Wszystkie posty

jeszcze więcej do czytania...

B!LIVE, IV Festiwal Oper Barokowych Dramma per Musica - Weekend z Händlem i Telemannem

fotografia Kingi Karpati z facebookowej strony Festiwalu Oper Barokowych Dramma per Musica

W 1734 roku londyńscy rywale Händla ze swoim możnym mecenasem, księciem Walii Fryderykiem Ludwikiem Hanowerskim przejęli King’s Theatre. W odpowiedzi na ten ruch, Händel zaakceptował propozycję Johna Richa i przeniósł się do nowego teatru w Covent Garden. Za duże pieniądze.

Sezon 1735/36 okazał się dla Händla nadzwyczajny: dwa wznowienia oper,  opera-pasticcio złożona z przebojowych arii z poprzednich kompozycji, trzy oratoria i dwie nowe opery: Ariodante i Alcina. Ta ostatnia okazała się szczególnym sukcesem. W pierwszym sezonie wystawiono ją aż 18 razy.

Libretto Alciny to częściowo przetworzone libretto innej opery - L'isola di Alcina Riccardo Broschiego z 1728 roku, które z kolei opiera się na poemacie Ariosta Orlando furioso, Orland szalony. Czarownica Alcina prowadzi na cudownej wyspie jeszcze cudowniejsze życie: wabi mężczyzn do swojego królestwa, uwodzi ich, a kiedy już się nimi zmęczy, zamienia w dzikie zwierzęta, rośliny albo skały. W jej sidła wpada też dzielny wojownik Ruggiero. Kiedy wygląda na to, że nie ma już dla niego ratunku, na wyspę przybywa narzeczona Ruggiera Bradamante w przebraniu swojego brata Ricciarda. Świat, który Alcina poukładała sobie za pomocą magii, zaczyna się rozpadać.

Tę właśnie operę wybrali na tegoroczną premierę organizatorzy IV Festiwalu Oper Barokowych Dramma per Musica. I jak zwykle nie zawiedli pokładanych przez melomanów z całej Polski oczekiwań. Wyreżyserowana przez Jacka Tyskiego Alcina, którą miałem przyjemność oglądać w Małej Warszawie w sobotę, 15 września 2018 roku to przedstawienie dynamiczne, wciągające i – także dzięki pięknym kostiumom Marty Fiedler - bardzo plastyczne. No i znakomicie zaśpiewane, zagrane i zatańczone.

Rolę tytułową powierzono Oldze Pasiecznik. Choć podobno to ona sama sobie tę rolę wymyśliła. To zresztą nieważne. Olga Pasiecznik wykonała ją brawurowo. I muzycznie, i aktorsko. Raz demoniczna, raz kokieteryjna; raz ciepła, raz oschła; raz pełna nadziei, raz zawiedziona. Z kulminacją tych wszystkich wcale nie boskich, lecz jak najbardziej ludzkich uczuć, w przeszywającej i pełnej bólu arii „Ah! mio cor! schernito sei!”.

Anna Radziejewska świetnie radzi sobie z rolami męskimi. Rola Ruggiero była poprowadzona w sposób bardzo przekonujący, była też dopracowana w każdym szczególe. Od początku do końca. Szczególnie urzekła mnie aria „Mio bel tesoro” z świetnie zagranymi, jakby dopowiadającymi treść, partiami fletów i „Verdi prati, selve amene”, subtelnie wprowadzona i domknięta na klawesynie przez Liliannę Stawarz.

Bardzo wyraziste postaci stworzyły Olga Siemieńczuk jako lekka, dowcipna, charakterystyczna Morgana (przepięknie i bezbłędnie zaśpiewana  wirtuozowska aria "Tornami a vagheggiar") i Joanna Lalek jako zadziorny i psotny Oberto (przyjęta bodaj z największym entuzjazmem publiczności aria „Barbara! Io ben lo so”)

Z solistek z mieszanymi uczuciami przyjąłem Joannę Krasuską-Motulewicz w roli Bradamante/ Ricciardo. Pamiętam jej ubiegłoroczną zalotną i charakterną Selindę w Farnace. Tym razem – mimo bardzo dobrze postawionego, czystego i mocnego głosu, jej rola wydała mi się jednowymiarowa, z zupełnie niewykorzystaną przemianą dość zasadniczego Ricciarda w narzeczoną Ruggiera – Bradamante.

Z solistów zdecydowanie bardziej trafiła do mnie zaśpiewana precyzyjnie, głęboko i stylowo rola Artura Jandy jako czarodzieja Melisso. Nie przekonał mnie za to Karol Kozłowski w roli Oronte, choć to on właśnie potrafił najlepiej ze wszystkich solistów nawiązywać kontakt z publicznością. Były miejsca piękne, były niestety i niedopracowane, śpiewane nieczysto i z dużym wysiłkiem.
 
Muzycy Royal Baroque Ensemble znają się dobrze, od lat razem występują i nagrywają płyty. W tym roku zespół kierowany przez Liliannę Stawarz zdobył Fryderyka za album "Antonio Caldara - Maddalena ai piedi di Cristo". Nic więc dziwnego, że w Alcinie usłyszeliśmy bardzo spójne brzmienie zespołu instrumentalnego, pełne barw we wszystkich możliwych odcieniach. A akompaniament (choć czy rzeczywiście tylko akompaniament…) do arii Ruggiero „Sta nell’ircana pietrosa tana” był po prostu błyskotliwy.

Największym rozczarowaniem był chyba w sobotę występ chóru Collegium Musicum UW. Wejścia zespołu wokalnego były sztuczne i jakby wyrwane z kontekstu, a śpiewanie przysadziste i niepewne, także intonacyjnie. Mankamentem były także napisy. Po pierwsze istotnie różne od dobrego polskiego tłumaczenia z książki programowej, po drugie z nieczytelnie rozdzielonymi rolami i niekonsekwentnie wyświetlanymi (bądź nie) didaskaliami.

Na koniec kilka słów o Małej Warszawie. Nie jest miejscem bez wad, nie została zbudowana jako teatr operowy, nawet nie jako sala koncertowa. Była tam fabryka oleju, marmolady, gumy, a w końcu konserw. Ale czy spektakle operowe trzeba koniecznie wystawiać w zbudowanych specjalnie po to budynkach? Na dodatek pełnych przepychu i bogatych w najróżniejsze udogodnienia? Wcale nie. Przestrzeń Małej Warszawy ma bardzo dobrą akustykę, bardzo umiejętnie wykorzystano też tę przestrzeń na potrzeby spektaklu - ożywiły ją puszczane z 11 (tyle naliczyliśmy) projektorów wizualizacje, których autorem jest Sylwester Łuczak. Tańczące na wietrze rośliny, barokowe florale, antyczne rzeźby, arkadyjskie budowle. Rajska wyspa Alciny.

Mała Warszawa ma ducha. Genius loci. Organizatorzy Festiwalu Oper Barokowych Dramma per Musica odczytali tego ducha we właściwy sposób, wykorzystali go do stworzenia ciekawej, inspirującej przestrzeni artystycznej. Nadali postindustrialnym wnętrzom ciepły i gościnny charakter. Także przyległe przestrzenie wewnątrz i na zewnątrz budynków pofabrycznych sprzyjały rozmowom i nawiązywaniu ciekawych znajomości. A do środka zapraszał na kolejne akty dźwięk rogu.

Piękne było też następne festiwalowe popołudnie. W Domu Polonii na Krakowskim Przedmieściu mały zespół instrumentalny (Grzegorz Lalek, Alicja Sierpińska – skrzypce barokowe, Marcin Stefaniuk – altówka barokowa, Jakub Kościukiewicz – wiolonczela barokowa, Grzegorz Zimak – kontrabas barokowy i Lilianna Stawarz – klawesyn) zagrali Koncert polski, TWV 43:G7, Suitę D-dur „Gulliver”, TWV 40:108 i Suitę G-dur „Don Quixot”, TWV 55:G10 Georga Philippa Telemanna przeplatane fragmentami powieści Jonathana Swifta „Podróże do wielu odległych narodów świata” i Miguela de Cervantesa „Don Kichot” recytowanymi przez Zbigniewa Zamachowskiego.

Trochę się tego koncertu
bałem. W innym czasie i w innym miejscu zestawienie muzyki Telemanna i prozy Cervantesa było podane w sposób nudny i nadzwyczaj nużący. W Warszawie było inaczej. Po pierwsze krótkie i wybrane z dużą uwagą fragmenty powieści były recytowane z dużą swadą i w bardzo dowcipny sposób, po drugie zespół instrumentalny wydobył z muzyki Telemanna co tylko się dało najlepszego. Była ciekawa artykulacja, duże zróżnicowanie tempa i dynamiki, no i to co najważniejsze: instrumentaliści sami świetnie się bawili. Radość smyczka i zabawa piórkiem udzieliły się wszystkim słuchaczom. 

Jeśli jescze nie skorzystaliście z zaproszenia IV Festiwalu Oper Barokowych Dramma per Musica, wciąż macie szansę. W środę (19.09.2018) na finał festiwalu zostanie wykonana w Studiu Koncertowym im. Witolda Lutosławskiego Alcina, HWV 34 Georga Friedricha Händla w wersji koncertowej. Warto tam być!

B!52, Odcinek 91 - Trinitatis XV



Bohaterami ubiegłorocznego tekstu na piętnastą niedzielę po Trójcy Świętej byli śpiewak, klawesynista i kompozytor Christoph Nichelmann oraz Jauchzet Gott in allen Landen, BWV 51. To piękna kantata, jeśli macie ochotę jej posłuchać i o niej poczytać zapraszam tutaj: http://baroque-goes-nuts.blogspot.com/2017/09/b52-odcinek-40-trinitatis-xv.html

Dziś o kolejnej kantacie na jutrzejszą niedzielę – Was Gott tut, das ist wohlgetan, BWV 99.
W piętnastą niedzielę po Trójcy Świętej czytano w kościołach fragment listu do Galatów o powinności czynienia dobra, póki mamy na to czas i Kazania na górze z Ewangelii według św. Mateusza o konieczności poszukiwania królestwa bożego a nie troszczeniu się o dobra materialne. Kantata Was Gott tut, das ist wohlgetan, BWV 99 dotyczy tego przesłania, jednak nie cytuje bezpośrednio Biblii a jest oparta o hymn z tekstem Samuela Rodigasta z roku 1674 i muzyką, którą przypisuje się kantorowi z Jeny, Severusowi Gastoriusowi. Nieznany autor libretta kantaty zaczerpnął z hymnu strofy pierwszą i ostatnią z dosłownym brzmieniu, pozostałe sparafrazował. Ten sam hymn został użyty przez Bacha w kantacie Was Gott tut, das ist wohlgetan, BWV 100 jednak w całości i bez zmian.

Sześcioczęściowa kantata została rozpisana na cztery głosy solowe (sopran, alt, tenor, bas), czterogłosowy chór oraz zespół instrumentalny złożony z rogu, fletu traverso, oboju d’amore, dwojga skrzypiec, altówki i basso continuo. Szczególnie ciekawa jest partia fletu. Ze względu na jej wirtuozowski charakter panuje wśród badaczy powszechne przekonanie, że musiał w czasie pierwszego wykonania kantaty (17.09.1724) przebywać w Lipsku gość – flecista o nadzwyczajnych zdolnościach.

Zapraszam do posłuchania chóru otwierającego kantatę w wykonaniu Monteverdi Choir i English Baroque Soloists pod dyrekcją Johna Eliota Gardinera. Warstwa instrumentalna dominuje w tej części nad wokalną. To w istocie koncert na flet, obój d’amore i smyczki, który emanuje optymizmem i radosną energią. Julian Mincham pozwala sobie nawet na stwierdzenie, że ta część byłaby doskonała nawet gdyby usunąć z niej warstwę wokalną. Można by ją też zastąpić organami lub klawesynem – dodaje Mincham – a nie byłoby żadnego zakłócenia w strukturze i w przebiegu utworu. Czy tak jest w istocie? Oceńcie sami.

Was Gott tut, das ist wohlgetan,
Es bleibt gerecht sein Wille;
Wie er fängt meine Sachen an,
Will ich ihm halten stille.
Er ist mein Gott,
Der in der Not
Mich wohl weiß zu erhalten;
Drum lass ich ihn nur walten.

Co czyni Bóg, jest dobrze tak
I z sprawiedliwej woli.
Jakkolwiek mi się da we znak,
Chcę cichym być w swej doli.
Niech wierny Bóg,
Co czasu trwóg
Przed zgubą swoich strzeże,
Mój los w swe ręce bierze.


B!52, Odcinek 90 - Trinitatis XIV


W przypadającą jutro 14. niedzielę po Trójcy Świętej w lipskich kościołach czytano fragment listu do Galatów o swoistym napięciu między grzesznym ciałem a duchem, dzięki któremu odczuwamy miłość, radość, pokój, cierpliwość, uprzejmość, dobroć, wierność, łagodność, opanowanie (Ga 5, 16-26) oraz historię o uzdrowieniu przez Jezusa dziesięciu trędowatych, z których tylko jeden, traktowany wtedy jak obcokrajowiec Samarytanin, zdobył się na podziękowanie (Łk 17, 11-19). Wszystkie trzy zachowane kantaty Bacha na ten dzień (BWV 25 - pisałem o niej w zeszłym roku: B!52, Odcinek 39, 78 i 17) dotykają w mniejszym lub większym stopniu czytań biblijnych.

W kantacie Wer Dank opfert, der preiset mich, BWV 17 autor libretta, prawdopodobnie książę Saksonii-Meiningen Ernst Ludwig I przytacza w dosłownym brzmieniu 15 i 16 werset rozdziału 17 Ewangelii według św. Łukasza. Poeta nawiązuje też do innych tekstów biblijnych, między innymi Psalmów 19, 36 i 50 oraz Listu do Rzymian. Kantatę kończy trzecia zwrotka hymnu Nun lob, mein Seel, den Herren Johanna Gramanna z 1525 roku.

Kantata została wykonana po raz pierwszy 22 września 1726 roku, pierwsze trzy części przed kazaniem, pozostałe cztery bezpośrednio po nim. Kantata została rozpisana na cztery głosy solowe (sopran, alt, tenor, bas), czterogłosowy chór oraz zespół instrumentalny: dwa oboje, dwoje skrzypiec, altówkę i basso continuo. Skreślony ręką Bacha tytuł kompozycji brzmi: Domin. 14 post Trin. | Wer Dank opfert, der preiset mich | á | 4 Voci | 2 Hautb. | 2 Viol. | Viola | e | Contin. | di | J. S. Bach.

Nie szukajmy próżnej chwały, jedni drugich drażniąc i wzajemnie sobie zazdroszcząc. Tak kończy się fragment Listu do Galatów wspomnianego na początku. Za otrzymane dobro, śpiewajmy! Taką właśnie dziękczynną pieśnią jest tenorowa aria Welch Übermaß der Güte schenkst du mir, do której posłuchania zapraszam dzisiaj. Wykonuje ją James Gilchrist oraz English Baroque Soloists pod dyrekcją Johna Eliota Gardinera.

Welch Übermaß der Güte
Schenkst du mir!
Doch was gibt mein Gemüte
Dir dafür?
Herr, ich weiß sonst nichts zu bringen,
Als dir Dank und Lob zu singen.


Jakież dobra ogromy
Ty zsyłasz mi!
A czym ja, zawstydzony,
Odpłacę Ci?
Nic innego nie mam, Panie,
Niż dziękczynne me śpiewanie.