Czasami robię sobie ćwiczenie polegające na opisaniu tego, co się wydarzyło jednym słowem. Dla wczorajszego dnia najlepiej pasuje słowo: uśmiech.
W Bieczu wszyscy się do siebie uśmiechają. Znika dystans, spada napięcie, rodzą się pozytywne emocje, łatwiej jest nawiązywać relacje, trudniej o irytację, choćby powód do niej był doskonały. Uśmiech jest w Bieczu przyjemnie wszędobylski.
Piątek był dla mnie bardzo intensywny. Najpierw podróż z Krakowa, potem aż trzy koncerty i spotkanie z artystami. Ale kiedy wieczorem wracałem do hotelu, wcale nie czułem zmęczenia.
Pierwszy koncert wypełniła we franciszkańskim kościele pw. św. Anny muzyka Jana Pieterszoona Sweelincka, jego gdańskiego ucznia Paula Sieferta oraz utwory z Tabulatury Jana z Lublina i Tabulatury Gdańskiej, które na klawesynie i na pozytywie zagrał Leon Berben. Był też akcent bardzo polski - Poolse alemande ("Soll es sein"), SwWV 330 Sweelincka, czyli Polska allemande. Były w niej i polskie rytmy, i polskie melodie. Szczególnie pięknie wybrzmiały echa tańca Hayduczky, zapisanego między innymi w Tabulaturze Jana z Lublina. Piękne podsumowanie idei, którą zrozumiałem jako myśl przewodnią koncertu - łatwość, z jaką właśnie muzyka budowała mosty między Europą i Polską.
W bieckiej Kolegiacie pw. Bożego Ciała usłyszeliśmy zespół Huelgas Ensemble kierowany przez Paula van Nevela, jednego z pionierów wykonawstwa świadomego historycznie. I tutaj muzyka polska przeplatała się z muzyką europejską, przede wszystkim kompozytorów franko-flamandzkich. "Na wyrażanie emocji ma wpływ to, czego człowiek doświadcza przez pierwszych sześć lat swojego życia" - powiedział na spotkaniu przed koncertem szef Huelgas Ensemble. "Kompozytorzy franko-flamandzcy widzieli w swojej ojczyźnie, na południe od Brugii i Gandawy, krajobraz zdominowany przez wzgórza układające nieskończenie się jedno za drugim. I horyzont, który był dla nich końcem świata". Tak była też muzyka, którą usłyszeliśmy na wczorajszym koncercie, zdominowana przez prowadzone przez głosy imitacje i oparta na cantus firmus, horyzoncie, który jest dla nich punktem odniesienia. Koncert oczarował biecką publiczność. Byliśmy świadkami i uczestnikami muzycznego misterium, które wprowadziło nas w zupełnie inny świat: intymny, magiczny, ciepły, niepokomplikowany, spokojny.
Na zakończenie intensywnego dnia przenieśliśmy się z powrotem do Franciszkanów. Pierwszą rzeczą, która wzbudzała zainteresowanie melomanów, a właściwie pierwszymi pięcioma rzeczami, były wiolonczele. Znakomity wiolonczelista Bruno Cocset przywiózł ze sobą kilka instrumentów, żeby pokazać bieckiej publiczności historię wiolonczeli, to jak rozwijała się do czasów Bacha. Po trzech utworach dodanych do programu (m.in. Domenico Gabriellego i Tomaso Antonio Vitalego) przyszedł czas na główny punkt programu, trzy pierwsze Suity na wiolonczelę solo, BWV 1007-1009. Johanna Sebastiana Bacha. Interpretacje Cocseta były niezwykle świeże; czasami zaskakujące, przede wszystkim jeśli chodzi o artykulację; były bardzo ludzkie, pełne pięknych, czystych emocji, które w dużym natężeniu przepływały między artystą a publicznością. Reakcja słuchaczy była żywiołowa. Bruno Cocset podziękował za to w najlepszy z możliwych sposobów: dwoma bisami. Dzisiaj u Franciszkanów usłyszymy kolejne trzy suity. Już się nie mogę doczekać!
Kromer Biecz Festival to nie tylko święto muzyki dawnej. Świętuje całe miasto i pokazuje melomanom z całej Polski to, co ma najlepszego. Kalendarz wydarzeń towarzyszących festiwalowi, których organizatorem lub współorganizatorem jest Gmina i Miasto Biecz jest wypełniony równie mocno jak kalendarz koncertów. Są spacery z przewodnikiem, warsztaty, pokazy musztry ratuszowej, spotkania z artystami i wiele, wiele innych. Dla gości otwierają się także miejskie instytucje: Biblioteka, Miejskie Centrum Kultury, Muzeum Ziemi Bieckiej, Dom z Basztą, kino. Punkt Informacji Turystycznej jest w czasie Festiwalu otwarty aż do 22:00 a o pełnych godzinach z Wieży Ratuszowej rozlega się sygnał Festiwalu. (Jeśli siędobrze wsłuchacie, słychać go na załączonym filmiku)
Jest więcej niż pewne, że cel wszystkich wysiłków wkładanych w organizację Festiwalu został osiągnięty. Na długo przed koncertami gromadzą się tłumy melomanów, kościoły są wypełnione do ostatniego miejsca, jeszcze przed północą Rynek jest szczelnie wypełniony samochodami a w sobotnie południe po mieście spacerują niespiesznie dziesiątki, jeśli nie setki turystów. To imponujące.
0 komentarze:
Prześlij komentarz