Cudem chyba, bo o przypadku mowy być nie może, zdążyłem na popołudniowy recital skrzypcowy Roberta Bachary w Ratuszu Głównego Miasta. Pamiętam dobrze, że kiedy po recitalu na Actus Humanus Resurrectio 2017 złożonym z trzech partit skrzypcowych Johanna Sebastiana Bacha, skrzypek zagrał na bis fragment partity Johanna Josepha Vilsmayra (1663-1722), pomyślałem, że to właśnie kompozycje dla niego. W bardzo rozbudowanych formalnie partitach Bacha trzeba od początku do końca dbać o spójność tej formy. Kompozycje starszego od Bacha o całe pokolenie Vilsmayra to zestawy preludiów i następujących po nich krótkich stylizowanych tańców. Kompozytor zastosował także – szczególnie dla celów brzmieniowych – skordaturę.
Bachara potrafił to wszystko wykorzystać, grał partity praktycznie bez przerw, co nadało im charakteru niezwykłych fantazji, pełnych nagłych zwrotów akcji, szybkiego przechodzenia z grania bardzo osobistego, intymnego i subtelnego do żywiołowego i ognistego. Przy Particie III pomyślałem, że taki może być właśnie Robert Bachara. Nieodganiony, żywiołowy, zmienny, że targają nim czasem zupełnie skrajne emocje. Najważniejsze jednak, że w tych wszystkich zmiennych tempach, artykulacjach, rozwiązaniach dynamicznych i sonorystycznych partity Vilsmayra nie zostały poszatkowane na zbiór kontrastujących kawałków. W tej właśnie ciągłej zmienności Robert Bachara znalazł sposób na stworzenie z nich form jak najbardziej spójnych. To były trzy piękne, kolorowe muzyczne opowieści.
Wieczorem też zdarzały się cuda! W Dworze Artusa program złożony z koncertów fletowych Vivaldiego oraz koncertów bozonarodzeniowych Corellego, Torellego i Manfrediniego wykonali Giovanni Antonini i zespół Il Giardino Armonico. Chociaż koncert tak naprawdę wykonali Giovanni Antonini – flety proste, chalmeau, Stefano Barneschi – pierwsze skrzypce, Marco Bianchi – drugie skrzypce, Liana Mosca – altówka, Paolo Beschi – wiolonczela, Giancarlo de Frenza – violone, Michele Pasotti – teorba i Riccardo Doni – klawesyn. Dlaczego tak? Bo w czwartkowy wieczór siła zespołowego grania była ważna, ale ważny stał się też każdy z występujących w zespole instrumentalistów. To było wspólne muzykowanie, wymiana myśli muzycznych, wydobywanie z polifonicznych struktur koncertów poszczególnych partii instrumentalnych.
Do pierwszej części koncertu wprowadzono zmiany, dzięki nim mogliśmy posłuchać dwóch canzon Tarquinia Meruli: La Piva i La Lusignuola. Obie powstały w 1615 roku, jest więc całkiem możliwe, że słuchano ich w latach dwudziestychsiedemnastego wieku w Warszawie, kiedy Merula przebywał na dworze Zygmunta III. A to utwory piękne. Szczególnie „La Lusignuola”, pełna niezwykłych współbrzmień, ciekawych pomysłów polifonicznych i fragmentów z równomiernie wybijanym pulsem, kiedy aż chciało się tupać albo klaskać razem z zespołem.
Oprócz koncertów bożonarodzeniowych zostały pokazane melomanom także koncert fletowe wykonane brawurowo przez lidera zespołu Giovanniego Antoniniego. Ile tam było pasji, tańca z fletem, pięknego zdobienia partii. Publiczność reagowała na te popisowe wykonania bardzo spontanicznie. Najbardziej chyba jednak na najpopularniejszą kompozycję we wczorajszym zestawie. Koncert bożonarodzeniowy, a właściwie Concerto Grosso VIII g-moll op. 6 „Fatto per la notte di Natale”. Dawno nie słyszałem tak ciekawego wykonania tego koncertu. Zachwyciło mnie granie pierwszego skrzypka – Stefano Barneschiego – pełne eleganckich zdobień i improwizowanych wprowadzeń do kolejnych fraz oraz niesamowita swoboda w graniu, Paolo Beschi, który wydobył na wiolonczeli tematy i frazy, których dotąd nie znałem, a może raczej nie rozumiałem. I Michele Pasotti, który czynił cuda na teorbie.
Właśnie. Cuda. Ostatni zdarzył się na koniec koncertu. Zespół zdecydował się zagrać na bis Pastorale z koncertu Corellego, z fletem Giovanniego Antoniniego wzmacniającym we fragmentach partię pierwszych skrzypiec. Prawdziwe wzmocnienie przyszło jednak na końcu. Kiedy wybrzmiewały ostatnie nuty Pastorale swoje postanowił dodać zegar umieszczony nad głowami artystów. Zaczął cichutko, samym swoim mechanizmem taktować z terkotem godzinę dziesiątą. Idealnie o czasie i idealnie w pulsie. Takiego przeżycia się nie zapomina.
A dziś na Actus Humanus Krzysztof Firlus i Anna Firlus wykonają Carla Friedricha Abla, a wieczorem w Dworze Artusa w programie Hodie Christus natus est wystąpią Ensemble Clément Janequin i Dominique Visse.
0 komentarze:
Prześlij komentarz