Chopin i jego Europa - ROZTAŃCZONE KONCERTY BRANDENBURSKIE



Jako, że miałem wielkie szczęście być wysłuchanym przez Waszą Królewską Wysokość kilka lat temu; i jako, że zauważyłem, że Wasza Wysokość znalazł wtedy odrobinę przyjemności w tych niewielkich talentach do Muzyki, którymi obdarzyły mnie Niebiosa (...), ośmielam się z tymi oto Koncertami, które przeznaczyłem na kilka instrumentów, oddać Waszej Królewskiej Wysokości moją pokorną służbę; proszę Waszą Wysokość najpokorniej, aby nie osądzać ich niedoskonałości z surowością i wrażliwym smakiem do dzieł muzycznych, z którego Wasza Wysokość jest wszystkim znana, ale raczej przez wzgląd na głęboki szacunek i najwierniejsze posłuszeństwo, które próbuję Waszej Wysokości okazać (...).

Bardzo musiało zależeć dojrzałemu i uznanemu już Bachowi na związaniu się ze znaczniejszym niemieckim dworem i zapewnieniu swojej rodzinie godnych warunków do życia (a sobie do tworzenia), skoro zdecydował się na tak uniżony ton powyższej dedykacji.

Johann Sebastian Bach wysłał ją w 1721 roku z Köthen razem z sześcioma koncertami na kilka instrumentów (avec plusieurs instruments) do margrabiego Brandenburgii-Schwedt Christiana Ludwiga. Margrabia Bacha jednak nie zatrudnił, nic nie wskazuje także na to, żeby zlecił dworskiej kapeli wykonanie tych sześciu koncertów, bo trafiły do skrzyni na nuty, którą rozprzedano po jego śmierci. Za manuskrypt Bacha otrzymano wtedy 24 grosze, czyli licząc według dzisiejszych miar niecałe 100 złotych... "Koncertami brandenburskimi" nazwał je Johann Nikolaus Forkel w napisanej przez siebie w roku 1802 biografii Bacha, natomiast opublikowano je po raz pierwszy dopiero w roku 1850 po tym, jak rok wcześniej Siegfried Wilhelm Dehn odkrył je w archiwach Brandenburgii. 

Koncert brandenburskie, BWV 1046 - 1051 to jedne z najbardziej urzekających kompozycji Johanna Sebastiana Bacha. Termin "kilka instrumentów" użyty w dedykacji jest eufemizmem, bo utwory są przeznaczone na najbardziej chyba zróżnicowane i bogate składy instrumentalne, jakie były dostępne na początku XVIII wieku. Są popularne i lubiane przez słuchaczy, dlatego często trafiają do programów koncertów; choć wszystkie razem już dużo rzadziej. Wykonanie całego cyklu jest trudnym wyzwaniem, zarówno pod względem muzycznym, jak i organizacyjnym i dlatego mogą je zrealizować tylko najlepsze i najbardziej wszechstronne zespoły.

W środę 16 sierpnia Koncerty brandenburskie usłyszeliśmy w sali Filharmonii Narodowej w Warszawie na festiwalu Chopin i jego Europa w wykonaniu Il Giardino Armonico i Giovanniego Antoniniego . Mam do Koncertów brandenburskich bardzo osobisty stosunek (Mistrz i Przyjaciel) i dlatego z dużymi nadziejami czekałem na ten właśnie koncert.

Już na próbie przed koncertem Il Giardino Armonico i Giovanni Antonini pokazali, w jakim kierunku pójdzie ich interpretacja Koncertów brandenburskich; kiedy przy jednym z koncertów muzycy - i ci grający na estradzie, i ci przysłuchujący się kolegom z widowni - zaczęli podrygiwać w rytm muzyki, wszystko było już jasne. Koncerty brandenburskie w wykonaniu Il Giardino Armonico były elegancko roztańczone, świeże i energetyczne. Na koncercie siedziałem na jaskółce (drugi balkon na widowni sali koncertowej Filharmonii Narodowej) i z przyjemnością nie tylko słuchałem, ale też patrzyłem na tę roztańczoną, dynamiczną i pełną pozytywnych emocji ferajnę.

I Koncert brandenburski, BWV 1046 (Concerto 1mo à 2 Corni di Caccia, 3 Hautb: è Bassono, Violino Piccolo concertato, 2 Violini, una Viola è Violoncello, col Basso Continuo) i II Koncert brandenburski, BWV 1047 (Concerto 2do à 1 Tromba, 1 Flauto, 1 Hautbois, 1 Violino, concertati, è 2 Violini, 1 Viola è Violone in Ripieno col Violoncello è Basso per il Cembalo) to koncerty bardzo bogate jeśli chodzi o instrumentację. W swoich kantatach Bach używał takich składów tylko na najbardziej świąteczne okazje. I tak właśnie zabrzmiały te dwa koncerty na środowym koncercie - świątecznie, żarliwie i radośnie.

Szczególnie podobała mi się ostatnia część I Koncertu brandenburskiego, a jej fragment, który Bach określił jako polacca (polski, polonez) był naprawdę wyjątkowy, szczególnie mocna, wyraźna i zaskakująca artykulacja smyczków. W obydwu koncertach dobrze słuchało się pierwszego oboju. Po próbie trochę obawiałem się dyspozycji rogów,  jednak niepotrzebnie, bo było całkiem dobrze. Nie bezbłędnie, ale pewne niedociągnięcia traktuję zawsze jago ogromną przewagę "żywej" muzyki nad nagraniami.  W pierwszej i ostatniej części II Koncertu brandenburskiego słabiej było słychać partię fletu, prawdopodobnie stało się tak ze względu na niedostosowany do warunków akustycznych sali koncertowej Filharmonii Narodowej wybór instrumentu.

Dzięki wirtuozowskim popisom solistów (skrzypce i dwa flety) oraz za sprawą narzuconego tempa, które w trzeciej części było wprost szaleńcze, IV Koncert brandenburski, BWV 1049 (Concerto 4to à Violino Principale, due Fiauti d'Echo, due Violini, una Viola è Violone in Ripieno, Violoncello è Continuo) był porywający. Po prostu. Nie każdy zespół dałby tej gonitwie dźwięków radę. Il Giardino Armonico poradziło z tym sobie doskonale. I z wielką klasą. 

Jako były (albo niedoszły - nie potrafię się zdecydować) altowiolista mam do VI Koncertu brandenburskiego, BWV 1051, (Concerto 6to à due Viole da Braccio, due Viole da Gamba, Violoncello, Violone e Cembalo) bardzo duży sentyment, bo to w istocie koncert na dwie altówki z towarzyszeniem basso continuo. W wykonaniu muzyków Il Giardino Armonico zabrzmiał kameralnie, pięknie i ciepło, choć nieco jaśniej niż wykonania, które znam z płyt lub których słuchałem na koncertach.

Myślę, że zadziałała tu przede wszystkim wielkość instrumentów, na których grali altowioliści. Druga altówka była jednym z największym instrumentów, jakie kiedykolwiek widziałem (stawiam na 17,5-18 cali, ale trudno to dobrze ocenić ze znacznej odległości), co zbliżało jej dźwięk do brzmienia wiolonczeli da spalla, z drugiej strony pierwsza altówka była znacznie mniejsza, więc czasami zdawało się, że grają skrzypce. Dzięki takiej różnicy w brzmieniu instrumentów dialogi były wyraźniejsze, co jeszcze bardziej zbliżało VI Koncert brandenburski do formy koncertu podwójnego.

Interpretacja V Koncertu brandenburskiego, BWV 1050, (Concerto 5to à une Traversiere, une violino principale, une violino è una Viola in Ripieno, Violoncello, Violone è Cembalo Concertato) przekonała mnie chyba najmniej. Fragmenty wykonywane przez trio instrumentów koncertujących były dla mnie zbyt skromne i wycofane; koncert nabierał rumieńców dopiero, kiedy dochodziły do głosu bardzo soczyste smyczki ripieni.

Na koniec wysłuchaliśmy III Koncertu brandenburskiego, BWV 1048 (Concerto 3zo a tre Violini, tre Viole, è tre Violoncelli col Basso per il Cembalo). Zgrane i równe smyczki są dużą siłą Il Giardino Armonico i dlatego ten przeznaczony jedynie na orkiestrę smyczkową koncert zabrzmiał na zakończenie koncertu naprawdę dobrze. I mocno. Uroku dodała mu też krótka, ale piękna kadencja, rozwinięcie zapisanych przez Bacha dwóch akordów kadencji frygijskiej, która zastępuje drugą część koncertu.

Środowy koncert miał wielu bohaterów. O trzech z nich wypada napisać choć kilka słów. Pierwszym jest Giovanni Antonini, który z maestrią pokierował całym koncertem. Obserwowałem maestro Antoniniego także podczas próby i widziałem, jak niewiele potrzebuje słów, czy gestów, żeby zespół zrealizował jego pomysł. Widziałem też, jak wielkim szacunkiem darzą go muzycy i jak wielkim szacunkiem on darzy grających w zespole artystów. Miałem okazję zamienić po próbie kilka słów z Giovannim Antoninim, to poza wszystkim innym bardzo serdeczny i otwarty człowiek. Mnie pewnie zapamięta jako trzęsącą się osikę, ale to już zupełnie inna historia.

Drugim bohaterem środowego wieczoru był Stefano Barneschi. Z wielkim podziwem patrzyłem nie tylko jak ze swadą prowadzi grupę skrzypiec, ale też jak po mistrzowsku gra w części koncertów partie solowe. Jego wykonanie Presto z IV Koncertu brandenburskiego było wprost genialne.

Na koniec o bohaterze zbiorowym - zakończeniach, kadencjach i suspensach. Il Giardino Armonico i Giovanni Antonini mają niezwykłe wyczucie pauzy i ciszy. Środowy koncert pełen był cudownych, równych zakończeń, zaskakujących zawieszeń i kadencji (jak ta kończąca drugą część IV Koncertu brandenburskiego), które na długo pozostają w pamięci słuchaczy. 


0 komentarze:

Prześlij komentarz