Powodem istnienia nauk ekonomicznych jest występowanie dóbr rzadkich. Dobra rzadkie to takie, na które popyt jest przy założeniu zerowej ceny większy niż podaż; których jest znacznie mniej niż wynikałoby to z naszych potrzeb. Istnienie dóbr rzadkich implikuje konieczność dokonywania wyborów, przede wszystkim jak takie zasoby zagospodarować. Podręcznikowym przykładem dobra rzadkiego jest czas. Mamy go zawsze za mało, dlatego musimy z uwagą wybierać, na co go przeznaczamy.
Staje się to coraz trudniejsze, bo w wielu sferach życia zalewa nas fala bylejakości. W kulturze także. W ofercie zaczyna przeważać nie to, co warto pokazywać, co niesie za sobą wartość dodaną, ale to, czego oczekują statystyki i wykresy. Jeśli nie przefiltrujemy odpowiednio oferty telewizji, radia, Internetu, ba! nawet propozycji wielu instytucji kulturalnych, trafiamy na rzeczy łatwe, proste, ładne, niekontrowersyjne, popularne i chwytliwe. Nie twierdzę, że takich propozycji nie powinniśmy dostawać; sam chcę być czasami odbiorcą popkultury. Chcę jednak także mieć możliwość świadomego wyboru. Kiedy znajdzie się więc wydarzenie, które przyciąga nie tylko obecnością gwiazd i przebojowością programu, jestem gotowy pognać setki kilometrów, żeby wziąć w nim udział. Z pasją i dla pasji.
Na szczęście w różnych częściach Polski są ludzie i instytucje, dla których motorem działania są wartości większe od wskaźników, wykresów i pochlebstw.
Opera Rara. Opera Rzadka. Rzadka nie tylko dlatego, że w programie znajdują się utwory wykonywane rzadko. To uproszczenie. Chciałem być na krakowskim festiwalu, kiedy poczułem, że już jego cel jest unikalny; że najważniejsze nie jest schlebianie gustom; że jak w rzadko którym przedsięwzięciu w centrum postawiony jest człowiek – jego potrzeby, zmysły, uczucia, pragnienia. Także te niewypowiedziane. Że jedną z idei jest tworzenie wspólnoty, budowanie relacji między ludźmi, dla których wspólnym mianownikiem jest kultura, ale w której szanuje się inność i różnorodność. Coraz mniej popularne, a tak mi bliskie idee humanizmu.
Byłem w Krakowie tylko dwa dni, ale to wystarczyło, żeby zderzyć oczekiwania z rzeczywistością. Nie pomyliłem się. Festiwal Opera Rara to nie festiwal rzadziej grywanych oper. Utwory są raczej pretekstem do stawiania pytań, do prowokowania do dyskusji, do odkrywania swoich przekonań, do konfrontowania się ze swoimi ograniczeniami. Z żadnego wydarzenia festiwalowego nie wyszedłem obojętnie. Pewnie dlatego, że żaden koncert nie był tylko i wyłącznie przekazem sekwencji dźwięków. Grały także obrazy, przestrzeń, rekwizyty, kostiumy, ciała, technologia zaangażowana w tworzenie dzieła sztuki. Festiwal stwarza także warunki do poczucia jedności. Proste sprawy: Orkiestra Festiwalowa, która towarzyszyła solistom w Erwartung Arnolda Schönberga i Pieśni o nocy Karola Szymanowskiego i która skupiła muzyków grających na co dzień w innych zespołach i w innych miastach; artyści, którzy w czasie przerwy wychodzili do foyer Teatru im. J. Słowackiego i wchodzili w interakcje z publicznością; spotkania przed i po koncertach. Bliskość, dobro nadzwyczaj rzadkie.
Trochę mi się ten wstęp rozwinął…
Wkrótce druga część relacji z Opera Rara. Będzie o zmieniającym położenie okręgu, nagości, boskim chórze viol da gamba, związku kurtyny Siemiradzkiego z Charpentierem, sukni zmieniającej kolor, wpływie emocji artystów na uczucia publiczności i o wszystkim innym, co poruszyło mnie na koncertach festiwalowych. O kilku sprawach pisać nie będę na pewno. Nie tylko dlatego, że obiecałem to fantastycznej artystce i przesympatycznej dziewczynie, którą w końcu poznałem osobiście - nie będzie ani o kiksach waltorni, ani o nadużywaniu piana. Na szczegóły musicie jednak poczekać.
0 komentarze:
Prześlij komentarz