Koncertem, w czasie którego zabrzmiały Oster-Oratorium, BWV 249 i Magnificat, BWV 243 oraz Koncert klawesynowy E-dur, BWV 1053 Johanna Sebastiana Bacha zakończył się wczoraj 18. Festiwal Bachowski w Świdnicy.
Utwory wokalno-instrumentalne wykonała Akademia Bachowska - zespół złożony z wyłonionych w drodze przesłuchań młodych śpiewaków i instrumentalistów grających na instrumentach historycznych. Przed koncertem odbywają się intensywne warsztaty, które w tym roku poprowadził Paul Goodwin, jeden z najwybitniejszych brytyjskich dyrygentów.
Młodzieńczy zapał członków Akademii Bachowskiej oraz charyzma i doświadczenie Paula Goodwina dały w rezultacie koncert pełen pasji, werwy, świeżości, pozytywnych wibracji, dobrej energii i pięknych emocji. Miałem okazję porozmawiać po koncercie z Paulem Goodwinem, który był pod dużym wrażeniem talentu młodych muzyków, ich żywiołowości i tempa, w jakim uczyli się nie tylko swoich partii, ale też pracy w zespole.
Drugą część koncertu rozpoczął Koncert klawesynowy E-dur, BWV 1053, wykonany na pozytywie przez Marcina Maseckiego. Już w sobotę tegoroczny artysta-rezydent Festiwalu Bachowskiego porwał publiczność brawurowym wykonaniem Koncertu fortepianowego C-dur, KV 415 Wolfganga Amadeusza Mozarta, w niedzielę potwierdził, że jest instrumentalistą charyzmatycznym, porywającym i wszechstronnym, a eksperymenty muzyczne, których byliśmy świadkami w Świdnicy były wyrazem osobowości artysty oraz jego muzycznej dojrzałości.
Warto jeszcze dodać, że festiwalowy pozytyw miał szczęście do zasiadających przy nim w niedzielę muzyków, bo Kamil Lis wykonujący na nim partię basso continuo w Magnificat i Oratorium Wielkanocnym poczynał sobie równie dobrze. Byłem pod dużym wrażeniem jego pozytywnego i eleganckiego "flow".
Do Świdnicy jechałem z dużymi nadziejami. Rzeczywistość przerosła jednak wszystkie moje oczekiwania. Festiwal Bachowski to nie cykl koncertów pod wspólną nazwą. To świętowanie, w czasie którego muzyka jest bardzo ważnym, ale nie jedynym bohaterem. Na długo zapamiętam niezwykły i zaskakujący koncert La Fonte Musica, wieczór z Monteverdim i I Fagiolini, wirtuozowskie popisy Lotz Trio w Młynie w Siedlimowicach, muzykę w czasie nabożenstwa luterańskiego, Così fan tutte Mozarta w wykonaniu nadzwyczajnych solistów i Capelli Cracoviensis pod dyrekcją Jana Tomasza Adamusa, Akademię Bachowską i Akademię Bachowską Junior. Ale równie ważne, jak muzyka jest w czasie Festiwalu Bachowskiego poznawanie regionu, gościnność, nawiązywanie relacji, czerpanie z doświadczeń innych ludzi, rozmawianie o muzyce i o życiu, uśmiechanie się do siebie. Nawet zwykłe "dzień dobry" jest na Festiwalu jakieś inne - radosne i świąteczne.
Bohaterem Festiwalu Bachowskiego jest też sama Świdnica, która na te kilka dni oddaje na jego potrzeby wszystko, co tylko może. Całe miasto żyje muzyką. Są i lody z wizerunkiem Mistrza, potrawy w restauracjach mają nazwy pochodzące od tytułów koncertów, z zegara na wieży ratuszowej płynie muzyka Bacha. Festiwal Bachowski to w Świdnicy temat numer jeden.
Byłem wczoraj świadkiem takiej oto rozmowy telefonicznej:
- Mamo, nie wracamy dzisiaj do Katowic. Wszyscy w Świdnicy mówią tylko o baroku i o Bachu, a dziś jest barokowy koncert, wiec musimy tam być.
Bo w czasie Festiwalu Bachowskiego w Świdnicy trzeba być. Albo raczej: CHCE SIĘ TAM BYĆ.
Festiwal Bachowski pokazuje, że muzyka pozwala doświadczać życia inaczej, niż robimy to na co dzień. Cierpliwiej, uważniej, spokojniej i radośniej. I że są w tych naszych zwariowanych czasach miejsca, gdzie można poczuć ducha wspólnoty; gdzie nie czujemy się ani samotni, ani pospolici. I gdzie nabieramy sił do zmagania się z życiowymi problemami; albo raczej, gdzie uczymy się traktować trudniejsze sprawy, z którymi się zmagamy nie jak problemy, ale jak szanse na pozytywne zmiany i doświadczenia, które mogą nas wzmocnić.
Do zobaczenia za rok w Świdnicy!
0 komentarze:
Prześlij komentarz