Wszystkie posty

jeszcze więcej do czytania...

28.06.2017, Henryk VIII Tudor



526 lat temu urodził się król Anglii Henryk VIII Tudor (28 czerwca 1491 - 28 stycznia 1547).

Większość z nas wie, ile miał żon; że dokonał rozłamu z Kościołem katolickim; że tępił homoseksualistów (Buggery Act); nawet to, że był chciwym karciarzem oraz uwielbiał polować i grać w kości.

Rzadko mówi się o tym, że był utalentowanym muzykiem, śpiewakiem, kompozytorem kolekcjonerem instrumentów muzycznych oraz hojnym mecenasem dla setek muzyków, którzy działali w jego czasach. 

Zgromadził kolekcję 154 różnych rodzajów fletów, 14 trąbek, 10 puzonów, 5 dud i wielu innych instrumentów. Stworzył przy angielskim dworze centrum kultury muzycznej o znaczeniu europejskim, skupiając w nim w pewnych okresach ponad 100 artystów. Gromadził też utwory muzyczne, a także je komponował. Niezwykłą kolekcję tej muzyki, znaną jako Henry VIII’s Songbook, przechowuje British Library w Londynie. Księga zawiera 20 pieśni i 13 utworów instrumentalnych napisanych przez króla (The Kynge H. VIII), a także 76 utworów napisanych przez innych kompozytorów, w tym Williama Cornysha and Roberta Fayrfaxa.

Posłuchajcie najbardziej popularnej pieśni z tego zbioru, której autorem jest Henryk VIII - Pastime with good company.

_______

Henryk VIII Tudor, Pastime with good company

James Bowman, Nigel Rogers, Ricercare Ensemble für Alte Musik, Zurich

Pastime with good company
I love and shall until I die
grudge who lust but none deny
so God be pleased thus live will I
for my pastance
hunt sing and dance
my heart is set
all goodly sport
for my comfort
who shall me let (...)


XVIII Festiwal Bachowski w Świdnicy



Dokładnie za miesiąc, 27 lipca 2017 roku, rozpoczyna się XVIII Festiwal Bachowski w Świdnicy. Słowo "festiwal" ma w przypadku świdnickiego wydarzenia właściwe sobie znaczenie, bo to nie po prostu cykl koncertów o wspólnej nazwie, to prawdziwe świętowanie. Festiwal Bachowski stwarza okazję do poznawania regionu, nawiązywania relacji między uczestnikami, miłego spędzania czasu na organizowanych piknikach, śniadaniach na trawie, do wędrowania razem z muzyką przez miasto, do dzielenia się swoimi emocjami, przeżyciami, doświadczeniami, talentem, nawet tak prostymi sprawami, jak miejsce w samochodzie w ramach ridesharingu i tak pięknymi, jak ciepło swojego domu, bo mieszkańcy Świdnicy zapewniają także miejsca noclegowe dla artystów. A to wszystko przy dźwiękach cudownej muzyki wykonywanej przez znakomitych solistów i najlepsze zespoły. A także przez samych siebie, bo jeśli ktoś ma ochotę, może wystąpić - zagrać na instrumencie w ramach open stage, albo zaśpiewać w społecznym chórze (w tym roku w operze Wolfganga Amadeusza Mozarta Così fan tutte - ależ mnie to kusi ;) ). 

Festiwal Bachowski w Świdnicy powstał w 2000 roku niejako przy okazji obchodów 250. rocznicy śmierci Johanna Sebastiana Bacha. Powodem powołania do istnienia tej imprezy była również historia i bogate tradycje muzyczne świdnickiego Kościoła Pokoju, a także osoba urodzonego w Biedrzychowicach (niem. Friedersdorf) Christopha Gottloba Weckera, w latach 1723-1728 ucznia Bacha, który dzięki rekomendacji swojego mistrza został w 1729 roku kantorem w Świdnicy. Osoba Weckera jest bardzo interesująca, między innymi dlatego, że wiemy z pewnością, że Bach i Wecker prowadzili korespondencję i dzielili sie muzyką - w myśl zasady, która przyświeca także organizatorom świdnickiego festiwalu: Do ut des – Daję, abyś dał; zapomnianej już trochę w naszych czasach starej rzymskiej reguły, którą warto jednak propagować, bo jest jednym z fundamentów naszej cywilizacji...

W czasie swoich 17 już edycji festiwal gościł takich artystów jak Vincent Dumestre, Roberta Invernizzi, Edin Karamazov, Simone Kermes, Emma Kirkby, Matteo Messori, Peter Holtslag, Mark Padmore, Cameron Carpenter, Marcin Świątkiewicz, Michaela Koudelková, Tomasz Pokrzywiński czy Marek Toporowski oraz takie zespoły jak Akademie für alte Musik Berlin, Arte Dei Suonatori, Orlando Consort, Café Zimmermann, The Hilliard Ensemble, L’Arpeggiata, La Venexiana, Le Poème Harmonique, Alta Capella, Les Talens Lyriques, Cantus Polonicus, {oh!} Orkiestra Historyczna i Capella Cracoviensis.

Tegoroczna edycja wydarzenia, którego mottem są słowa „w poszukiwaniu wyrazu naszych dni” odbędzie się w dniach 27 lipca - 6 sierpnia w Świdnicy, Strzegomiu, Bielawie, Pożarzysku i Siedlimowicach. Gośćmi Festiwalu będą między innymi Paul Goodwin, Kristian Bezuidenhout, Ralph Rousseau, Konrad Junghänel, Marcin Masecki, Michele Pasotti, Robert Hollingworth, Cantus Cölln, La Fonte Musica, I Fagiolini, Capella Cracoviensis. Szczegóły wydarzeń festiwalowych można już znaleźć na stronie festiwalu: bach.pl, są także wpisane do Barokowego Razkładu Jazdy. Baroque Goes Nuts! będzie na bieżąco relacjonować przynajmniej cztery ostatnie dni Festiwalu. Już się nie mogę doczekać...

Na koniec słowa Jana Tomasza Adamus, dyrektora artystycznego Festiwalu Bachowskiego w Świdnicy, które znalazłem w ubiegłorocznej książce programowej, ale które zawierają przesłanie uniwersalne, odzwierciedlają też moje osobiste przekonania na temat relacji z ludźmi i ze światem; słowa, które dają siłę i odwagę; słowa o których powinniśmy pamiętać "w poszukiwaniu wyrazu naszych dni":

Życzmy sobie ciekawości świata, ciekawości człowieka. Otacza nas piękno, fascynujący ludzie, wartościowe idee. Wystarczy wyjść z domu, rozejrzeć się wokół siebie, mówić „dzień dobry” obcym i patrzeć im woczy. Nie chodzi o Bacha. Chodzi o twórczą sytuację społeczną. Chodzi o abstrakcyjne piękno. Wielu ludzi ukrywa swą prawdziwą twarz, swą wartościową wrażliwość za jakąś hałaśliwą zasłoną, za wbrew sobie odgrywaną komedią. Sztuka pomaga dostrzec i docenić samych siebie. Sztuka potrafi zmienić życie.

Do zobaczenia w Świdnicy!



Toruń: Festiwal Cichej Muzyki i Tango Project











Wczorajsze popołudnie i wieczór w Toruniu wypełniły dwa koncerty. Jak w piosence - bo do tanga trzeba dwojga...

Pierwszy z koncertów nosił tytuł "Pod Prąd" i został zorganizowany w Sali Mieszczańskiej Ratusza Staromiejskiego przez Towarzystwo Bachowskie w Toruniu w ramach Festiwalu Cichej Muzyki. Była to oficjalna inauguracja pozytywu Towarzystwa Bachowskiego. Koncert nosił dość przewrotny tytuł "Pod Prąd", ponieważ historyczny instrument został zaprezentowany publiczności w towarzystwie wysokiej klasy współczesnych organów cyfrowych Clavia Nord C2D i Hammond XK-1.

Wykonawcami byli wczorajszego wieczoru Marek Toporowski i Irmina Obońska-Toporowska, którzy specjalizują się w wykonawstwie muzyki dawnej, nowy instrument Towarzystwa Bachowskiego trafił więc w naprawdę dobre ręce. Bardzo licznie zgromadzona na koncercie publiczność żywo przyjmowała utwory Johanna Sebastiana Bacha, Wolfganga Amadeusza Mozarta, Antonio Solera, Astora Piazzoli i Ryszarda Borowskiego wykonywane w różnych konfiguracjach - na pozytyw i organy cyfrowe, na cztery ręce, na pozytyw z basso continuo, wreszcie na dwa instrumenty elektroniczne. 

Pięknie wybrzmiała Sonata G-dur, BWV 530 Johanna Sebastiana Bacha, ta sama, która znalazła sie w wydanym przez DUX albumie Johann Sebastian Bach Sonaty BWV 525-530, za który wykonawcy toruńskiego koncertu otrzymali Fryderyka 2017 w kategorii "muzyka dawna". Mimo mojego dość konserwatywnego podejścia do wykonywania muzyki dawnej, bardzo podobały mi się 3 inwencje dwugłosowe Bacha, wykonane przez Irminę Obońską na pozytywie z towarzyszeniem improwizowanego basso continuo zagranego znakomicie przez Marka Toporowskiego na Clavia Nord C2D; były bardzo wdzięczne i eleganckie a dzięki dopełnieniu przez basso continuo te napisane przez Bacha w 1722 roku w celach edukacyjnych (prawdopodobnie dla jego 12-letniego wtedy syna Wilhelma Friedmanna) zyskały bardzo pełne i głębokie brzmienie.

Jednak największe wrażenie wywarła na mnie Fantazja f-moll Woflganga Amadeusza Mozarta (KW 594) i to wcale nie dlatego, że jako jedyna była zagrana na cztery ręce tylko na historycznym pozytywie. Rzadko piszę w swoich relacjach z koncertów o historii poszczególnych utworów, ale tym razem uczynię wyjątek. 

Swoją Fantazję f-moll skomponował Mozart w 1790 na mszę pogrzebową marszałka Ernesta Gideona von Laudon. W liście do swojej żony Konstancji wysłanym 3 października 1790 roku z Frankfurtu nad Menem Mozart pisze:

Miałem mocne postanowienie niezwłocznie napisać Adagio dla zegarmistrza, żeby kilka dukatów mogło wpaść w ręce mojej ukochanej żoneczki. To jednak nie wystarczyło, aby je dokończyć, bo nienawidzę takiej pracy... Dopisywałem tam coś codziennie, ale musiałem to zarzucić, tak byłem znudzony. Gdyby nie waga powodu jego powstania, cała reszta przekonałaby mnie, żebym dał sobie spokój. Mam jednak nadzieję, że się zmuszę i zdążę na czas. O tak! Gdyby to jeszcze był wielki mechanizm zegarowy z piszczałkami jak w organach, byłbym rad; ale że jest to tylko na maleńkie piszczałki, brzmi dla mnie piskliwie i dziecinnie.

Później utwór był rededykowany Galerii Figur Woskowych Josepha Deyma (Müllersche Kunstgalerie) w Wiedniu i Mozart zmienił chyba zdanie o swojej "produkcji", bo uznał ją za niezwykłą dzięki jej sterylności, czystości i zgodności z dziełam sztuki...

A komozycja jest naprawdę piękna, szczególnie środkowe Allegro, które przywołało mi w czasie koncertu ducha koncertów organowych Georga Friedricha Händla. Była Moc!!!

Jak w tym wszystkim wypadły instrumenty elektroniczne? Zaskakująco dobrze. Dźwięk organów cyfrowych Clavia Nord C2D pięknie stapiał się z brzmieniem pozytywu, był przyjemnie miękki, może odrobinę zbyt idealny. Szczególnie dobrze brzmiał w wyższych rejestrach, dźwięki basowe były już bardziej "sztuczne", choć myślę, że to raczej wina nagłośnienia, niż instrumentu. I właśnie nagłośnienie (albo raczej sposób, w jaki były ustawione kolumny) było najsłabszym punktem koncertu. Rozstawienie głośników po obu bokach pozytywu zaburzało chwilami odbiór muzyki, szczególnie utworów przeznaczonych do wykonania na 2 autonomiczne instrumenty. Na "żywym" koncercie wolałbym, żeby te dwa instrumenty brzmiały "obok siebie" albo "naprzeciw siebie"; ustawienie pozytywu pomiędzy głośnikami, z których płynął dźwięk organów cyfrowych czyniło chwilami muzykę podobną do nagrania, zaburzało bieg polifonicznej konstrukcji, brało piękny dźwięk odrestaurowanego pozytywu w nawias.

Duże słowa uznania należą się prowadzącemu wczorajszy koncert Jakubowi Burzyńskiemu. Nie przepadam za zapowiedziami w czasie koncertu; wolę, gdy muzyka mówi sama za siebie. Jakub Burzyński prowadził jednak koncert bardzo profesjonalnie, lekko, ze swadą i poczuciem humoru. No i bez kartki.

Przez zupełny przypadek (choć czasem naprawdę trudno w to uwierzyć, bo i bębny ucichły za oknami dokładnie przed rozpoczęciem pierwszego koncertu, i podwójna tęcza pojawiła się na niebie na zakończenie pięknego wieczoru) program koncertu w Ratuszu zamykały tanga Astora Piazzoli; niczym preludium do następnego niedzielnego wydarzenia - koncertu inauguracyjnego V Międzynarodowy Konkurs i Festiwal Chóralny PER MUSICAM AD ASTRAM im. Mikołaja Kopernika.

O PER MUSICAM AD ASTRAM pisałem już wcześniej  (Per Musicam Ad Astra), dzisiaj kilka słów o koncercie inauguracyjnym.

W toruńskim Dworze Artusa usłyszeliśmy Tango Gloria i Tango Credo, kompozycje argentyńskiego kompozytora Martina Palmeriego, którego podstawę twórczości stanowi tango argentyńskie, wzbogacone elementami jazzu i folkloru argentyńskiego, czyli rozpropagowane przez wspomianego już Astora Piazzollę tango nuevo.

Te dwie monumentalne kompozycje zostały wykonane przez toruński Chór „Astrolabium”, Capellę Bydgostiensis oraz solistów: Martina Palmeriego (fortepian), Mario Stefano Pietrodarchi (bandoneon), Aleksandrę Turalską (sopran), Agatę Schmidt (mezzosopran) i Łukasza Klimczaka (baryton) a całością pokierowała Kinga Litowska. 

Bardzo lubię patrzeć na kobiety-dyrygentki; prowadzą one zespoły zupełnie inaczej niż mężczyźni: tanecznie, z wielką gracją i z subtelną elegancją, czasami odnoszę wrażenie, że dyrygują nie one a muzyka, która przez nie przepływa. Tak było i tym razem, sposób przekazywania swojego wyobrażenia o muzyce Kingi Litowskiej to raczej przesyłanie pozytywnych wibracji niż prosty ruch czy gest. Byłem pod wielkim wrażeniem.

W utworach Martina Palmeriego jest gęsto, bardzo gęsto. To polifonia brzmień, faktur, pomysłów, melodii, rytmu a interwał potrzebnych do ich wykonania środków jest naprawdę ogromny. Nie wszystkie fragmenty Tango Gloria i Tango Credo do mnie wczorajszego wieczoru przemówiły, ale były takie, których długo nie zapomnę... Domine Fili Unigenite, Iesu Christe (Panie, Synu Jednorodzony, Jezu Chryste) z Tango Gloria - cudownie liryczne, spójne, wzruszające; Et homo factus est (I stał się człowiekiem) z Tango Credo - niezwykłe zawieszenie, niemal wypowiedziane, podkreślające wagę Narodzenia i jego konsekwencje; passus, et sepultus est (został umęczony i pogrzebany) - przejmujące i dotkliwe, niczym w pasjach Johanna Sebastiana Bacha, a po nim et resurrexit tertia die (i trzeciego dnia zmartwychwstał) - odrodzenie, nawet dla osób, któe nie znają łacińskiego tekstu wyznania wiary było jasne, że to Tango Zmartwychwstania... 

Zarówno chór Astrolabium, jak i Capella Bydgotiensis, zespoły które znałem dotąd raczej z wykonań muzyki dawnej, bardzo dobrze oddały poetykę kompozycji Palmeriego i znakomicie poradziły sobie z wymagającą materią tej muzyki; było stylowo i charakternie. Także soliści stanęli na wysokości zadania. Szczególne brawa należą się niezwykle autentycznej Agacie Schmidt, czułem tę radość, którą czerpie ze śpiewania i Aleksandrze Turalskiej, bardziej powściągliwej, ale nie mniej prawdziwej. Także śpiewający partię barytonową Łukasz Klimczak dobrze oddał głosowo emocje Tango Gloria, trochę gorzej było jednak jeśli chodzi o słowa; chwilami nie byłem pewny, w jakim języku śpiewa.

Siedziałem całkiem blisko estrady, widziałem więc, jak bardzo przeżywal ten koncert kompozytor grający tego wieczoru na fortepianie. Zdawało się, że spiewa i gra razem ze wszystkimi i na wszystkim. To wspomnienie bezcenne. Przyglądałem się też z bliska emocjom innej wyjątowej postaci, dla mnie osobiście gwiazdy toruńskiego koncertu. Takich emocji, takiej prawdy i takiego żaru, jakie pokazał Mario Stefano Pietrodarchi się nie zapomina. I tej jedności, którą na kilkadziesiąt minut stanowili on i jego bandoneon...

_______________

1.

Festiwal Cichej Muzyki

Sala Mieszczańska Ratusza Staromiejskiego w Toruniu
niedziela, 25 czerwca 2017, godz. 17.00

POD PRĄD

Wykonawcy:
Marek Toporowski i Irmina Obońska – Toporowska

Program:
Antonio Soler: I koncert na dwoje organów C-dur

Johann Sebastian Bach: 
Trzy Inwencje dwugłosowe (d-moll, F-dur, a-moll) z basso continuo
Sonata G-dur, BWV 530
Sinfonia h-moll w wersji na 4 głosy w opracowaniu Ryszarda Borowskiego

Wolfgang Amadeusz Mozart: Fantasia organowa f-moll, KV 594

Ryszard Borowski:
Fuga na temat Mozarta
Utwór bez tytułu

Astor Piazzola:
Dwa tanga - Adios Nonino i Preparense


***

2.

V Międzynarodowy Konkurs i Festiwal Chóralny PER MUSICAM AD ASTRAM im. Mikołaja Kopernika

Dwór Artusa w Toruniu
niedziela, 25 czerwca 2017, godz. 19.00

Koncert inauguracyjny: TANGO PROJECT

Wykonawcy:
Martin Palmeri (fortepian)
Mario Stefano Pietrodarchi (bandoneon)
Aleksandra Turalska (sopran)
Agata Schmidt (mezzosopran)
Łukasz Klimczak (baryton)
Chór Astrolabium
Orkiestra Kameralna Capella Bydgostiensis
Kinga Litowska - dyrygent

Program:
Martin Palmeri: Tango Gloria i Tango Credo



25.06.2017, 250. ROCZNICA ŚMIERCI GEORGA PHILIPPA TELEMANNA



250. ROCZNICA ŚMIERCI GEORGA PHILIPPA TELEMANNA
250 lat temu zmarł Georg Philipp Telemann (14/24 marca 1681 - 25 czerwca 1767). Od dziecka był świadomy swojego talentu. I był bardzo zdeterminowany. Kiedy rodzina zabroniła dwunastoletniemu Jurkowi muzykować, skonfiskowała wszystkie instrumenty muzyczne i skierowała do ogólnego gimnazjum, by zdobył bardziej lukratywny zawód, Telemann dalej uczył się muzyki i niemal wyłącznie samodzielnie nauczył się grać na flecie prostym, poprzecznym, szałamai, oboju, puzonie, organach, klawesynie, skrzypcach, violi da gamba i kontrabasie. Nieźle 😀
Działał między innymi w Lipsku, Eisenach, Frankfurcie i Hamburgu. Poznał także ówczesną Polskę. W czasie kiedy był kapelmistrzem na dworze hrabiów Promnitz w Sorau (obecne Żary), dużo podróżował, także do Pszczyny, Krakowa, Warszawy i wielu innych polskich miast, gdzie poznał naszą muzykę dworską i ludową, stąd tak wiele w jego dorobku muzycznym kompozycji z dopiskiem "polonaise" lub "alla polacca".
Znał największych kompozytorów swoich czasów, w tym Jana Sebastiana Bacha, który poprosił go, żeby został ojcem chrzestnym jego syna - Carla Philppa Emanuela (stąd Philipp 😉) i Georga Friedricha Händla, który mawiał o Telemannie, że ten "potrafi napisać motet na cztery głosy w krótszym czasie, niż większość ludzi byłaby w stanie napisać list".
Georg Philipp Telemann uchodzi za jednego z najpłodniejszych kompozytorów wszechczasów. Napisał ponad 3.000 (!!!) utworów, w tym 50 oper, 46 pasji, 35 oratoriów, ponad 1.000 suit i koncertów na różne składy. Stwierdził podobno kiedyś, że wie, iż skomponował niektóre dzieła po kilka razy, ale nie był w stanie zapanować nad swą własną gigantyczną spuścizną...

W 250. rocznicę śmierci Georga Philippa Telemanna organizowanych jest, także w Polsce, wiele koncertów i festiwali. Jednym z nich jest festiwal: Nasz Telemann, który odbywa się na Ziemi Lubiskiej, także w miejscach związanych z życiem Telemanna. Tak o kompozytorze i o Festiwalu piszą jego organizatorzy:

"To, co wyróżnia Telemanna w sposób wyjątkowy, to jego otwartość na różnorodne inspiracje, które dla wielu jego słynnych kolegów były albo mało interesujące albo po prostu niezauważalne. Telemann przyglądał się światu z ciekawością i entuzjazmem, a jego przygoda z muzyką polską i szerzej słowiańską to doskonały tego przykład.
Jeśli, pomimo wszelkich zastrzeżeń dotyczących nieustannego obchodzenia jakichś rocznic, decydujemy się na poświęcenie Telemannowi dużego cyklu koncertowego, to robimy to także w tym celu, by podkreślić znaczenie otwartości, ciekawości i entuzjazmu w poznawaniu i rozumieniu świata. Nie tylko dlatego, że zafascynowany był muzyką polską, ale również dlatego, że uczy nas do dziś, jak patrzeć na egzotyczne kultury muzyczne, warto wykonywać jego muzykę i słuchać ją przy każdej możliwej okazji, no i dobrze mieć tyle prawdziwych pretekstów, by móc o nim powiedzieć, że w jakimś sensie Telemann jest też trochę nasz."

B!52, odcinek 27 - Trinitatis II


Jutro druga niedziela po Trójcy Świętej. Jedną z kantat, którą Johann Sebastian Bach napisał na tę niedzielę jest Die Himmel erzählen die Ehre Gottes, BWV 76. Nikt nie potrafi pisać o kantatach Bacha w sposób tak niezwykły, jak Sir John Eliot Gardiner, dlatego pozwolę sobie przytoczyć jego słowa o Die Himmel erzählen die Ehre Gottes, które napisał po jej wykonaniu w Katedrze w Saint-Denis pod Paryżem 2 lipca 2000 roku:

„Tego wieczoru, kiedy oklaskiwało nas ponad 1200 słuchaczy, Francja zmierzyła się z Włochami w finale Mistrzostw Europy w Piłce Nożnej UEFA Euro 2000. Końcowe "Amen" cudownej kantaty BWV 76 wybrzmiało pod sklepieniem katedry zaledwie kilka sekund przed ogłoszeniem francuskiego zwycięstwa w doliczonym czasie i przed wybuchem kakofonii klaksonów samochodowych zaraz potem. Ten koncert wypadł w połowie pielgrzymki po kantatach Bacha pośród narastających obaw o dalsze losy naszej pielgrzymki, o ile w ciągu trzech tygodni nie pojawi się świeży zastrzyk funduszy.

W takich chwilach zderzenie pokutnych części kantat Bacha z codziennymi zdarzeniami realnego życia nabiera szczególnej intensywności. (…) A oto jest ktoś, kogo doświadczanie życia było naznaczone serią osobistych tragedii i zawodowych niepowodzeń, ale któremu wytrwałość w wierze i odwaga, którą pokazał zarówno jako człowiek, jak i kompozytor, pozwoliła wniknąć w pełen zakres ludzkich emocji w ich najbardziej intymnych szczegółach. (...)

Kantata Die Himmel erzählen die Ehre Gottes, BWV 76 była drugą wykonaną przez Bacha po objęciu przez niego stanowiska kantora kościoła św. Tomasza latem 1723 roku. Miało to miejsce prawie dokładnie w połowie luterańskiego roku liturgicznego, w przejściu między „czasem Chrystusa” (od Adwentu do Wniebowstąpienia) i „czasem Kościoła” (okres po Trójcy Świętej, zdominowany przez troski chrześcijan żyjących w świecie bez fizycznej obecności Chrystusa, ale kierowanych przez Ducha Świętego).

Interesujące, jak Bach postanowił wykorzystać ten zbieg okoliczności i podkreślić nie tylko ważną cezurę czasową, ale też zaprezentować nowym kongregacjom w Lipsku swoje fundamentalne podejście do sposobu, w jaki muzyka może interpretować doktrynę, ale też się z nią mijać.

Kantata jest zdecydowanie czymś więcej, niż tylko dalszym ciągiem Die Elenden sollen essen, BWV 75 z poprzedniej niedzieli  (B!52, odcinek 26 - Trinitatis I); razem tworzą dyptyk ukazujący rozwijaną przez dwa tygodnie tematyczną ciągłość i wzajemne związki między dwoma zestawieniami fragmentów z Ewangelii i z Listów Apostolskich, które przekraczają oczywistą analogię pomiędzy nakazem dobroczynności wobec głodujących (BWV 75), a braterską miłością objawiającą się w działaniu (BWV 76).

Nietypowym dla Bacha jest to, że obydwie kantaty to obszerne dzieła, składające się z czternastu części podzielonych dokładnie po równo. Otwierają je wersety z psalmów, które każda z kantat interpretuje nawiązując do przypisanych do danego dnia ewangelicznych przypowieści  i wskazuje, że obecność Jezusa na ziemi wypełniła proroctwa Starego Testamentu.

W drugiej części każdej z kantat motywy te docierają do wierzących poprzez charakterystyczną luterańską interpretację Pierwszego Listu św.  Jana Apostoła - relację wiary i miłości oraz miłości i dobrych uczynków. Te biblijne przypowieści (obydwie z Ewangelii według św. Łukasza) są pełne metafor dotyczących jedzenia i picia: stół bogacza, z którego Łazarz próbował zebrać resztki (BWV 75), stojąca z nim w sprzeczności "wielka uczta" i zaproszenie skierowane przez Boga za pośrednictwem Chrystusa do uczty życia wiecznego (BWV 76).

Bez wątpienia jeszcze w Köthen miało miejsce wiele przemyśleń i planów, tak jak i rozmowy z nieznanym z nazwiska librecistą oraz reprezentantami lipskiego duchowieństwa, dzięki którym mógł określić styl, ton i narracyjny kształt tych dwóch imponujących kompozycji. (…)

Pierwsza część kantaty Die Himmel erzählen die Ehre Gottes, BWV 76 rozpoczyna się od poruszającego dźwięku trąbki ku czci Boga jako stwórcy wszechświata; w części drugiej, która najprawdopodobniej była wykonywana po kazaniu i podczas Komunii związanej z brüderliche Treue (braterskim oddaniem), Bach wprowadza całkowicie świeże, intymne brzmienie – dialog violi da gamba i oboju d’amore. Instrumenty te są zaprezentowane najpierw w ujmującej sinfonii napisanej na kształt sonaty da chiesa, a później w arii altowej (nr 12), w myśl strategii zademonstrowania pełnego wachlarza swoich możliwości kompozytorskich, bez ograniczania się, jak to zrobił to w lutym w taktycznie ostrożnych utworach, którymi aplikował (BWV 22 i 23) (…).” (tłumaczenie: Baroque Goes Nuts!)

Do posłuchania na dziś wybrałem właśnie ten cudowny dialog violi da gamba i oboju d'amore z Sinfonii rozpoczynającej drugą część kantaty  Die Himmel erzählen die Ehre Gottes, BWV 76.

________

Johann Sebastian Bach (1685-1750)
Die Himmel erzählen die Ehre Gottes (Niebiosa głoszą chwałę Boga) , BWV 76
8. Sinfonia
John Eliot Gardiner
English Baroque Soloists

B!52, odcinek 26 - Narodzenie św. Jana Chrzciciela



"Od wieków wiecznych wszystkim wiadomo, a szczególniej starym babusiom, które o tem szeroko a dużo opowiadają wieczorem przy kominie, gdy się na nim drewka jasno palą i wesoło potrzaskują, że nocą św. Jana, która najkrótszą jest w całym roku, kwitnie paproć, a kto jej kwiatuszek znajdzie, urwie i schowa, ten wielkie na ziemi szczęście mieć będzie. (...) Dalej jeszcze powiadają, że samego kwiatka w początku rozeznać trudno, bo się wydaje maleńki, brzydki, niepozorny, a dopiero urwany przemienia się w cudownej piękności i jasności kielich. Wiadomo także, iż tylko młody może tego kwiatu dostać i to rękami czystemi. Stary człowiek choćby nań trafił, to mu się w palcach w pruchno rozsypie (...)"

Tak rozpoczyna się bajka Józefa Ignacego Kraszewskiego Kwiat paproci. Pamiętam dobrze tę historię, bo w dzieciństwie często czytała mi ją moja babcia. Jeśli któryś z moich młodszych wiekiem czytelników chciałby pomóc szczęściu, dzisiaj po zmroku rozpocznie się właśnie ta jedna jedyna noc, podczas której zakwitnie ten wyjątkowy kwiat.

Noc Świętojańska to święto obchodzone w nocy z 23 na 24 czerwca w wigilię Świętego Jana Chrzciciela. Datę tę wyznaczono nieprzypadkowo, zbiega się ona bowiem z datą słowiańskich obchodów Nocy Kupały (kupalnocki) związanych z letnim przesileniem Słońca. Wtedy to na leśnych polanach rozpalano sobótki. Uważa się, że nazwa (odnotowana po raz pierwszy w XIII wieku) może pochodzić od imienia świętej góry Ślęży, nazywanej sobótką od rozpalanych na niej ogni obrzędowych. Również z XIII wieku pochodzą wzmianki o rytualnych tańcach kobiet wokół ognisk. Podczas Nocy Świętojańskiej do ognia wrzucano przeróżne rośliny, m.in. czarny bez, łopian, liście i gałązki leszczyny oraz dziurawiec, zwany inaczej zielem Świętego Jana. Dym ze spalonych ziół miał chronić przed złym urokiem, czarami, diabłem i wszelkim innym złem.

Noc Świętojańska odgrywała również rolę podobną do współczesnych Walentynek. Młode dziewczęta plotły wianki z kwiatów i ziół, a następnie rzucały je do wody, natomiast chłopcy usiłowali je wyłowić. Panny wróżyły o zamążpójściu na podstawie tego, czyj wianek kto złowił, czyj utonął, czyj najdalej popłynął. Noc Świętojańska była też porą zalotów, dlatego poszukiwania kwiatu paproci odbywały się często wśród miłosnych wyznań i czułych uścisków. Wyprawa po kwiat paproci stawała się bowiem tylko pretekstem do spacerów po lesie z ukochaną osobą… Teraz wystarczy zerwać pęd paproci i nosić go w portfelu. Podobno także przynosi szczęście.

Także woda tej nocy nabierała szczególnych właściwości. Według wierzeń dopiero od św. Jana można było bezpiecznie się kąpać, zwłaszcza jeśli woda została „ogrzmiana”, tzn. jeśli wcześniej przeszły burze i deszcze zwane świętojańskimi. Poprzez zanurzenie się w wodzie ciało ludzkie stawało się mocne, zdrowe i piękne. Kąpiel zapewniała odwzajemnioną miłość, udane małżeństwo i szczęśliwe macierzyństwo. Stąd też prawdopodobnie jedno ze znaczeń nazwy Kupalnocka – od słów kupało i kupała, które w języku wschodnich Słowian oznaczało kąpiel.

Podobne zwyczaje, szczególnie te związane z ogniem, były także kultywowane w innych krajach Europy. W krajach niemieckojęzycznych, oprócz zabaw na świeżym powietrzu, najważniejsze są tego dnia ogniska – Sommersonnenwendefeuer. Organizowane są one między innymi na szczytach alpejskich i prezentują się spektakularnie. To niezwykłe widowisko - "Berge in Flammen" (Góry w płomieniach), do którego zużywanych są tony wiórów drzewnych oraz hektolitry oleju rzepakowego zostało w 2010 roku wpisane na listę Dziedzictwa Kulturowego UNESCO.

Jan Chrzciciel to jedyny święty, którego uroczystość obchodzi się w dniu urodzin a nie w dniu śmierci. Według przekazu biblijnego św. Jan Chrzciciel urodził się pół roku przed Jezusem (stąd też data święta - 24 czerwca) w Judei, w mieście Aim Karim leżącym ok. 7 km od Jerozolimy. Był synem żydowskiego kapłana Zachariasza i Elżbiety, która była krewną Maryi. Jego narodzenie i szczególne posłannictwo zwiastował Zachariaszowi archanioł Gabriel, podczas służby, którą kapłan pełnił w świątyni. Niestety, Zachariasz wiedząc, że jego żona jest bezpłodna, nie uwierzył archaniołowi, wskutek czego utracił mowę.

W osiemnastowiecznym Lipsku uroczystość Narodzenia św. Jana Chrzciciela była niezwykle ważna. Johann Sebastian Bach napisał z tej okazji trzy kantaty: Ihr Menschen, rühmet Gottes Liebe, BWV 167, Christ unser Herr zum Jordan kam, BWV 7, i Freue dich, erlöste Schar, BWV 30. Do dzisiejszego odcinka B!52 wybrałem pierwszą z nich, choć jest najkrótsza i najskromniejsza. Niektórzy badacze uważają, że w związku z tym, że Bach napisał ją w początkowym okresie sprawowania funkcji lipskiego kantora, nie docenił wagi Johannistag dla miasta. 

Kantata Ihr Menschen, rühmet Gottes Liebe (Sławcie Bożą miłość ludy), BWV 167 składa się z pięciu części i została przeznaczona do wykonania przez cztery głosy solowe (sopran, alt, tenor, bas), czterogłosowy chór (w finalowym chorale), basso continuo, obój da caccia, dwoje skrzypiec, altówkę i instrument określony przez Bacha jako "clarino".

Termin "clarino" jest współcześnie używany wymiennie z nazwą trąbki naturalnej. Nie jest to do końca słuszne, ponieważ nazwa ta nigdy nie oznaczała całego instrumentu, a jedynie wysoki rejestr trąbki naturalnej, porównywany często z głosem sopranowym w muzyce wokalnej. Wysoko zapisane rejestry wymagały od trębacza odpowiednich umiejętności zadęciowych, więc z czasem przez pojęcie „clarino” rozumiano specjalną technikę wykonawczą wysokich tonów z górnej skali trąbki. Do dziś wykonywanie partii clarino w dziełach kompozytorów XVII i XVIII wieku jest dla trębaczy wielkim wyzwaniem. Tego trudnego zadania podejmują się tylko nieliczni współcześni instrumentaliści.*

Tekst kantaty opiera się na przekazie biblijnym, poezji nieznanego autora oraz - chorał finałowy - na piątej zwrotce hymnu Johanna Gramanna Nun lob, mein Seel, den Herren z 1549 roku. I własnie ten chorał wybrałem do przygotowanego na dziś filmu.


Sei Lob und Preis mit Ehren

Gott Vater, Sohn, Heiligem Geist!

Der woll in uns vermehren,

Was er uns aus Genad verheißt,

Dass wir ihm fest vertrauen,

Gänzlich verlassn auf ihn,

Von Herzen auf ihn bauen,

Dass unsr Herz, Mut und Sinn

Ihm festiglich anhangen;

Darauf singn wir zur Stund:

Amen, wir werdns erlangen,

Gläubn wir aus Herzens Grund.


Niech dziś ma cześć i chwałę: 

Bóg - Ojciec, Syn i Święty Duch!

Niech w nas rozmnaża dalej, 

Co nam zapewnił z łaski już! 

Zaufać Jemu chcemy

I na Nim oprzeć się, 

Więc serca Mu niesiemy, 

Odwagę , zmysły swe. 

Zaśpiewaj Panu dzisiaj, 

Niech „amen " woła brat! 

Dojedziemy celu życia 

W tej wierze w nowy świat.


*na podstawie tekstu Klaudiusza Lisonia "Złoty wiek trąbki naturalnej"

 __________

Johann Sebastian Bach (1685 - 1750)
Kantata Ihr Menschen, rühmet Gottes Liebe, BWV 167
5. Chorał Sei Lob und Preis mit Ehren

Ton Koopman
Amsterdam Baroque Orchestra







V Międzynarodowy Konkurs i Festiwal Chóralny im. M. Kopernika PER MUSICAM AD ASTRA



Już w ten weekend rozpoczyna się V Międzynarodowy Konkurs i Festiwal Chóralny im. M. Kopernika PER MUSICAM AD ASTRA. Zainteresowałem się nim dzięki toruńskiemu chórowi Astrolabium, którego słuchałem wielokrotnie i za każdym razem byłem pod dużym wrażeniem jego klasy. Nie każdy zespół poradziłby sobie z maratonem koncertowym, jakim jest wykonanie wszystkich sześciu kantat Oratorium na Boże Narodzenie Johanna Sebastiana Bacha, nie każdy sprostałby bardzo wymagającej Pasji według św. Marka. A Astrolabium poradziło sobie znakomicie (Pasja według św. Marka).

I właśnie koncerty chóru Astrolabium rozpoczną tegoroczną edycję festiwalu PER MUSICAM AD ASTRA. W sobotę 24 czerwca w Bazylice Konkatedralnej w Chełmży i w niedzielę 25 czerwca w Dworze Artusa w Toruniu usłyszymy Tango Gloria i Tango Credo Martina Palmeriego. Podstawę twórczości tego kompozytora stanowi tango argentyńskie, wzbogacone elementami jazzu i folkloru argentyńskiego, czyli rozpropagowane przez Astora Piazzollę tango nuevo. Wykonawcami koncertów „Tango Project” będą oprócz Astrolabium także Mario Stefano Pietrodarchi (bandoneon), Aleksandra Turalska (sopran), Agata Schmidt (mezzosopran), Łukasz Klimczak (baryton) i Orkiestra Kameralna Capella Bydgostiensis. Na fortepianie zagra sam kompozytor a całością pokieruje Kinga Litowska.

Interesująco zapowiada się także koncert "Dźwięki Północy” zaproszonego na festiwal Chóru Kameralnego „441 Hz” z Gdańska, który odbędzie się w toruńskim Dworze Artusa w poniedziałek 26 czerwca. Usłyszymy na nim utwory kompozytorów skandynawskich: zarówno kompozycje bardziej nostalgiczne i kontemplacyjne, jak i te oparte o żywiołowy folklor Północy. W ostatnim czasie chór z Gdańska nagrywał płytę z tym właśnie repertuarem, o czym na swojej stronie na Facebooku pisze tak:

Jesteśmy właśnie po nagraniu kolejnej płyty: cztery dni ciężkiej pracy, litry wypitej herbaty i masa pięknych dźwięków! :) Poruszaliśmy się po obszarach północnych. Odkrywaliśmy muzykę inspirowaną kulturą ludu Sami, skandynawski zaśpiew przywołujący gęsi i krowy czy innuicką pieśń. Języki: szwedzki, norweski i fiński mamy już wyćwiczone. Śpiewanie w wymyślonym języku także nie jest nam obce. 

Koniecznie trzeba to usłyszeć na żywo w Toruniu!

W tym roku udział w konkursie chóralnym PER MUSICAM AD ASTRA oprocz zespołów polskich zgłosiły także chóry z Węgier, Norwegii, Portugalii, Finlandii, Czech, Łotwy i Hongkongu. Chóry będą się zmagały w przesłuchaniach konkursowych, a także występowały na Festiwalowych Koncertach przed publicznością w Toruniu, Chełmży, Lubiczu i Inowrocławiu. Szczegóły dotyczące wszystkich wydarzeń Festiwalu można znaleźć na załączonym afiszu, na stronie internetowej PER MUSICAM AD ASTRA oraz na Facebooku.




52. Międzynarodowy Festiwal Wratislavia Cantans




Sir John Eliot Gardiner, Giovanni Antonini, Ottavio Dantone, Teodor Currentzis, Jean Tubéry, Daniel Reuss, Hervé Niquet, Vittorio Ghielmi, Monteverdi Choir, English Baroque Soloists, Accademia Bizantina, musicAeterna, La Fenice, Il Giardino Armonico, Il Suonar Parlante, Cuncordu de Orosei, Vocalconsort Berlin, Le Concert Spirituel...

Obecność każdego z tych nazwisk i każdej z tych nazw na plakatach informujących o koncercie albo festiwalu marzy się ich organizatorom na całym świecie; nie każdemu udaje się zaprosić na swoje wydarzenie choćby jednego z tych nawybitniejszych na świecie artystów i choćby jeden z tych najlepszych zespołów wykonujących muzykę dawną. Jest jednak festiwal, w czasie którego będzie można usłyszeć ich wszystkich. To 52. Międzynarodowy Festiwal Wratislavia Cantans. 

Twórcą festiwalu Wratislavia Cantans był jeden z najwybitniejszych polskich dyrygentów Andrzej Markowski. Po objęciu dyrekcji Filharmonii Wrocławskiej w 1965 roku już rok później zainicjował festiwal oratoryjno-kantatowy zakładający prezentację muzyki od okresu średniowiecza poprzez barok aż po muzykę współczesną. Koncerty odbywały się w zabytkowych kościołach i muzeach Wrocławia. Od samego początku Festiwal był przedsięwzięciem o zasięgu międzynarodowym.

Po Andrzeju Markowskim Festiwalem kierowali Tadeusz Strugała i Lidia Geringer d’Oedenberg, którą wspomagli jako dyrektorzy artystyczni Ewa Michnik, Mariusz Smolij oraz Jan Latham-Koenig. Od września 2005 roku dyrektorem generalnym jest Andrzej Kosendiak, którego zaproszenie do współkierowania Festiwalem przyjął Paul McCreesh, a następnie - w 2013 roku - wybitny włoski dyrygent i intstrumentalista Giovanni Antonini.

Wratislavia Cantans od 1978 roku należy do European Festivals Association. Każdego roku ponad trzydzieści tysięcy osób słucha koncertów festiwalu w radiu dzięki transmisjom Programu Drugiego Polskiego Radia, w tym wydarzeń nadawanych w całej Europie w ramach European Broadcasting Union (EBU).

Wśród artystów festiwalowych znalazły się do tej pory takie sławy jak: Barbara Hendricks, Cecilia Bartoli, David Daniels, Derek Lee Ragin, Renée Fleming, Juan Diego Florez, Violeta Urmana, Joseph Calleja, Sir John Eliot Gardiner, Krzysztof Penderecki, Philippe Herreweghe, Antoni Wit, Andreas Scholl, Christianne Stotijn, Ton Koopman, Trevor Pinnock, Alexander Liebreich, Gustav Leonhardt. Na Wratislavii Cantans koncertowały również zespoły o światowej renomie, między innymi: Collegium Vocale Gent, Akademie für Alte Musik Berlin, Il Giardino Armonico, The English Baroque Soloists, Gabrieli Consort & Players, Chór Monteverdiego, Staatskapelle Dresden, The Royal Choral Society.

W 2017 roku Festiwal odbędzie się w dniach 7 - 17 września w salach Narodowego Forum Muzyki oraz wnętrzach wrocławskich kościołów. Szczegółowy program 52. Międzynarodowego Festiwalu Wratislavia Cantans można znaleźć na stronie internetowej www.wratislaviacantans.pl, a także na moim blogu (Barokowy Rozkład Jazdy).

Festiwal rozpocznie 7 września wydarzenie naprawdę niezwykłe - koncertowe wykonanie opery Il ritorno d’Ulisse in patria (Powrót Ulissesa do ojczyzny) Claudio Monteverdiego, w czasie którego zespoły Monteverdi Choir i English Baroque Soloists poprowadzi sam Sir John Eliot Gardiner.

Dla mnie osobiście postać Johna Eliota Gardinera jest szczególnie ważna. To dzięki niemu odkryłem piękno, moc i misterium kantat Johanna Sebastiana Bacha. Staram się opowiadać o tej mojej pasji w cyklu B!52 (to już 25 odcinków!), bardzo często posiłkując się właśnie słowami Johna Eliota Gardinera. Przytoczyłem je także w tekście z okazji urodzin Monteverdiego (Claudio Monteverdi), przez zupełny przypadek (a może zupełnie na odwrót) jest tam też fragment poświącony operze Il ritorno d’Ulisse in patria. Pozwólcie, że powtórzę jeszcze raz to, co powiedział John Eliot Gardiner o swoich osobistych doświadczeniach związanych z utworami Monteverdiego:

Kiedy miałem 7 czy 8 lat i nie potrafiłem jeszcze zbyt dobrze czytać, moi rodzice zabrali mnie ze sobą do letniej szkoły Bryanston. William Glock przyszedł zaopatrzony w Dzieła Zebrane edycji Malipiero, które właśnie trafiły do biblioteki BBC i przekazał kopię Ksiąg Madrygałów w ręce Imogen Holst i Nadii Boulanger. Przypominam sobie, że usłyszałem wtedy muzykę najcudowniejszą i najbardziej wyjątkową. Dostaliśmy też nagrania Nadii Boulanger z Monteverdim, których słuchaliśmy i słuchaliśmy potem w domu bez końca.

A później w trzecim programie BBC była transmisja Nieszporów z katedry w York, którymi dyrygował Walter Goehr - z London Symphony Orchestra, chórem Huddersfield Choral Society i całą kompanią. Takie wydarzenia jak te oczywiście wywarły na mnie ogromne wrażenie.

Myślę, że Monteverdi nie przewyższył nigdy swoich Nieszporów, które powstały w Mantui, ale ostatnio zafascynowałem się "Il ritorno d’Ulisse in patria"; to dzieło niezwykłe i całkowicie się w nim zakochałem! Jest na tak wiele sposobów szekspirowskie w ukazaniu kontrastu pomiędzy miastem i wsią - to w istocie współzawodnictwo miejskiej dekadencji z sięgającymi źródeł wartościami wyznawanymi przez wieś, które zostało podsumowane przez zderzenie wiernego pasterza Eumete z żarłocznym darmozjadem Iro. (...)

Do rozpoczynającego 52. Międzynarodowy Festiwal Wratislavia Cantans wykonania Il ritorno d’Ulisse in patria pozostały już niecałe trzy miesiące. Zapraszam do przyjrzenia się programowi Festiwalu; myślę, że dzięki jego różnorodności każdy znajdzie coś dla siebie. Kiedy wpisywałem do swojego Barokowego Rozkładu Jazdy wszystkie koncerty festiwalowe, wypieki na twarzy robiły się z wydarzenia na wydarzenie coraz większe; mam nadzieję, że i ja będę mógł pojechać do Wrocławia, żeby wziąć udział choć w kilku koncertach tego niezwykłego Festiwalu...

B!52, odcinek 25 - Trinitatis I






W Acta Lipsiensium Academica, czyli kronice Uniwersytetu w Lipsku, w tomie dotyczącym pierwszej połowy 1723 roku znalazł się taki oto zapis:


Den 30. dito als am 1. Sonnt. nach Trinit. führte der neue Cantor u. Collegii Musici Direct. Hr. Joh. Sebastian Bach, so von dem Fürstl. Hofe zu Cöthen hierher kommen, mit guten aplausu seine erste Music auf.
Dnia 30 tegoż (miesiąca maja - przyp. BGN!) w pierwszą niedzielę po Trójcy Świętej, nowy Kantor i Dyrektor Collegii Musici Pan Johann Sebastian Bach, przybyły z książęcego dworu w Köthen, wystawił swoją pierwszą muzykę, którą przyjęto z wielkim podziwem.
(Acta Lipsiensium Academica oder Leipziger Universiäts Geschichte, 1723 s. 514)


 
Uroczystość Trójcy Świętej, o której pisałem w ubiegłym tygodniu dzieli w luteranizmie rok liturgiczny na dwie części: świąteczną - przed Trójcą Święta oraz zwykłą, która trwa aż do pierwszej niedzieli Adwentu. Uroczystość ta jest ruchoma, dlatego w kalendarzu mamy zmienną liczbę niedziel po Trójcy. Najwięcej może ich być 27.

Jutro pierwsza z niedziel po Trójcy Świętej. Dla Bacha była szczególna, bo to właśnie w w pierwszą niedzielę po Trójcy Świętej, 30 maja 1723 roku, po długiej wędrówce przez niemieckie miasta, kościoły i dwory, Bach objął obowiązki jako kantor kościoła św. Tomasza w Lipsku. Od tego dnia był odpowiedzialny za Chór św. Tomasza oraz za oprawę muzyczną nabożeństw w lipskich kościołach: Thomaskirche, Nikolaikirche, Neue Kirche i Petrikirche. Z wykonaną tego dnia kantatą rozpoczął też jeden z największych projektów muzycznych w historii - komponowanie kantat na każdą niedzielę i święto w roku liturgicznym.

Pierwszą kantatą skomponowaną dla Lipska była Die Elenden sollen essen (Ubodzy będą jedli), BWV 75 i to o niej mówi właśnie kronika Uniwersytetu w Lipsku. Została wykonana w lipskim kościele św. Mikołaja 30 maja 1723 roku - osiem dni po tym, jak Bach przyjechał do Lipska ze swoją rodziną i na dwa dni przed oficjalnym objęciem urzędu kantora kościoła św. Tomasza. Zważywszy, że rękopis kantaty jest bardzo schludny, a papier na którym został napisany nie jest papierem pochodzącym z Lipska, jest bardzo prawdopodobne, że Bach rozpoczął pisanie kantaty jeszcze na dworze w Köthen.

Kantata składa się z czternastu części, liczby dla Bacha symbolicznej, z których siedem dotyczy doświadczania biedy i bogactwa, siedem zaś wyzwań, jakie stawiają przed chrześcijaninem. Bach przeznaczył ją do wykonania przez cztery głosy solowe (sopran, alt, tenor, bas), czterogłosowy chór, trąbkę, dwa oboje, obój d'amore, dwoje skrzypiec, altówkę oraz basso continuo.

John Eliot Gardiner napisał o kantacie Die Elenden sollen essen, BWV 75 tak:

Bach rozpoczyna francuską uwerturą w wolnym tempie na trzy, z solo oboju grającego retoryczne ornamenty, bardzo w nastroju concerti grossi opus 3 Händla. Chór ogłasza z patosem oraz majestatyczną i stosowną powagą, że "ubodzy będą jedli i nasycą się" (Psalm 22). Jest to zrównoważone żywą fugą rozpoczętą przez cztery głosy koncertujące "twoje serce będzie żyć na zawsze" z rozbudowanym zakończeniem każdej frazy na "ewig" (zawsze) i żywym melizmatem na "leben" (żyć). (...) Następne arie są w stylu ówczesnej francuskiej suity tanecznej: aria tenorowa (nr 3) to polonez, aria sopranowa (nr 5) z obojem d'amore - menuet, aria altowa (nr 10) ze skrzypcami jest w formie dostojnego passepied, a błyskotliwa aria basowa (nr 12) z trąbką - w formie gigue.  

Każda z części kantaty kończy się jednym z najbardziej ulubionych hymnów Bacha: "Was Gott tut, das ist wohlgetan" zestawionego z wpadającym w ucho ritornelem. Ale to wszystko jest czymś więcej. W początkowym chorale Bach podkreśla nie tylko oczywistą różnicę między biednymi i bogaczami, ale także, że ich sytuacja jest inna na ziemi i w niebie. W drugiej części kantaty Bach wznosi kontrast pomiędzy "Armut" (ubóstwo) a "Reichtum" (bogactwo) na poziom duchowy: alt śpiewa "Jezus czyni mnie bogatym w duchu", a bas dodaje, że jednostka może rozpoznać Ducha w słodyczy miłości "Jesu süße Flammen".

Do dzisiejszego filmu wybrałem rzecz u Bacha rzadką - Sinfonię (nr 8), która rozpoczyna drugą, wykonywaną po kazaniu, część kantaty. Na tle czterogłosowego fugato zespołu instrumentalnego słyszymy w niej grany przez trąbkę motyw bogactwa i ubóstwa z tematu finałowego chorału pierwszej części kantaty.








Philippe Beaussant, "Przejścia. Z Renesansu do Baroku"



Odbyłem ostatnio długą podróż - po głębokich zakamarkach swoich emocji, po meandrach swojej wrażliwości, po tym wreszcie, jak odbieram świat, który mnie otacza i jak reaguję na sztukę, na którą patrzę, i której słucham. A wszystko dzięki książce fascynującej i genialnej. To Przejścia. Z Renesansu do Baroku Philippe'a Beaussanta.

Philippe Beaussant, francuski pisarz i muzykolog, zafascynowany muzyką barokową, stara się znaleźć odpowiedź (a właściwie może próbuje nam jedynie podpowiedzieć), co takiego było w malarstwie Tintoretta, Veronese i Caravaggia, w kompozycjach Monteverdiego i poezji Tassa, co czyni niemożliwym jednoznaczne zakwalifikowanie ich albo do renesansu, albo do baroku; co stawia ich twórczość w tytułowym „przejściu” pomiędzy tymi dwiema epokami. Byłoby to jednak zbyt proste, bo autor – czasem między wierszami – mówi, że sztuka, obojętnie kiedy by nie powstawała, zawsze znajduje się w swego rodzaju przejściu, a wyznaczanie jakichkolwiek sztywnych granic jest nie tylko niemożliwe, ale wręcz zakłóca nam możliwość odbierania kultury. Bo czy Tintoretto, Monteverdi, Tasso i wszyscy inni wielcy twórcy zdawali sobie sprawę z tego, że byli w jakimkolwiek przejściu między nazwanymi epokami? A czy wizjonerzy tworzący w szczytowych nawet momentach tych już tak czy inaczej nazwanych epok przykładali do tego wielką miarę? Dla nich wszystkich najistotniejszy był przecież sam akt tworzenia. Dla nas też przecież nie jest najistotniejsze to, jak następne pokolenia nazwą czasy, w których przyszło nam żyć. Żyjemy tu i teraz. W naszym własnym przejściu...

Książka Beaussanta nie jest zwyczajnym opisaniem obrazów, madrygałów i poezji. To wędrówka po tym, co jest w nich ważne dla autora; po szczegółach, które wydają się być istotne, żeby zrozumieć, jak dane dzieło wymyka się zasadom i zwyczajom obowiązującym w renesansie, i co zbliża je do tych, które wyznaczą ramy baroku. Na szczęście autor nie dokonuje całkowitego rozbioru dzieł sztuki na czynniki pierwsze, tylko zostawia pole do własnych interpretacji, do znajdowania przez czytelników innych punktów zaczepienia, wreszcie do wykroczenia poza materię książki i poszukiwania innych dzieł sztuki, innych kompozycji i innych utworów literackich, które dla czytelnika są mostami między różnymi czasami i różnymi epokami. Nie tylko zresztą między renesansem i barokiem.

Przejścia to proza bardzo erudycyjna, ale te wszystkie używane przez autora tytuły, cytaty, obco brzmiące określenia nie onieśmielają. Jeśli czytelnik ma ochotę, sięgnie do źródeł. Musi to jednak być decyzja autonomiczna, ponieważ w książce praktycznie nie ma przypisów. To czytelnik ma zdecydować, czy wyjaśnienie jest mu do czegoś potrzebne i czy naprawdę musi wiedzieć, co znaczy każdy łaciński cytat czy włoska definicja, albo jak wygląda w szczegółach każdy obraz wspominany przez autora. 

Polskie tłumaczenie Przejść jest bardzo eleganckie, lekkie i barwne, jednak niekonsekwencja w tłumaczeniu kilku konkretnych fragmentów tekstu cytowanego przez autora, zaburza chwilami odbiór książki i wprowadza sporo zamieszania. Inną słabą stroną polskiego wydania Przejść jest brak dołączonej płyty z nagraniami utworów muzycznych, których dotyczą eseje. Sam Philippe Beaussant pisze, że jego „zamysłem było napisanie książki do jednoczesnego czytania, oglądania i słuchania”. Według informacji uzyskanej od polskiego wydawcy koszt zakupu praw autorskich do nagrań uczyniłby książkę niedostępną dla polskich czyteników, dlatego pozostaje mieć nadzieję, że dzięki szczegołowej dyskografii zamieszczonej w książce, dotrą oni do wartościowych nagrań. Polskie wydanie zostało także opatrzone czarno-białymi fotografiami, które nie są najlepszą ilustracją barwnego stylu Beaussanta, szczególnie tych fragmentów, w których to kolor właśnie jest jednym z przedmiotów eseju. 

Mimo wskazanych przeze mnie słabości Przejścia. Z Renesansu do Baroku Philippe'a Beaussanta to zbiór esejów, które czyta się z wypiekami na twarzy, nie można się doczekać następnego rozdziału; czeka się z napięciem na to, co Beaussant napisał na temat następnego szczegółu na obrazie, następnej frazy muzycznej. Książką można delektować się niczym smakołykiem; można przeczytać wszystko od razu, ale można też zostawić odrobinę na koniec, żeby za książką tęsknić i z odrobiną niecierpliwości czekać za zakończeniem. Duże uznanie należy się wydawnictwu KLE za wydanie książki, która wydaje się być na pozór pozycją niszową, dotyka jednak spraw, które są istotne w odbieraniu sztuki każdej z epok, także sztuki współczesnej i która pomaga w zrozumieniu tego wszystkiego, co w sztuce było i jest nowe oraz wizjonerskie. A dla kogoś rozkochanego w malarstwie, muzyce i literaturze dawnych epok Przejścia są pozycją obowiązkową.

___________


Philippe Beaussant
Przejścia. Z Renesansu do Baroku
Tłumaczenie: Wanda Klenczon
KLE, Warszawa 2017

Tytuł oryginału: Passages, de la Renaissance au baroque
Librairie Arthème Fayard, 2006



Muzyczna podroż na Śląsk

Jeśli chodzi o muzykę - zrobiłbym sporo, jeśli chodzi o Bacha - dużo więcej. Nie dziwcie się więc, że wsiadłem we wtorek wieczorem do autobusu i pojechałem prawie 430 km, żeby Go posłuchać. Ale wydarzyło się więcej, niż miało się wydarzyć. Zobaczyłem, jak przez prawie dziesięć lat mojej od mojej ostatniej wizyty na Śląsku zmieniły się Katowice, to aż niewiarygodne. Poznałem też niezwykłych ludzi, którzy dla kultury robią naprawdę wielkie rzeczy: Artura Malke, managera mikołowskiego festiwalu i melomanów z Myszkowa, z którymi spędziłem na przemiłej rozmowie część drogi powrototnej. Mam nadzieje, że spotkamy się jeszcze kiedyś na naszych muzycznych szlakach. Niemniej jednak głównymi punktami mojej podróży na Śląsk były koncerty...

Zaczęło się mocno. Dzięki uprzejmości Narodowej Orkiestry Symfonicznej Polskiego Radia w Katowicach mogłem wziąć udział w Symfonicznym Koncercie Edukacyjnym Muzyka w muzyce. Nie byłem do tej pory w nowej siedzibie NOSPRu. To duże niedopatrzenie, bo sala koncertowa jest imponująca, w niczym nie ustępuje najnowszym tego typu obiektom budowanym teraz na całym świecie.

Miałem pewne obawy, bo jakiś czas temu uczestniczyłem na koncercie, na którym widownię stanowiła w ogromnej większości młodzież szkolna - wszechogarniający szmer, granie na telefonach i nauczyciele, którzy nie potrafili zapanować nad młodymi ludźmi uczyniły z koncertu męczarnię raczej niż przyjemność. W Katowicach było inaczej. To muzyka była dla młodzieży główną bohaterką.

Symfoniczne Koncerty Edukacyjne to cenna inicjatywa NOSPR. Są "edukacyjne" nie tylko dla widowni, ponieważ także na estradzie tej jednej z najważniejszych polskich instytucji muzycznych mogą szlifować swoje talenty artyści, którzy dopiero rozpoczynają muzyczne kariery. Narodową Orkiestrę Symfoniczną Polskiego Radia w Katowicach poprowadził z pasją młody japoński dyrygent Yoshinao Kihara, który już w wieku 19 lat został asystentem Seiji Ozawy, a w ubiegłym roku był jednym z finalistów konkursu na asystenta dyrygenta w NOSPR. Z orkiestrą wystąpili Rozalia Kierc (fortepian), Katarzyna Ćwiek (mezzosopran) i Paweł Trojak (baryton).

Szczególne wrażenie wywarł na mnie występ Pawła Trojaka. Nie dlatego, że jego wykonanie Marsza torreadora z opery Carmen Georga Bizeta było mistrzowskie, ale przede wszystkim dlatego, że ten młody wokalista ma dar poruszania widzów. Proszę sobie wyobrazić 1.800 gimnazjalistów i licealistów, którzy po pierwszych taktach Marsza najpierw zaczęli okazywać dużą uwagę, kręcić się na fotelacha i wychylać głowy, a potem zamarli i do końca arii byli wpatrzeni - niektórzy z ciekawością, niektórzy z uwielbieniem - na to, co dzieje się na estradzie w wykonaniu Pawła Trojaka. Nigdy bym nie pomyślał, że oczy mogą mi zwilgotnieć na Arii torreadora, ale tak się właśnie stało. Wzruszyłem się tą żywiołową reakcją prawie dwóch tysięcy młodych odbiorców muzyki. Ta reakcja to najlepsza i najbardziej obiektywna recenzja występu Pawła Trojaka. Owacje na stojąco na zakończenie koncertu, na którym nie brzmiały tylko operowe hity, ale też takie wymagające kompozycje jak Koncert fortepianowy Maurice'a Ravela albo Central Park in the dark Charlesa Ivesa, są zaprzeczeniem tezy, że młodych ludzi interesuje tylko to, co łatwe i przyjemne, a potwierdzeniem tego, że warto inwestować w młodzież. Choć to zadanie trudne i wymagające cierpliwości.

Po tym iście koncertowym preludium przyszedł czas na główny punkt mojego śląskiego programu - koncert Czech Ensemble Baroque w ramach XXVII Mikołowskich Dni Muzyki. O samym Festiwalu i o programie koncertu pisałem już wcześniej (XXVII MDM), dzisiaj kilka słów o wykonaniu. 

Kiedy siedziałem przed koncertem w mikołowskiej restauracji All Stars, piłem kawę i ładowałem urządzenia elektroniczne (wszystkie naraz odmówiły posłuszeństwa), nie wiedziałem jeszcze, że grupa przyjaciół spędzająca ze sobą środowe popołudnie przy stoliku obok to muzycy Czech Ensemble Baroque. I że to naprawdę all stars. Biło z nich ciepło i radość - to wszystko, co pokazali później także na koncercie. Nie wiem, czy dobrze usłyszałem, ale szef zespołu - Roman Válek powtórzył na początku koncertu od pulpitu kilka razy: ZABAWA! I tak właśnie było. Mikołowski koncert to było wspólne i radosne muzykowanie, wymiana pozytywnych emocji między muzykami grającymi i śpiewającymi w zespole oraz między zespołem a publicznością.

Interpretacje utworów Johanna Sebastiana Bacha zaproponowane w Mikołowie przez Czech Ensemble Baroque były spójne i przemyślane, dopracowane w najmniejszych szczegółach. Już od pierwszych taktów wytworzyło się to, co jest dla mnie na koncertach najważniejsze - zaufanie do zespołu. Stylowo brzmiały smyczki; basso continuo, w którym urocza i zarażającą uśmiechem Helena Matyášová grała na wiolonczeli dźwięki wprost nieziemskie; cudowne, czyste oboje; dostojne, uroczyste trąbki i kotły. 

W programie koncertu dużą rolę przeznaczono dla solistów. Największe wrażenie wywarł na mnie Roman Hoza, dysponujący mocnym, pełnym i ciepłym basem. którym potrafi przekazać muzyczne emocje bez zbędnych fajerwerków. Na duże uznanie zasługuje też zjawiskowa Lenka Cafourkova Duricová i Piotr Olech, który urzekł mnie swoją interpretacją cudownej arii Gelobet sei der Herr, mein Gott, der ewig lebet. Najsłabszym ogniwem był tego wieczoru wśród wokalistów Jaroslav Březina, być może tego dnia niedysponowany z powodu choroby; partie tenorowe były śpiewane z dużym wysiłkiem, a przez to wielu miejscach bardzo przeforsowane i za bardzo wybijające się ponad zespół.

Największe brawa należą się jednak artystkom, które w środę koncertowały na fletach. Martina Bernášková z wielką brawurą wykonała niezwykle trudną partię fletu traverso w II Suicie orkiestrowej h-moll, BWV 1067 a  grająca na flecie protstym Michaela Koudelková... 

Michaela Koudelková to historia sama w sobie. Miałem już przyjemność słuchać tej niezwykle utalentowanej flecistki na koncercie w Narodowym Forum Muzyki we Wrocławiu (NFM: Koncerty brandenburskie). Napisałem wtedy, że była gwiazdą tamtego wieczoru, że od niej samej i od jej tańczącego w powietrzu fletu nie mogłem oderwać wzroku, i że z pewnością jeszcze dużo o tej bardzo młodej artystce usłyszymy, bo to, proszę Państwa, Słowik. I "słowik" to najlepsze słowo, które oddaje to kim jest i jakie emocje przekazuje Michaela Koudelková. Tego cudownego dżwięku, jaki wydobyła ze swojego maleńskiego prostego piccolo w kantacie Ihr werdet weinen und heulen, BWV 103, nie zapomnę do końca życia. Także i tego, że po koncercie nie pogratulowałem jej i nie podziękowałem osobiście, choć w czasie ostatniego utworu siedziała dwa rzędy przede mną... Cóż, może kiedyś uda mi się to naprawić.

W programie koncertu pojawił się niezapowiadany wcześniej motet Singet dem Herrn ein neues Lied, BWV 225 - ten sam, który był tak ceniony przez Wofganga Amadeusza Mozarta od czasu kiedy wysłuchał go w czasie swojej wizyty w Szkole św. Tomasza w Lipsku w 1789 roku. Utwór, przeznaczony na dwa czterogłosowe chóry z towarzyszeniem continuo pokazał, jakie wielkie możliwości posiada zespół wokalny Czech Ensemble Baroque, jak potrafi bawić się barwą, dynamiką, artykulacją, emocjami; i jak te emocje potrafi wysłać do publiczności. Była Moc!

Na koniec o słowach. Rzadko piszę o koncertowych wprowadzeniach, a powód jest prosty. Bardzo ich nie lubię; wolę, gdy muzyce mówi sama za siebie. A kiedy słucham elaboratów czytanych beznamiętnie z kartek papieru, wpadam w irytację. Tym razem będzie jednak kilka słów o słowach, bo były piękne. Zarówno wprowadzenia Joanny Wnuk-Nazarowej na koncercie w Katowicach, jak i te, które przekazywał publiczności Roman Jochymczyk w Mikołowie były interesujące i słuchało się ich z ogromną przyjemnością. Nie było kartek papieru. Była konkretna wiedza przekazana w naturalny i bezpretensjonalny sposób oraz pasja wypływająca z serca. A to, że szefowa jednej z najważniejszych instytucji kultury w Polsce potrafi przyznać się do popełnionego w poprzedniej zapowiedzi błędu - profesjonalne i ujmujące.

_______________


Narodowa Orkiestra Symfoniczna Polskiego Radia w Katowicach
7 czerwca 2017, 12:00

Symfoniczny Koncert Edukacyjny
Muzyka w muzyce

Yoshinao Kihara - dyrygent

NOSPR

Rozalia Kierc - fortepian
Katarzyna Ćwiek - mezzosopran
Paweł Trojak - baryton

Program:
Maurice Ravel – Koncert fortepianowy G-dur, cz. I
Charles Ives – Central Park in the Dark
George Bizet – Habanera i Seguidilla Carmen oraz pieśń torreadora z opery Carmen
Rodion Szczedrin – Suita Carmen (wybór części)

***

XXVII Mikołowskie Dni Muzyki

Mikołów
Bazylika św. Wojciecha
7 czerwca 2017, 19:00

Czech Ensemble Baroque
Romana Válek – dyrygent
Peter Zajíček - koncertmistrz
Tereza Valkova – przygotowanie chóru

Lenka Cafourkova Duricová - sopran
Piotr Olech - alt
Jaroslav Březina - tenor
Roman Hoza - bas

Martina Bernášková - flet traverso
Michaela Koudelková - flet prosty

Jan Sebastian Bach
Suita orkiestrowa h-moll, BWV 1067
Kantata Ihr werdet weinen und heulen, BWV 103
Motet Singet dem Herrn ein neues Lied, BWV 225
Kantata Gelobet sei der Herr, mein Gott, BWV 129