Kraków: Opera Rara 2018, cz. 2



Do Krakowa jechałem na Charpentiera, nie będę tego ukrywać. Sobotni koncert Pieśń o nocy & Erwartung pojawił się w planie mojego wyjazdu trochę przy okazji. A okazał się być fascynujący. I wcale nie chodzi o czerwoną suknię, która nagle stała się czarna; o wielki pierścień, który zmieniał położenie i był dodatkową przestrzenią dla akcji scenicznej; o nowoczesną technologię, która współtworzyła obrazy towarzyszące artystom. To był koncert, po którym nie można było wyjść bez dużego ładunku emocji. 

Bardzo dobrze spisała się Orkiestra Festiwalowa, utworzona specjalnie na potrzeby Opera Rara z najlepszych instrumentalistów grających na co dzień w innych zespołach - bardzo spodobało mi się zaznaczenie w książce programowej przy nazwiskach muzyków nazw „macierzystych” orkiestr. Nie zawsze udaje się nadać tego typu zespołom spójne brzmienie, Michał Dworzyński poradził sobie z tym znakomicie. W jedności siła. 

Soliści, zarówno Evelina Dobračeva w Erwartung Arnolda Schönberga, jak i Andrzej Lampert w Pieśni o nocy Karola Szymanowskiego pokazali się z bardzo dobrej strony. Nie byli wyłącznymi gwiazdami koncertu - zachowywali dystans, dzięki czemu wszystkie elementy spektaklu: muzyka, tekst (choć trochę brakowało mi tłumaczenia Erwartung), światło, obraz rzucany na podwieszony nad sceną ekran stały się jego równoprawnymi bohaterami. Było też sporo odwagi. Część chórzystów Capelli Cracoviensis wykonywała w Erwartung układy choreograficzne, a fenomenalny Wojciech Marcinkowski zatańczył w Pieśni o nocy nago. Po spektaklu byłem świadkiem wyrażanego głośno oburzenia jednej z melomanek. Byłem nieco zdziwiony; nie dlatego, że w programie umieszczono przecież informację, że koncert nie jest odpowiedni dla dzieci, ale dlatego, że to właśnie ludzkie ciało, jego siła i jego ograniczenia, jego piękno i jego ułomności oddają najlepiej festiwalową ideę syntezy sztuk. Czy Schönberg i Szymanowski nie reprezentują tego, co było ważne dla nowych kierunków w sztuce XX wieku: obnażania fałszu i potrzeby oddania prawdy o człowieku, także jego fizjologii i cielesności.

Niedzielne przedpołudnie upłynęło na spacerze po zimowym Krakowie. Magnolie na Wzgórzu Wawelskim są piękne o każdej porze roku, a Apostołom przed kościołem św. Piotra i Pawła na Grodzkiej do twarzy w czapkach ze śniegu…

Głównym punktem programu był jednak koncert, w czasie którego w Teatrze im. J. Słowackiego usłyszeliśmy najsłynniejsze dzieła świeckie M.A. Charpentiera: Les arts florissants i La descente de l’Orphée aux Enfers w wykonaniu Le Concert de l’Hostel Dieu pod dyrekcją Francka Emmanuela Comte’a.

Idylla muzyczna Les arts florissants, która opiewa czasy Ludwika XIV, okres rozkwitu sztuki, nie była porywająca. Wszystko było poprawne, jednak zagrane i zaśpiewane bez szczególnych emocji. Zwróciłem uwagę jedynie na znakomite role Davida Witczaka i Kevina Skeltona. 

Druga część koncertu przyniosła zmianę o 180 stopni. W końcu zauważyłem i usłyszałem uczucia wokalistów i instrumentalistów zespołu Le Concert de l’Hostel Dieu. To element nieodzowny, by muzyka stała się autentyczna.

Już pierwsza aria Samanthy Louis Jean w roli Euridice, Compagnes fidèles, była pełna ekspresji, zróżnicowana dynamicznie i artykulacyjnie. Także pozostali soliści nadali swoim postaciom wyrazisty charakter. Szczególne wrażenie wywarł na mnie Étienne Bazola w wykonanej z pamięci roli Plutona oraz po raz kolejny David Witczak jako Apollo. Wokaliści brzmieli też znakomicie w chórach, których w Zejściu Orfeusza do Podziemia jest naprawdę dużo, i to w różnych konfiguracjach. Cudownie, niczym pełen tęsknoty chorał, zabrzmiało między innymi Juste sujet de pleurs. Ale to brzmienie innego „chóru” zostało w pamięci najdłużej. Viole da gamba. Kiedy dźwięk trzech viol unosił się w przestrzeni Teatru im. J. Słowackiego było magicznie, a w kończącej operę Sarabande légère – wzruszająco. 

W La descente de l’Orphée aux Enfers zagrała też kurtyna namalowana w 1894 roku przez Henryka Siemiradzkiego. W pierwszym akcie, rozgrywającym się na ziemi, delikatnie podświetlona była prawa strona obrazu Siemiradzkiego – korowód Tańca, Muzyki i Śpiewu. Wraz z przeniesieniem akcji do Hadesu weszliśmy w lewy, namalowany w ciemnych barwach plan kurtyny: Tragedię rozpościerającą swoje ramiona nad Mordercą, Miłością i Widmami. Niepodświetlony pozostał środkowy plan, na którym widać Komedię z Trefnisiem, a za nimi Geniusz Sztuki, Dobro i Piękno. Być może była to sugestia, że w operze Charpentiera brakuje trzeciego aktu, zakończenia historii opisanej przez Owidiusza w Metamorfozach. Niektórzy badacze uważają, że Charpentier miał trzeci akt w planie, a nawet, że go skomponował. Przetrwał jednak rękopis z Sarabande légère jako zakończeniem. I niech tak pozostanie.

***
Opera Rara 2018
Teatr im. J. Słowackiego w Krakowie

20 stycznia 2018
Program:
Arnold Schönberg - „Erwartung” op. 17
Karol Szymanowski - III Symfonia “Pieśń o nocy” na tenor, chór mieszany i wielką orkiestrę op. 27
Wykonawcy:
Evelina Dobračeva – sopran
Andrzej Lampert – tenor
Paweł Świątek – reżyser
Barbara Olech – choreografia
Wojciech Marcinkowski – taniec
Capella Cracoviensis – chór
Orkiestra Festiwalowa Kraków – zespół
Michał Dworzyński – dyrygent

21 stycznia 2018
Program:
Marc-Antoine Charpentier
Les arts florissants, H. 487
La descente de l’Orphée aux Enfers, H. 488
Wykonawcy:
Samantha Louis Jean - sopran
Heather Newhouse - sopran
Majdouline Zerari - mezzo-sopran
Kevin Skelton - tenor
Etienne Bazola - baryton
David Witczak - baryton
François-Nicolas Geslot - tenor
Cyril Auvity - tenor

Le Concert de l’Hostel Dieu
Franck-Emmanuel Comte - dyrygent 







0 komentarze:

Prześlij komentarz