Wszystkie posty

jeszcze więcej do czytania...

B!LIVE, Actus Humanus Resurrectio 2018, dzień 3



Wielki Piątek upłynął na Actus Humanus Resurrectio 2018 pod znakiem muzyki wokalnej.

Popołudnia należą w czasie Festiwalu do polskich artystów. Wczorajsze popołudnie należało też do polskiej muzyki. W Ratuszu Staromiejskim usłyszeliśmy utwory Bartłomieja Pękiela w wykonaniu Octava Ensemble kierowanym przez Zygmunta Magierę. 

Pisałem już o Bartłomieju Pękielu przy okazji niezapomnianego koncertu Wrocław Baroque Ensemble pod dyrekcją Andrzeja Kosendiaka na Zamku Królewskim w Warszawie. Bartłomiej Pękiel był organistą i kompozytorem. Wicekapelmistrz królewskiego zespołu Władysława IV przejął po słynnym Marcu Scacchim - już za czasów Jana Kazimierza -  funkcję kapelmistrza. Pod koniec życia przeniósł się do Krakowa, gdzie prowadził zespół muzyczny katedry wawelskiej, wciąż był jednak tytułowany muzykiem królewskim (Sacrae Regiae Maiestatis Capellae Magister). Utwory Pękiela bywają porównywane do dzieł Allegriego i Gabrielego. Dużo w tym prawdy, bo Bartłomiej Pękiel to wirtuoz kontrapunktu.

Wczoraj Octava Ensemble wykonał zarówno utwory z okresu warszawskiego (koncert kościelny Dulcis amor Jesu i dialogus Audite morales), jak i krakowskiego (Missa Paschalis i Missa Pulcherrima). Mimo dość głuchej akustyki Wielkiej Sali Ratusza Staromiejskiego zespołu wokalistów i towarzyszących im w dwóch utworach gambistów słuchało się z przyjemnością. Było czuć, że artyści lubią ze sobą koncertować i że kochają muzykę Pękiela. Wszystkie te uczucia przepływały w dużym natężeniu w kierunku publiczności.

Octava Ensemble wydał niedawno trzypłytowy album Bartłomiej Pękiel: Opera Omnia, który jest pierwszym w historii rynku muzycznego pełnym obrazem i kompletną rejestracją fonograficzną twórczości Pękiela. Mam więc  do nadrobienia poważne niedociągnięcie… Po koncercie rozmawiałem chwilę z szefem zespołu, Zygmuntem Magierą, który z pasją opowiadał też o innym ze swoich przedsięwzięć, Annum Festival. Koniecznie trzeba nanieść Chorzów i Tarnowskie Góry na mapę muzycznych podroży.

Wieczorem w kościele św. Bartłomieja zaśpiewał Ensemble Organum prowadzony przez wybitnego znawcę średniowiecznego chorału i wokalnej polifonii Marcela Pérèsa.

Usłyszeliśmy chorał benewentyński, który ukształtował się w czasie panowania Longobardów w Księstwie Benewentu (571 – 774). Ten bardzo charakterystyczny śpiew liturgiczny jest znany z niewielu przekazów. Nie dość, że zaczęto go zapisywać w notacji muzycznej bardzo późno, to jeszcze w 1058 roku papież Stefan IX oficjalnie wyjął liturgiczny ryt benewentyński oraz związany z nim śpiew spod prawa. Chorał z Benewentu łączy rodzime tradycje Longobardów z tradycją rzymską, ambrozjańską (Mediolan) i grecko-bizantyńską. Rzeczywiście, kiedy słuchało się Ensemble Organum czuć było wyraźnie powiew Wschodu. Pięknie to współgrało z wnętrzem świątyni greckokatolickiej, z charakterystycznymi elementami jej wystroju, ikonami, stylizowanymi greckimi freskami.

Nie można mówić o wczorajszym wydarzeniu jak o koncercie. Było to raczej intymne misterium – niezwykły spektakl, który przeniósł nas w zupełnie inny wymiar czasoprzestrzeni. W tym wymiarze nikomu nigdzie się nie spieszy – jest czas na kontemplację, wyciszenie emocji, rozmyślania, wspomnienia. Nawet pogłos kościoła św. Bartłomieja sprzyjał wczoraj dźwiękom. Te też miały swój czas, żeby wybrzmieć.

Na czwarty dzień Actus Humanus Resurrectio organizatorzy zaplanowali gdańską specjalność - koncert carillonowy Małgorzaty Fiebig z wieży Ratusza Głównego Miasta oraz - na wieczornym koncercie w kościele św. Bartłomieja - utwory Alessandro Scarlattiego w wykonaniu zespołu Odhecaton, którym kieruje Paolo Da Col. Byłem na próbie. Będzie pięknie i wzruszająco!



B!LIVE, Actus Humanus Resurrectio 2018, Dzień 1 i 2



Pierwsze dwa dni Actus Humanus Resurrectio były dla mnie troszkę szalone. Musiałem dojeżdżać codziennie do Gdańska, mogłem więc być tylko na wieczornych koncertach. Najbardziej żałuję, że ominęły mnie suity wiolonczelowe Bacha w wykonaniu Tomasza Pokrzywińskiego. Wiem z pierwszej ręki, że było mocno. Mam nadzieję, że będę mógł być już niedługo na jednym z jego koncertów w ramach trasy z Bastarda Trio. Jednym w jej etapów będzie Toruń, mam więc całkiem blisko…

Wieczornych koncertów nie mogłem sobie jednak podarować. W środę, od razu po przyjeździe do Gdańska przypomniałem sobie, czym jest dla mnie Actus Humanus. Po jego edycji bożonarodzeniowej napisałem dlaSave the Music, że lubię Actus Humanus nie tylko z powodu fantastycznych koncertów. Lubię ten festiwal także z innego, bardzo ważnego powodu. To panująca na nim atmosfera. Ciepło, serdeczność, radość, uśmiech. Stworzenie warunków do tego, żeby poczuć przynależność do czasu i miejsca; żeby rozmawiać, budować relacje, wymieniać poglądy, wyrażać emocje. Z punktu widzenia autora bloga muzycznego to szczególnie istotne.

Nic się w tym względzie nie zmieniło. W Gdańsku przywitała mnie ogromna porcja serdeczności i - mimo zimowej raczej, a nie wiosennej pogody – ciepła. Jest pięknie.

Festiwal zaczął się od Bacha. Nie mogło by inaczej. W środowy wieczór, na oficjalną inaugurację festiwalu usłyszeliśmy w wykonaniu Gabrieli Consort & Players pod dyrekcją Paula McCreesha Mszę h-moll, BWV 232 Johanna Sebastiana Bacha. Zadziwiająco lekką i ażurową. To było duże przeżycie.

Paul McCreesh wykorzystał w swojej interpretacji Mszy h-moll kilka nietypowych rozwiązań. Przekazał na przykład wykonanie początkowych fragmentów kilku chórów z całego zespołu wokalistów do grupy solistów. A soliści byli świetni. Szczególne wrażenie wywarła na mnie sopranistka Mhairi Lawson, która pięknie pracowała frazą i akcentami, bawiła się barwą, artykulacją i brzmieniem tekstu samego w sobie oraz tenor Jeremy Budd – zdecydowany, wiarygodny i precyzyjny. Domine Deus w wykonaniu obojga wymienionych śpiewaków było przepiękne.

Także instrumentaliści pokazali się z najlepszej strony. Daniel Lanthier na oboju d’amore w Qui sedes ad dextram Patris oraz Richard Bayliss na rogu w Quoniam tu solus sanctus byli fantastyczni. A od kontrabasistki Kate Aldridge, która w każdą nutę wkładała serce i emocje nie mogłem chwilami oderwać wzroku.

I tylko trochę mi było żal wykonawców, bo ilość rozstawionych mikrofonów oraz zagęszczenie krzeseł i pulpitów były tak duże, że ciągle zmieniające się konfiguracje wymagały od nich umiejętności wprost ekwilibrystycznych.



Kościół św. Bartłomieja, w którym w czwartek usłyszeliśmy Sonię Prinę i Akademie für Alte Musik Berlin, to nowe miejsce na mapie Actus Humanus. Jest piękny i ma swój niepowtarzalny charakter, jednak może sprawiać wykonawcom trudności, bo pogłos jest naprawdę spory. I instrumentaliści AKAMUS trochę się na początku koncertu w tym pogłosie - pewnie zupełnie innymi niż na próbach bez udziału publiczności – pogubili. W Concerto grosso op. 6 nr 2 Händla basy były tak mocne, że aż wywoływały zdziwienie wśród pozostałych muzyków.

Później było już zdecydowanie lepiej. W zagranym po przerwie Concerto a 4 Il pianto d’Arianna Locatellego Akademie für Alte Musik Berlin przeciągnęła akustykę kościoła św. Bartłomieja na swoja stronę i przekuła jej wady w zalety. Pięknie wybrzmiewały nieco wydłużone pauzy, zagrała artykulacja smyczków wzmocniona brzmieniem lutni. Było cudnie. Muszą też paść nazwiska Bernharda Forcka, koncertmistrza AKAMUS, niesamowitego w partiach solowych i Piroski Baranyay, jednej z najlepszych wiolonczelistek, jakich miałem okazje słuchać.

Sonia Prina? To gwiazda najwyższego formatu. Namalowała nam wczorajszego wieczoru trzy obrazy. W pierwszym, w kantacie Giovanniego Battisty Ferrandiniego Il pianto di Maria, był to obraz cierpiącej, targanej emocjami Marii. Było poruszająco (Se d’un Dio fui fatta Madre w tak głębokiej i intensywnej interpretacji chyba jeszcze nie słyszałem) i na tak dużym poziomie ekspresji, że bałem się, czy nie przełoży się to na kantatę Bacha. Nic podobnego. Widerstehe doch der Sünde BWV 54, która była pierwszy utworem po przerwie była majstersztykiem. Zdecydowana, ale cudownie lekka i świeża, stonowana a jednak bardzo wyrazista i magnetyzująca.

Na koniec usłyszeliśmy Longe Mala, umbrae, terrores RV 629 Antonia Vivaldiego. Utwór ten opisuje się jako motet lub koncert wokalny, choć wczorajsze wykonanie należałoby raczej nazwać miniaturową operą, tyle w nim było gry aktorskiej, uczuć, zmian charakteru. Reakcja publiczności po koncercie była równie żywiołowa. Oklaski na stojąco wywołały zespół do bisu, na który usłyszeliśmy „But who may abide the day of his coming” z Mesjasza Georga Friedricha Händla. Wczorajszy koncert był pierwszym wspólnym występem Sonii Priny i Akademie für Alte Musik Berlin. Nie dało się tego odczuć. Artyści wspaniale ze sobą współpracowali, nawiązywali relacje, podejmowali dialog. Mam nadzieje, że jeszcze ten skład kiedyś usłyszę.

Przed nami następne wydarzenia Actus Humanus Resurrectio. Dziś po południu utwory Bartłomieja Pękiela w wykonaniu Octava Ensemble pod dyrekcją Zygmunta Magiery, a wieczorem koncert Ensemble Organum i Marcela Pérèsa.

B!LIVE, Katowice - Dwie Pasje



Czas mknie w zupełnie zwariowanym tempie, spraw do załatwiania jest czasem więcej niż być powinno. Już niedługo na Baroque Goes Nuts pojawią się relacje z wielkanocnych festiwali, jestem jednak winien jeszcze relację z koncertowej podróży do Katowic.

Wspólnym mianownikiem weekendu 17-18 marca była Pasja według św. Jana. W sobotę usłyszeliśmy Pasję według św. Jana Arvo Pärta, w niedzielę Johannes-Passion, BWV 245 Johanna Sebastiana Bacha.

W dniu pierwszego koncertu napisałem w 70. odcinku cyklu B!52 przeznaczonym na Iudica, piątą niedzielę Wielkiego Postu, że Pasja według św. Jana, którą Jan Sebastian Bach wykonał 7 kwietnia 1724 w lipskim kościele św. Mikołaja podczas nieszporów wielkopiątkowych – jej rozmiar, skład wykonawczy, dramatyzm i teatralność - musiała wywołać szok. Przed objęciem przez Bacha stanowiska kantora lipszczanie słuchali w Wielki Piątek prostego zestawienia Męki Pańskiej napisanego około roku 1530 przez Johanna Waltera. Była to właściwie melorecytacja. Jedyną zmianę zaproponował poprzednik Bacha, Johann Kuhnau, który w latach 1721 i 1722 poprowadził skromną, prostą, pełną pokory wokalno-instrumentalną Pasję według św. Marka.

W sobotni wieczór w sali kameralnej Narodowej Orkiestry Symfonicznej Polskiego Radia w Katowicach usłyszeliśmy taką właśnie pasję. Skomponowana w 1982 roku przez Arvo Pärta Passio Domini Nostri Jesu Christi secundum Joannem jest bliska średniowiecznym tenebrae, dramatyzm jest w niej oddany za pomocą bardzo prostych środków wyrazu, przez symbole, motywy, akcenty. Camerata Silesia pod dyrekcją Anny Szostak doskonale wpisała się w ten klimat. Duże słowa uznania należą się czworgu solistom zespołu – Agnieszce Bochenek-Osieckiej, Aleksandrze Poniszowskiej, Bogusławowi Kowalskiemu i Łukaszowi Smołce, którzy brawurowo wykonali wymagające partie zbiorowego Ewangelisty oraz instrumentalistom NOSPR, szczególnie Piotrowi Pycowi, który bezbłędnie zagrał na oboju.

Bardzo dobrze spisali się też soliści -  Matthias Lutze – głęboki i dramatyczny baryton w roli Jezusa i Karol Kozłowski, którego Piłat był naprawdę niezapomniany – poruszający, rozdarty, ludzki, prawdziwy. I trochę też przez to wszystko bliski… 

Trochę zdziwienia wzbudził pogłos na sali kameralnej NOSPRu. Było go słychać bardzo wyraźnie. Z jednej strony przypominało to akustycznie wnętrze kościoła, z drugiej było nieco sztuczne. A może po prostu pogłos był wzmocniony przez technikę. Jeśli było inaczej, proszę mnie poprawić.

A Bach? 

Pasja według św. Jana, BWV 245 w wykonaniu Collegium Vocale Gent była piękna i wzruszająca, przemyślana i dopracowana. I to wystarczyłoby za recenzję, gdyby nie momenty, które zapadły w pamięć naprawdę głęboko. A było ich sporo.
Maximilian Schmitt w roli Ewangelisty był genialny, nie boję się tego słowa. Szczególnie poruszające były recytatywy o tym, jak Piotr zapłakał po zaparciu się Jezusa po raz trzeci ("bitterlich" było naprawdę gorzkie) oraz o złożeniu Jezusa do grobu. Wymowa tego ostatniego była wzmocniona przejmującym, zagranym na granicy czystości zakończeniem basso continuo. Pojawiły się dreszcze.

Uwagę przykuwała także Dorothee Mields. Aria Ich folge dir gleichfalls mit freudigen Schritten (Podążę za Tobą radosnymi krokami) była naprawdę rozświetlona, a kiedy sopranistka zaśpiewała Zerfließe, mein Herze, in Fluten der Zähren (Rozpłyń się moje serce w potokach łez) muzyka zdawała się płynąć w przestrzeni.

Na szczególne wyróżnienie zasługuje też Peter Kooij, który w ostatniej chwili zastąpił chorego Krešimira Stražanca w partii Jezusa, oraz wiarygodny i równy w przebiegu całej Pasji Robin Tritschler.

Bardzo czekałem na występ Damiena Guillona. Jego nagrania kantat Bacha bardzo często brzmią w Różowym Głośniku Baroque Goes Nuts (polecam szczególnie płyty Bach: Cantates BWV 170 & 35 oraz Bach: Tilge, Höchster, meine Sünden, BWV 1083). Przyznaję, że Guillon nie zawiódł moich oczekiwań dopiero w arii Est ist vollbracht! (Dokonało się!)

O przypadkowym spotkaniu z Philippe Herreweghe i Dorothee Mields przy hotelowej recepcji pisałem już wcześniej. Dzięki uprzejmości miłośników baroku, pracowników NOSPR miałem możliwość przyjrzeć się pracy Collegium Vocale Gent na próbie, miałem też mozliwość zajrzeć za kulisy NOSPRu. To naprawdę wyjątkowe miejsce, mam nadzieję, że już niedługo bede mogl tam wrócić. Narodowa Orkiestra Symfoniczna Polskiego Radia w Katowicach oddaje muzyce dawnej dużo miejsca. W tym sezonie artystycznym wystąpią jeszcze L’ensemble Correspondances i Sébastien Daucé, {oh!} Orkiestra Historyczna (dwukrotnie), Kacper Szelążek i Royal Baroque Ensemble w programie Wenecja Vivaldiego oraz Leila Schayegh z barokiem frnacuskim. Szczegóły wszystkich koncertów na stronie http://www.nospr.org.pl/pl/kalendarz oraz w Barokowym Rozkładzie Jazdy: https://tockify.com/barokowyrozkladjazdy/agenda?search=nospr




B!52, Odcinek 71 - Dominica Palmarum



Jutro ostatnia niedziela Wielkiego Postu na całym świecie nazywana Niedzielą Palmową (Dominica in Palmis de passione Domini, Dominica Palmarum). To jedno z najstarszych świąt chrześcijańskich. Pierwsze zapisy dotyczące procesji z palmami sięgają już IV wieku. Wraz z ich rozprzestrzenianiem się z Jerozolimy na coraz zimniejsze strefy klimatyczne zmieniały się też "palmy". Te prawdziwe zostały zastąpione przez gałązki oliwne, cis, bukszpan czy nasze wierzbowe bazie.

W polskiej, ale nie tylko, tradycji ludowej zakorzeniły się zwyczaje związane z przygotowywaniem udekorowanych kwiatami i innymi ozdobami palemek, które są symbolem odradzającego się życia. Największe palmy powstają w małopolskiej Lipnicy Murowanej, najwyższe z nich sięgają ponad 35 metrów a ich konstrukcja oparta jest jedynie na wiklinie. Z palemkami z bazi związane są też ludowe przesądy. Kiedyś uważano, że połknięcie wierzbowego kotka pomaga na ból głowy i gardła; jeszcze wcześniej, że wspomaga płodność. Nie wolno też było trzymać palemek do góry nogami, żeby się krowy nie gziły 😂.

W wielu kościołach przechowuje się palemki prawie cały rok i pali w ogniskach we wtorek przed Środą Popielcową a palemkowego popiołu używa do posypywania głów. Z prochu powstałeś w proch się obrócisz...
Oprócz palemek, bardzo popularnym symbolem towarzyszącym obchodom Niedzieli Palmowej jest osiołek. W Polsce, Austrii i w Niemczech popularne były procesje z Jezuskiem Palmowym - drewnianą figurą Jezusa na osiołku, który był ciągnięty w procesji dla uczczenia triumfalnego wjazdu do Jerozolimy. Zwyczaj ten zachował się w Tokarni i w Szydłowcu oraz w Austrii w okolicach Insbrucku. W Rosji procesja z osiołkiem była bardziej dostojna. W Nowgorodzie a potem w Moskwie, Patriarcha Moskwy i Wszechrusi, reprezentujący Chrystusa jechał na ośle (a właściwie na koniu ubranym w białą szatę) a bosy car pokornie prowadził procesję.

A co u Bacha?

W Niedzielę Palmową obowiązywał jeszcze w Lipsku wielkopostny zakaz wykonywania muzyki figuratywnej. Był jednak wyjątek od tej reguły. Jeśli 25 marca, czyli Zwiastowanie Pańskie wypadało jeszcze w czasie Wielkiego Postu, uroczystość przekładano właśnie na Niedzielę Palmową i zdejmowano obowiązujące postne zakazy. Dość skomplikowane...

Zachowały się dwie kantaty skomponowane i wykorzystywane przez Bacha na taką podwójną uroczystość. "Wie schön leuchtet der Morgenstern" BWV 1, skomponowana w roku 1725 oraz jedna z najpiękniejszych kantat Bacha - "Himmelskönig, sei willkommen" BWV 182. Kantata ta powstała jeszcze w Weimarze, gdzie wielkopostny czas zakazany nie obowiązywał, dlatego jej tekst, napisany przez Salomona Francka odnosi się wprost do biblijnego przesłania Niedzieli Palmowej. W Lipsku była wykorzystana przez Bacha najprawdopodobniej trzy razy, właśnie w te wyjątkowe dni, kiedy w Niedzielę Palmową obchodzono także święto Zwiastowania: 25 marca 1724 roku, 21 marca 1728 roku oraz jeszcze raz po roku 1728.

Uważa się, że tekst kantaty został napisany przez Salomona Francka. Nie znalazł się on w żadnym z opublikowanych przez niego zbiorów, jednak język, użyte środki stylistyczne oraz brak recytatywów między ariami wskazują na autorstwo właśnie tego weimarskiego poety. Chorał użyty w siódmej części kantaty to przedostatnia (33) strofa hymnu Paula Stockmana "Jesu Leiden, Pein und Tod" opublikowanego po raz pierwszy w roku 1641 w zbiorze „Der Christen Leib-Stücke oder Historia von dem Leiden Christi (…)”.

Kantata składa się z ośmiu części (sonata, chór, recytatyw, 3 arie, chorał, chór) i została rozpisana na trzy głosy solowe (alt, tenor, bas), czterogłosowy chór oraz zespół instrumentalny (flet prosty, dwoje skrzypiec, dwie altówki i basso continuo).
Zapraszam do posłuchania dwóch pierwszych części kantaty. Pierwsza to sonata w stylu francuskiej uwertury obrazująca przybycie króla, grana najpierw przez skrzypce i flet solo z akompaniamentem pizzicato, zakończona pięknym, granym już smyczkami tutti, które bardzo przypomina mi Corellego. Druga, tytułowy chór, to pieśń powitalna w formie szybkiej w tempie, niezwykle świeżej i lekkiej fugi.

___________


Johann Sebastian Bach, Kantata "Himmelskönig, sei willkommen" BWV 182
1. Sonata
2. Chór Himmelskönig, sei willkommen
Amsterdam Baroque Orchestra & Choir
Ton Koopman, dyrygent


Himmelskönig, sei willkommen,
Lass auch uns dein Zion sein!
Komm herein,
Du hast uns das Herz genommen.

Królu Niebios, bądź pozdrowion,
Zwól nam Twym Syjonem być!
Do nas wnijdź!
Serca nasze Tyś już wziął.


B!DATE, BACH 333 - 21 marca 2018



BACH 333

Jutro, 21 marca, przypada 333 rocznica urodzin Jana Sebastiana Bacha.

Bach zawsze był dla mnie ważny. Między innymi dlatego, że robi porządek w moim życiu wtedy, kiedy najbardziej tego potrzebuję.

Bukiet róż Bach, a właściwie jego pomnik, który stoi w bydgoskim Parku Kochanowskiego, dostanie jutro. Dziś z okazji urodzin Bacha i jutrzejszego 6. Europejskiego Dnia Muzyki Dawnej chciałbym przypomnieć innego człowieka, dla którego Johann Sebastian Bach był niezwykle ważny.

W filmie, który przygotowaliśmy, Glenn Gould pięknie mówi o Bachu i jego muzyce. Warto tego posłuchać. Można też przeczytać, bo specjalnie na tę okazję zrobiliśmy polskie tłumaczenie i napisy. Dla mniej cierpliwych: Gould zaczyna swą opowieść około 50. sekundy 😉

A po opowieści Gould prowadzi zespół w kantacie Wiederstehe doch der Sünde, BWV 54. Solo altu wykonuje Russell Oberlin.

Miłego oglądania!


***
CBC, Glenn Gould on Bach
8 kwietnia 1962

Glenn Gould
Russel Oberlin - kontratenor


J.S. Bach, Wiederstehe doch der Sünde, BWV 54

tłumaczenie i napisy: Michał Orzechowski, Marcin Pietras


B!52, Odcinek 70 - Iudica



Jutro piąta niedziela Wielkiego Postu, Iudica. Wzięła swoją nazwę od pierwszych słów Introitu, który był kiedyś na nią przewidziany: Iudica me, Deus, te discerne causam meam de gente non sancta (Wymierz mi, Boże sprawiedliwość i broń mojej sprawy przeciw ludowi, co nie zna litości). Iudica rozpoczynała Okres Męki Pańskiej, czas bezpośredniego przygotowania do misteriów Wielkiego Tygodnia, szczególnie do obrzędów wielkopiątkowych, i dlatego nazywano ją Niedzielą Pasyjną.  W Niemczech z powodu przyjętego zwyczaju przysłaniania krzyża i figur ciemnym suknem jest to Schwarzer Sonntag (Czarna Niedziela). W północnej Anglii piątą niedzielę Wielkiego Postu nazywa się Carlin Sunday. Nazwa pochodzi od potrawy, którą tradycyjnie je się w tę właśnie niedzielę – Carlin Peas – brązowego groszku, który albo tylko się gotuje, albo gotuje i podsmaża na maśle.

Bach nie napisał kantaty na tę niedzielę, w czasie obowiązującego w Lipsku tempus clausum, przygotowywał jednak muzykę, która miała zabrzmieć w kościołach po jego zakończeniu. Pierwszym dniem, podczas którego nie obowiązywał już zakaz wykonywania muzyki figuratywnej był Wielki Piątek, kiedy w kościołach wykonywano muzyczne zestawienia Pasji. O pasjach Bacha napiszę więcej w tekście wielkopiątkowym. Dziś kilka słów o jednej z nich – Johannes-Passion, BWV 245, której będę mógł posłuchać już jutro w sali koncertowej Narodowej Orkiestry Symfonicznej Polskiego Radia w Katowicach w wykonaniu Collegium Vocale Gent pod dyrekcją Philippe Herreweghe.

Pasja św. Jana to jedyne z dużych dzieł Johanna Sebastiana Bacha, które nigdy nie osiągnęło ostatecznej formy. W NOSPR usłyszymy pierwotną wersję, która została wykonana 7 kwietnia 1724 podczas nieszporów wielkopiątkowych w kościele św. Mikołaja. Później Bach poprawiał Pasję przynajmniej 3 razy: w roku 1725, około roku 1732 i pod koniec życia, w roku 1749.

Z miejscem pierwszego wykonania Pasji wiąże się ciekawa historia. Bach zamierzał pierwotnie wykonać Pasję według św. Jana w kościele św. Tomasza, jednak w ostatniej chwili (w Wielki Poniedziałek, 3 kwietnia 1724 roku), Rada wyraziła życzenie, żeby muzyka została wykonana w kościele św. Mikołaja. Znamy dokładne sprawozdanie z wymiany zdań miedzy Radą a kantorem.

Bach był zaniepokojony zmianą miejsca. Wskazał na to, że został już wydrukowany program dla mieszkańców; że u św. Mikołaja nie ma wystarczającej ilości miejsca dla wykonawców oraz że tamtejszy klawesyn jest popsuty. Dodał jednak, że wszystkim tym niedogodnościom można zaradzić po małych kosztach. Rada przychyliła się do stanowiska Bacha i postanowiła wydrukować oraz rozprowadzić wśród wszystkich mieszkańców Lipska i okolic specjalną ulotkę informującą o zmianie miejsca, a także zleciła przygotowanie dodatkowego miejsca dla chórzystów i naprawę klawesynu.

Nie znamy autora zestawienia całego tekstu Pasji. Składa się on z rozdziałów 18 i 19 Ewangelii według św. Jana; cytatów z Ewangelii według św. Mateusza o płaczu św. Piotra po trzykrotnym zaparciu się Jezusa i z Ewangelii według św. Marka o zasłonie świątyni, która rozdarła się na dwoje; chorałów: Herzliebster Jesu, was hast du verbrochen Johanna Heermanna; Vater unser im Himmelreich Marcina Lutra; O Welt, sieh hier dein Leben Paula Gerhardta; Jesu Leiden, Pein und Tod Paula Stockmanna; Christus, der uns selig macht Michaela Weiße; Valet will ich dir geben Valeriusa Herbergera oraz Herzlich lieb hab ich dich, o Herr Martina Schallinga, a także refleksyjnych tekstów wykorzystanych w ariach i ariosach, których autorami są między innymi Barthold Heinrich Brockes i Christian Heinrich Postel.

Johannes-Passion składa się z dwóch części, które były przeznaczone do wykonania przed i po kazaniu. Nie zachował się kompletny manuskrypt pierwotnej wersji z roku 1724. Jej rekonstrukcji dokonano na podstawie kopii pierwszych dziesięciu części przeznaczonych dla wykonawców. Pasja była wykonana przez kameralny zespół solistów, czterogłosowy chór, dwoje skrzypiec, altówkę, dwa flety traverso, dwa oboje, dwa oboje da caccia, dwie viole d’amore, violę da gamba, lutnię oraz basso continuo (wiolonczela, violone, klawesyn i organy).

Przed objęciem przez Bacha stanowiska kantora lipszczanie słuchali w Wielki Piątek prostego zestawienia Męki Pańskiej napisanego około roku 1530 przez Johanna Waltera. Była to właściwie melorecytacja. Jedyną zmianę zaproponował poprzednik Bacha, Johann Kuhnau, który w latach 1721 i 1722 poprowadził skromną, prostą, pełną pokory wokalno-instrumentalną Pasję według św. Marka. To, co pokazał mieszkańcom Lipska Bach - rozmiar dzieła, skład wykonawczy, dramatyzm i teatralność - musiało wywołać w mieszkańcach Lipska szok. Do tematu jeszcze wrócę.




B!52, Odcinek 69 - Laetare





Słowo Introit pojawia się w wielu odcinkach B!52. Jest tak przede wszystkim, dlatego, że nazwy części niedziel w roku liturgicznym wielu wyznań chrześcijańskich pochodzą od jego pierwszych słów w języku łacińskim. Jest tak nadal, mimo tego, że łacina nie jest już językiem liturgicznym większości z nich. Początek Introitu dał też nazwy konkretnym rodzajom nabożeństwa, np. roratom (od słów Rorate coeli desuper et nubes pluant Iustum, czyli Spuśćcie rosę, niebiosa, z wysoka, a obłoki niech zleją deszczem Sprawiedliwego), czy mszy za zmarłych, Requiem (od słów Requiem æternam dona eis, Domine: et lux perpetua luceat eis, czyli Odpoczywanie wieczne racz im dać, Panie, i światłość wiekuistą na nich.)

Mówiony bądź śpiewany Introit (od łacińskiego introitus, wejście) otwiera uroczyste obrzędy eucharystyczne (np. mszę w katolicyzmie czy nabożeństwo luterańskie). Składa się z antyfony, wersetu z psalmu oraz formuły Gloria Patri. Jest częścią Proprium, czyli tej części nabożeństwa, która zmienia się w zależności od okresu w roku liturgicznym, czy konkretnej okazji.

Jutro czwarta niedziela w Wielkim Poście. Jej nazwa - Laetare - także pochodzi od pierwszych słów przypisanego do niej Introitu:

Lætáre, Ierúsalem, et convéntum fácite omnes qui dilígitis eam: gaudéte cum lætítia, qui in tristítia fuístis: ut exsultétis et satiémini ab ubéribus consolatiónis vestræ.
Lætátus sum in his quæ dicta sunt mihi: in domum Dómini íbimus.

Wesel się, Jeruzalem! A wszyscy, którzy ją miłujecie, śpieszcie tu gromadnie. Cieszcie się i weselcie, którzyście się smucili, radujcie się i nasyćcie się z piersi pociechy waszej.
Uradowałem się, gdy mi powiedziano: Pójdziemy do domu Pańskiego! Iz 66,10-11; Ps 121 (122), 1

Laetare była kiedyś dniem oddechu od okresu pokuty, nawet kolor szat liturgicznych zmieniał się tego dnia ze zwyczajnego dla Wielkiego Postu fioletu w kolor różowy. Tylko dwa razy do roku można zobaczyć księdza w różowym - w trzecią niedzielę Adwentu (Gaudete) i właśnie w Laetare, stąd jej angielska nazwa Rose Sunday. Choć słowo rose oznacza w tym przypadku nie tylko różowa, ale także różana. Tego dnia papież zwykł bowiem święcić złote róże, które były potem wysyłane do katolickich monarchów.

Są i inne tradycje związane z czwartą niedzielą Wielkiego Postu. W wielu krajach Europy służba otrzymywała wtedy dzień wolny na odwiedzenie swoich macierzystych kościołów. Było to okazją także do odwiedzin swoich własnych matek i wręczania im prezentów, dlatego w krajach anglojęzycznych przyjęła się dla tej niedzieli nazwa Mothering Sunday, w niektórych przerodziło się to po prostu w Dzień Matki (np. w Wielkiej Brytanii i Irlandii).

Niedziela Środopostna, bo taka jest jej dawna polska nazwa, pozwalała na oddech od rygorów Wielkiego Postu. Na ołtarzach pojawiały się kwiaty, wolno było grać na organach, jeśli ktoś miał taką wolę mógł wziąć w tę niedzielę ślub, którego w inne dni Wielkiego Postu nie udzielano. Wypatrywano też z utęsknieniem znaków budzącej się do życia przyrody... W niektórych krajach do dzisiaj panuje zwyczaj jedzenie tego dnia potraw w różowym kolorze (np. deserów truskawkowych).

Johann Sebastian Bach nie napisał - z powodu tempus clausum - żadnej kantaty na Laetare. Zapraszam więc dzisiaj do posłuchania Introitu. Lætáre, Ierúsalem! Raduj się Jerozolimo!





B!52, Odcinek 68 - Oculi



"Niemieckie poetki galante, ich genialne i miłe próbki, razem z Aneksem o tych zagranicznych damach, które dzięki pięknej poezji stały się również znane w zaciekawionym świecie, i z Przedmową. O tym, że rodzaj żeński jest tak samo zręczny w nauce, jak męski."

To pełny tytuł najbardziej znanego zbioru zbioru Georga Christiana Lehmsa - Teuschlands galante Poetinnen. Dziś wydaje się seksistowski, trzy wieki temu było wprost przeciwnie...

Georg Christian Lehms był legniczaninem. Urodził się w 1684 roku w Legnicy. Po ukończeniu gimnazjum w Zgorzelcu i Uniwersytetu w Lipsku służył przez pewien czas na dworze w Weißenfels. W roku 1710 przyjął stanowisko bibliotekarza i poety dworskiego w Darmstadt, gdzie jeszcze przed rokiem 1713 został mianowany członkiem roady książęcej Ernsta Ludwiga von Hessen-Darmstadt. Zmarł na gruźlicę 15 maja 1717 roku. Oprócz wspomnianego już zbioru o niemieckich poetkach, pisał libretta do oper, wiersze oraz - pod pseudonimem Pallidor - powieści w stylu galante. Jest też autorem zbiorów tekstów do kantat komponowanych przez Christopha Graupnera i Gottfrieda Grünewalda na potrzeby dworu w Darmstadt. Jednym z takich zbiorów jest Gottgefälliges Kirchen Opffer wydany w roku 1711.

Nie wiadomo, czy Jan Sebastian Bach i Georg Christian Lehms znali się osobiście. Bach posiadał jednak z pewnością zbiór tekstów Lehmsa, pochodzą bowiem z niego libretta aż 10 kantat, między innymi właśnie Widerstehe doch der Sünde, BWV 54 napisanej przez Jana Sebastiana Bacha na przypadającą jutro trzecią niedzielę Wielkiego Postu, Oculi.

Do lat siedemdziesiątych XX wieku uważano, że kantata jest niekompletna. Składa się z zaledwie dwóch arii  rodzielonych recytatywem. Na początku lat siedemdziesiątych XX wieku - kiedy światło dzienne ujrzał zbiór Georga Christiana Lehmsa - okazało się, że niczego w niej nie brakuje. W związku z tym, że tekst Lehmsa dotyczący tragicznych konsekwencji grzechu był przeznaczony na niedzielę Oculi, wyjaśniona została przy okazji zagadka, na jaką okazję Bach napisał kantatę Widerstehe doch der Sünde. Do tej pory uważano, że kantata powstała na siódmą niedzielę po Trójcy Świętej w roku 1714, kiedy czytania także dotyczyły znaczenia grzechu. Teraz powszechna jest opinia, że kantata została wykonana po raz pierwszy w Weimarze 4 marca 1714 roku, zaledwie dwa dni po tym, jak Bach został kapelmistrzem tamtejszego dworu książęcego.

Kantata została rozpisana na alt solo, dwoje skrzypiec, dwie altówki i basso continuo. Znamy ją z manuskryptu sporządzonego przez weimarskiego ucznia Bacha - Johanna Tobiasa Krebsa (tekst) oraz organistę kościoła św. Piotra i św. Pawła a prywatnie przyjaciela Bacha - Johanna Gottfrieda Walthera. Rozpoczynająca kantatę aria została później użyta - z innym tekstem - w zaginionej Pasji według św. Marka.

Zapraszam do posłuchania arii Widerstehe doch der Sünde w wykonaniu Andreasa Scholla i Collegium Vocale Gent pod dyrekcją Philippe Herreweghe. Craig Smith z portalu Emannuel Music pisze o tej arii tak:


Aria zaczyna się od ostrego i szokującego dysonansu w orkiestrze. Wspaniałe, płynące frazy rozbudowują się, jak warstwy aksamitu na dysonansowym basie. Ekspresyjna partia wokalna jest jak bogate runo na wielu poziomach cudownej, chromatycznej harmonii...

 Widerstehe doch der Sünde,
Sonst ergreifet dich ihr Gift.

Lass dich nicht den Satan blenden;
Denn die Gottes Ehre schänden,
Trifft ein Fluch, der tödlich ist.

 Przeciwstawiaj się grzechowi
Bo jad jego truje, choć urok uwodzi.

Szatana sztuczki oślepić cię mają.
Na tych, co Bożą chwalę spotwarzają
Spada przekleństwo i śmierć ich ugodzi.