywaną po kazaniu część kantaty, rozpoczyna piękne arioso, w którym bas (Vox Christi) śpiewa fragment Ewangelii według św. Mateusza - ostrzeżenie skierowane do fałszywych proroków. Wokaliście towarzyszy smyczkowy akompaniament w stylu koncertów Vivaldiego. Zapraszam do posłuchania tej właśnie części kantaty w wykonaniu Klausa Mertensa oraz Amsterdam Baroque Orchestra & Choir pod dyrekcją Tona Koopmana.

Es werden viele zu mir sagen an jenem Tage: "Herr, Herr, haben wir nicht in deinem Namen geweissaget, haben wir nicht in deinem Namen Teufel ausgetrieben, haben wir nicht in deinem Namen viel Taten getan?"

Denn werde ich ihnen bekennen: "Ich habe euch noch nie erkannt, weichet alle von mir, ihr Übeltäter!"

"Wielu powie Mi w owym dniu: <Panie, Panie, czy nie prorokowaliśmy mocą Twego imienia, i nie wyrzucaliśmy złych duchów mocą Twego imienia, i nie czyniliśmy wielu cudów mocą Twego imienia?>

Wtedy oświadczę im: <Nigdy was nie znałem. Odejdźcie ode Mnie wy, którzy dopuszczacie się nieprawości!>" (Mt 7, 22:23)