Początek



Na Bacha zawsze mogłem liczyć. Kiedy było źle, wystarczyły pierwsze nuty III koncertu brandenburskiego i zły nastrój mijał a problemy wydawały się znacznie mniejsze. Bach wypełniał moje życie już od dzieciństwa, kiedy nieśmiało grałem jego skrzypcowe partity a później - na fortepianie - proste preludia. Kiedy miałem okazję zadyrygować koncertem Bacha orkiestrą, moja pasja zmieniła się w bezgraniczną namiętność...

Muzyka Bacha zawsze dawała mi dużo pozytywnej, nieziemskiej energii. Zachwycała geniuszem, pięknem, dostojeństwem. Działała na wszystkie moje zmysły, pozwalała odpłynąć w niezwykłe rejony świadomości. Szwajcarski teolog, Karl Barth powiedział, że "muzyką, która obowiązuje w niebie jest muzyka Bacha". I ja, kiedy jej słuchałem, czułem się jak w niebie.

Ale pewnego dnia Bach przestał grać. Przestałem odczuwać potrzebę wyłapywania wszystkich głosów zawiłej polifonicznej konstrukcji... Pustka, próżnia, beznadzieja. Może Bach postanowił nie uczestniczyć w festiwalu pomyłek, użalania się nad sobą, marnotrawienia czasu i energii na rzeczy zupełnie nieistotne...

Kiedy po latach znów byłem gotowy; kiedy ostatnie życiowe puzzle zaczęły trafiać we właściwe miejsca; kiedy hierarchia wartości przestała być w końcu antyhierarchią – Bach zapukał. Nieśmiało. Podsunął mi program koncertu z okazji swoich 330-tych urodzin. Program? Znałem niemal na pamięć każdą nutę z tego koncertu. Skorzystałem z zaproszenia i Bach wrócił. Z wielką mocą. I ze swoją polifonią.

Monofoniczny facet dążący zawsze jedyną i zawsze słuszną drogą; facet, który dawał dojść do głosu tylko przyjemnym uczuciom; facet dla, którego wszystko inne i wszyscy inni byli tylko życiowym akompaniamentem odkrył moc tej barokowej polifonii. I odkrył, że on także jest polifoniczny. Że może mieć myśli, pragnienia, uczucia, marzenia; że fajnie jest nie być idealnym (!!!); że można być jednocześnie dumnym i pokornym; że można pomagać, ale i czerpać radość z przyjmowania pomocy; że można być jednocześnie dzieckiem cieszącym się z najmniejszego drobiazgu, jak i rozsądnym szefem; że zdrowy jest śmiech, ale ważne są także łzy; że te rozmaite myśli, uczucia, zachowania, postawy, doświadczenia są tak samo ważne. Jak w polifonicznej muzyce, gdzie każdy pojedynczy głos, każda linia melodyczna prowadzą dialog; same w sobie są bardzo istotne, ale dopiero razem tworzą doskonale harmoniczną całość. A ile w tym wszystkim radości!!!

Baroque goes nuts!

0 komentarze:

Prześlij komentarz