CHOPIN I JEGO EUROPA: BACH I CHOPIN, BEZUIDENHOUT I OHLSSON



Podoba mi się koncepcja instrumentu jako narzędzia ekspresji artystycznej, co pozwala traktować go jak wehikuł. (...) Partytury z XVIII w. to coś, co oddycha i żyje lub żyje i umiera – wszystko zależy od podejścia wykonawcy. Jeśli nie podejmiesz odpowiednich decyzji co do artykulacji, tempa, brzmienia, jeśli nie wiesz, co robisz, to muzyka umiera okropną śmiercią. Najważniejsze jest wiedzieć, jak w prawdzie wydobywać i ożywiać dawne brzmienia. (Tygodnik Powszechny, "Pełne emocji i pasji" - rozmowa Klaudii Baranowskiej z Kristianem Bezuidenhoutem)

Przed Festiwalem Bachowskim w Świdnicy przeczytałem w Tygodniku Powszechnym w wywiadzie z Kristianem Bezuidenhoutem słowa, które mnie nie tylko poruszyły, ale też są w wielu miejscach moimi własnymi poglądami na temat muzyki. Nie udało mi się posłuchać Kristiana Bezuidenhouta w Świdnicy, okazja nadarzyła się jednak szybciej niż się spodziewałem. 27 i 28 sierpnia w czasie festiwalu Chopin i jego Europa Kristian Bezuidenhout zagrał razem z Freiburger Barockorchester koncerty klawesynowe Johanna Sebastiana Bacha.

Podczas pierwszego koncertu usłyszeliśmy Koncert klawesynowy d-moll, BWV 1052 oraz Koncert klawesynowy D-dur, BWV 1054. Wykonanie pierwszego z nich nie zapowiadało emocji, które miały przyjść potem. Koncert d-moll był rozpędzony jak opóźniony pociąg pospieszny, który za wszelką cenę chce nadrobić stracony czas. W tej sytuacji wszelkie zwolnienia wydawały się sztuczne, a to na koniec pierwszej części nawet dziwaczne. Orkiestra szukała też swojego brzmienia w akustyce sali koncertowej Filharmonii Narodowej; skrzypce chwilami pięknie wtapiały się w brzmienie zespołu, jednak basso continuo było zupełnie niezbilansowane - miejscami było zbyt cicho, by zaraz potem zdominować całość.

Prawdziwe piękno muzyki Bacha nadeszło z dźwiękami Koncertu klawesynowego D-dur, BWV 1054. Pomysł na jego wykonanie był spójny i czytelny, bardzo ciekawa artykulacja nadała koncertowi lekkości i elegancji. Podobały mi się też wewnętrzne zakończenia, które były wyraźne, ale subtelne. Po koncercie moja sąsiadka z widowni powiedziała, że koncert był kobiecy. To według mnie największy komplement, jakim można określić wykonanie BWV 1054. 

Następnego wieczoru Kristian Bezuidenhout i Freiburger Barockorchester zagrali kolejne trzy Koncerty klawesynowe Bacha: g-moll, BWV 1058; A-dur, BWV 1055 i E-dur, BWV 1053.

W Koncercie klawesynowym g-moll, BWV 1058 szczególnie interesujące były pomysłowe, gęste i bardzo precyzyjne ozdobniki w partii klawesynowej (tryle w II części - majstersztyk!). Kiedy słucham Bacha na koncercie, czasami zupełnie się wyłączam i staję się częścią muzyki. Tak było w III części Koncertu g-moll. Muzyka po prostu przepływała między Kristianem Bezuidenhoutem, orkiestrą i publicznością. Było cudownie...

Wykonanie Koncertu klawesynowego A-dur, BWV 1055 było fenomenalne. W pierwszej części czułem ducha i charakter III Koncertu brandenburskiego, BWV 1048. W trzeciej części klawesynista i orkiestra zagrali w bardzo szybkim tempie, ale jakże inaczej niż poprzedniego dnia w koncercie d-moll - punktualnie, soczyście i stylowo. Szczególnie urzekające, były śpiewne, niemal wokalne duety solistek pierwszych i drugich skrzypiec.

Na zakończenie cyklu zabrzmiał Koncert klawesynowy E-dur, BWV 1053. Pierwsza część wydała mi się bardzo taneczna, potem przypomniałem sobie, że ten sam materiał muzyczny został użyty przez Bacha w Sinfonii do kantaty Gott soll allein mein Herze haben, BWV 169, i to, co określiłem w pierwszym momencie "tanecznością" lub "rozkołysaniem" mogło być spowodowane zabawą z barwą i dynamiką oraz próbą oddania na klawesynie organowego legata. To niezwykle trudne, a jednak Kristianowi Bezuidenhoutowi udał się tego dokonać. Była też zabawa rekwizytem. Przewrócenie ostatniej strony koncertu (i całego cyklu) było mocne i ekspresyjne, niemal aktorskie. Do tej pory za mistrza w czynieniu z nut elementu widowiska uważałem Marcina Świątkiewicza. Kristian Bezuidenhout robi to równie elegancko i wymownie.

Kristian Bezuidenhout nie rzuca słów na wiatr. W Koncertach klawesynowych Johanna Sebastiana Bacha wydobył z ich historycznej prawdy świeże, pełne energii brzmienia, doskonale prowadził orkiestrę, ale co także ważne, wsłuchiwał się w jej głos. Bezuidenhout  jest też mistrzem tworzenia na klawesynie elementów iluzji. Dźwięki, które chwilami płynęły z klawesynu zdawały się być nierzeczywiste a ograniczenia wynikające z niedostatków historycznego instrumentu stawały się zupełnie nieistotne. Wielkie brawa należą się też Freiburger Barockorchester. Orkiestra doskonale wyczuwała zamysły solisty, kiedy taka była potrzeba nieco się wycofywała, a kiedy interpretacja tego wymagała wychodziła na pierwszy plan. Gdy na gorąco komentowałem wykonanie Koncertu klawesynowego E-dur, BWV 1053 powiedziałem nawet, że potrafiła wznieść się o poziom wyżej i nie była już ani grupą muzyków, ani nawet zgranym zespołem a wykreowała coś większego - autonomiczny byt, który koncertował na równi z solistą.

Już gdyby organizatorzy zdecydowali się zaprezentować cykl pięciu koncertów klawesynowych Johanna Sebastiana Bacha byłaby to duża sprawa. Jednak twórcy festiwalu Chopin i jego Europa wpadli na pomysł genialny - zestawienie z koncertami klawesynowymi Bacha koncertów fortepianowych Fryderyka Chopina, wykonywanych przez Garricka Ohlssona na historycznym instrumencie.

W czasie Warsztatów Krytyki Muzycznej zapytałem Garricka Ohlssona, jaki jest jego punkt widzenia na temat związku między muzyką Johanna Sebastiana Bacha i Fryderyka Chopina. Zwycięzca VIII Konkursu Pianistycznego im. Fryderyka Chopina przytoczył nie tylko znany fakt, że z kompozytorów muzyki dawnej jedynie Bach i Mozart byli przez Chopina uwielbiani, powiedział też, że właśnie przez wielopłaszczyznowe związki między Bachem i Chopinem, często zestawia ich utwory w programach swoich recitali fortepianowych i że piękna muzyki Chopina dopatruje w tym, z jak wielką swobodą - choć zupełnie inaczej niż w baroku - polski kompozytor stosował techniki polifoniczne.

Garrick Ohlsson po mistrzowsku prowadzi głosy i buduje napięcia w wielogłosowych konstrukcjach. W czasie festiwalu Chopin i jego Europa słyszałem w jego wykonaniu III Suitę angielską, BWV 808.  Musette była jedną z najbardziej tajemniczych i intrygujących, jakie do tej pory słyszałem. Amerykański pianista wydobywa też polifoniczne detale i smaczki w kompozycjach Chopina. Takie zresztą były obydwa koncerty fortepianowe Chopina w jego wykonaniu. Wysmakowane.

Pierwszy raz słuchałem Koncertu fortepianowego e-moll, op. 11 i Koncertu fortepianowego f-moll, op. 21  Fryderyka Chopina wykonywanych na instrumencie historycznym. To na co zwróciłem uwagę najbardziej, to zupełnie inne proporcje pomiędzy orkiestrą a fortepianem. Dotąd uważałem instrumentację koncertów Chopina za niedoskonałą. W niedzielę i poniedziałek usłyszałem ją zupełnie inaczej, być może dzięki historycznemu instrumentowi dopiero odkryłem jej sens. Przytłumione, krótsze i bardziej pastelowe niż we współczesnych fortepianach brzmienie Erarda z 1849 roku nadało głosowi orkiestry pełni i uczyniło go bardziej zrozumiałym. Duża w tym także zasługa świetnej Orkiestry XVIII Wieku, która towarzyszyła w obydwu koncertach Garrickowi Ohlssonowi. Jedyny zarzut, jaki mam do brzmienia tej orkiestry to uciążliwe, przypominające trochę tamburyn,  brzęczenie jednej z waltorni.

Festiwal Chopin i jego Europa dobiegł już końca. Wkrótce pojawi się na Baroque Goes Nuts! podsumowanie tego niezwykłego Festiwalu, na które już teraz zapraszam.

0 komentarze:

Prześlij komentarz