Nie trzeba jechać do Lipska, żeby usłyszeć Bacha, który wzrusza. Piękne niespodzianki zdarzają się blisko. A gdy się zdarzą, chciałoby się towarzyszące im emocje zatrzymać na dłużej. Pozwolić im trwać. W sobotę w Bazylice Mariackiej w Gdańsku na koncercie z cyklu Cappella Angelica organizowanego przez Silva Rerum Arte & Fund zagrały i zaśpiewały anioły…
Skąd wzięła się Cappella Angelica? Nazwa cyklu koncertów wiąże się bezpośrednio z Mariacką Kapelą Anielską, która zdobi prawe ramię transeptu Bazyliki Mariackiej. Jest tam osiem dużych drewnianych rzeźb aniołów, które grają na barokowych instrumentach. Rzeźby pochodzą z odnalezionego w 2003 roku prospektu organowego wykonanego w latach 1758-1760 przez działającego w Gdańsku Johanna Henricha Meissnera. Do czasu drugiej wojny światowej liczące 120 głosów i 8176 piszczałek organy mariackie były największym takim instrumentem nad Bałtykiem. W czasie drugiej wojny światowej organy zdemontowano i ewakuowano poza Gdańsk.
Wśród figur zdobiących organy znajdowała się grupa muzykujących aniołów. Zrekonstruowano ją prawie w całości. Są anioły grające na fletach traverso, na wiolonczeli, violone, trójkącie i tamburynie. Są też dwa anioły "śpiewu i tańca". Mariackie Anioły odwiedzam zawsze, kiedy przychodzę do gdańskiej bazyliki. Czasem mam wrażenie, że w czasie swojego nieustającego koncertu poruszają delikatnie złocistymi skrzydłami…
Prawe ramię transeptu jest w tej chwili remontowane, dlatego Cappella Angelica zagrała w sobotę po lewej stronie kościoła, w kobiecym składzie: Anna Zawisza – sopran oraz zespół instrumentalny (Małgorzata Skotnicka – klawesyn, Maja Miro Wiśniewska – traverso, Danuta Zawada, Justyna Skatulnik i Bernadeta Braun – skrzypce barokowe, Natalia Reichert – altówka barokowa oraz Weronika Kulpa – wiolonczela barokowa).
Panie wykonały dwie kantaty Johanna Sebastiana Bacha: Ich habe genug, BWV 82.2 (wersja z 1731 roku na sopran, flet traverso, dwoje skrzypiec, altówkę i basso continuo) oraz Non sa che sia dolore, BWV 209. Pomiędzy kantatami usłyszeliśmy Concerto op. 26 nr 6 Michela Corrette na klawesyn, flet i smyczki.
Panie wykonały dwie kantaty Johanna Sebastiana Bacha: Ich habe genug, BWV 82.2 (wersja z 1731 roku na sopran, flet traverso, dwoje skrzypiec, altówkę i basso continuo) oraz Non sa che sia dolore, BWV 209. Pomiędzy kantatami usłyszeliśmy Concerto op. 26 nr 6 Michela Corrette na klawesyn, flet i smyczki.
Kantata Ich habe genug była ożywiona a tempo arii Schlummert ein, ihr matten Augen niezwyczajnie szybkie, co nadało kompozycji ciekawego, niespotykanego charakteru. Było więc Ich habe genug nasycone energią, a potem kantata Non sa che sia dolore - pełna emocji i kontrastów. Wszystko za sprawą raz żarliwego, raz stęsknionego sopranu Anny Zawiszy, intymnego fletu traverso Maji Miro-Wiśniewskiej i zróżnicowanego - artykulacyjnie i kolorystycznie - brzmienia smyczków.
Na duże uznanie zasługuje trio: Danuta Zawada, Justyna Skatulnik - skrzypce, Natalia Reichert - altówka, szczególnie za wykonanie kantaty Non sa che sia dolore. Fakt, sam początek Sinfonii był pogubiony, ale kiedy już ten krótki chaos został opanowany, smyczki brzmiały niezwykle spójnie. Jak jeden muzyczny organizm, którego każdy dźwięk można wysłyszeć z osobna a jednocześnie wszystkie razem składają się na szeroką, idealnie zharmonizowaną i wyjątkowo wyrazistą całość. Dawno nie słyszałem tak pięknego brzmienia…
Na duże uznanie zasługuje trio: Danuta Zawada, Justyna Skatulnik - skrzypce, Natalia Reichert - altówka, szczególnie za wykonanie kantaty Non sa che sia dolore. Fakt, sam początek Sinfonii był pogubiony, ale kiedy już ten krótki chaos został opanowany, smyczki brzmiały niezwykle spójnie. Jak jeden muzyczny organizm, którego każdy dźwięk można wysłyszeć z osobna a jednocześnie wszystkie razem składają się na szeroką, idealnie zharmonizowaną i wyjątkowo wyrazistą całość. Dawno nie słyszałem tak pięknego brzmienia…
Na bis artyści wykonali arię What power art thou z Króla Artura Henry’ego Purcella: the Cold Song wywołała dreszcze i gęsią skórkę o wielkim natężeniu. Utwór był zapowiedzią przyszłorocznej edycji festiwalu.
Sobotni koncert w Bazylice mariackiej w Gdańsku był magiczny także (a może przede wszystkim?) z powodu innego niż tylko dobra muzyka. Był skromny i nastrojowy, towarzyszyła mu ciepła i serdeczna atmosfera. Mariackie Anioły zagrały dla swoich przyjaciół. Jak się okazało - licznych: kolejne krzesełka były dostawiane do ostatniej chwili.
fotografia z koncertu: Michał A. Witkowski
0 komentarze:
Prześlij komentarz