Kilka razy pisałem już przy innych okazjach, że przedkładam stajenki i żłóbki nad zajączki i jajeczka, dlatego z wielką przyjemnością wsiadłem w minioną sobotę do pociągu i pojechałem do Warszawy tylko po to, żeby posłuchać kantat, które Johann Sebastian Bach napisał na Boże Narodzenie i Trzech Króli. Było warto! Zresztą... Nie takie rzeczy robiło się dla Bacha i nie takie się będzie robić :) Baroque Goes Nuts!
W ramach cyklu Bach 200 UW, międzynarodowa formacja Baroque Collegium 1685, której trzonem są Szczawnicki Chór Kameralny oraz instrumentaliści należący do czeskiego zespołu Musica Florea, wykonała w warszawskim kościele ss. Wizytek trzy kantaty Bacha: Ich freue mich in dir BWV 133, napisaną na trzeci dzień Świąt Bożego Narodzenia w roku 1724 oraz Liebster Immanuel BWV 123 i Sie werden aus Saba BWV 65, skomponowane na Święto Objawienia Pańskiego i wykonane 6 stycznia odpowiednio 1725 i 1724 roku. Cudowna muzyka; piękne, subtelnie oświetlone wnętrze późnobarokowego kościoła ss. Wizytek oraz niesamowite wykonanie złożyły się na niezapomniany muzyczny spektakl. Nawet pogoda dołożyła się do stworzenia magicznej atmosfery koncertu. Za murami kościoła grzmiała burza, w kościele - burza emocji... Na koniec koncertu pojawiła się jeszcze jedna burza - oklasków i owacji na stojąco. A chorał, który zespół wykonał na bis, i który wprowadził nie tylko wnętrze kościoła, ale i słuchaczy w stan niemożliwych do opisania wibracji są najlepszą recenzją niedzielnego wydarzenia.
Muszę jednak wspomnieć o kilku szczegółach, które sprawiły, że koncert nabrał wyjątkowych barw...
Bardzo dobrze zabrzmiał chór, który wczytywał się w intencje dyrygentki i szybko reagował na wysyłane przez nią sygnały. Co ważne, głos chóru nie był tylko i wyłącznie głosem tworzących go poszczególnych osób, ale był mocnym i jednolitym głosem Zespołu, zresztą zespołu wielopokoleniowego. To piękne, że rośnie następna generacja, która pokochała muzykę dawną.
Soliści nie dali, jak to czasem bywa, popisu swoich wirtuozowskich umiejętności a raczej wtopili się mistrzowsko w atmosferę i charakter kantat Bacha. Ewa Leszczyńska, którą pamiętam ze znakomitej roli Mirteo w Semiramide riconosciuta Leonardo Vinciego, zaśpiewała arię Wie lieblich klingt es in den Ohren z kantaty Ich freue mich in dir tak wzruszająco, że łzy popłyneły... "(...) A kto słów jej nie rozumie i w swym sercu czuć nie umie, ten ze skały musi być."
W tej samej kantacie zabrzmiała też pięknie altowa aria Getrost! es faßt ein heil'ger Leib zaśpiewana przez Helenę Poczykowską miękko i ciepło. Jej śpiewanie było jak lekarstwo dla duszy, o którym mówi tekst arii. Panowie soliści też dali radę! Bas, Jiří Miroslav Procházka, był w arii Laß, o Welt, mich aus Verachtung tak autentyczny, że nie mogłem oderwać od niego wzroku a tenorowe recytatywy Václava Čížka to po prostu majstersztyk. Na długo też zapamiętam jego wykonanie arii Auch die harte Kreuzesreise z kantaty Liebster Immanuel, na które zresztą bardzo czekałem z wielu - także pozamerytorycznych - powodów. I wcale się nie zawiodłem. Schreckt mich nicht!
Na najwyższe uznanie zasługuje zespół instrumentalny. Było stylowo, profesjonalnie i... radośnie. To ogromna przyjemność patrzeć na zespół, który czerpie tyle przyjemności z wykonywanej prze siebie muzyki, wysyła do siebie uśmiechy, przeżywa wspólnie emocje i patrzy, niekiedy z podziwem, na wykonujących swoje partie kolegów. Chwilami miałem wrażenie, że fizyczna obecność orkiestry schodziła na bardzo odległy, mało istotny tak naprawdę plan, a muzyka po prostu płynęła... Piękną podstawę dało basso continuo poprowadzone ze swadą i pasją przez wiolonczelistę Marka Štryncla. Była, proszę Państwa, Moc! Ogromne zaufanie czuło się też pomiędzy pozostałymi instrumentalistami. To zaufanie do zespołu udzieliło mi się już od samego początku i nie minęło do końca koncertu, bo bez najmniejszego drżenia serca czekałem na kolejne soli. Bardzo dobrze słuchało się obojów (także obojów da caccia) i bezbłędnych rogów naturalnych. O jednym z waltornistów pisałem już zdaje się w jednej z poprzednich relacji koncertowych (Bach: następne pokolenie). Pełna klasa i profesjonalizm.
Na koniec o uczuciu, które uznaje się raczej za jednoznacznie negatywne, a ja je czasem lubię, bo napędza mnie do działania i motywuje do realizowania swoich pasji. To zazdrość. Czasem pojawia się na koncertach, kiedy myślę o tym, że splot różnych życiowych okoliczności posadził mnie na widowni. A w niedzielę ta moja zdrowa zazdrość pojawiała się często. Trochę jej powysyłałem w kierunku solistów, chórzystów i instrumentalistów, ale największy strumień skierował się w stronę Agnieszki Żarskiej... Siedziałem całkiem blisko, widziałem wyraźnie jej gesty; subtelne, ale bardzo sugestywne ruchy przy pulpicie; opanowanie i profesjonalizm; autorytet, z jakim patrzył na nią Zespół; pozytywne emocje, które do niego wysyłała i siłę emocji, które do niej wracały; radość z muzykowania. To duże słowa, ale tak właśnie czuję: w ten niedzielny wieczór Agnieszka Żarska była Muzyką.
Warszawa. Kościół ss. Wizytek
6 maja 2017
BACH 200 UW
Ewa Leszczyńska – sopran
Helena Poczykowska - alt
Václav Čížek – tenor
Jiří Miroslav Procházka – bas
Baroque Collegium 1685
Agnieszka Żarska – kierownictwo artystyczne
Johann Sebastian Bach (1685–1750)
kantaty:
Ich freue mich in dir BWV 133
Liebster Immanuel BWV 123
Sie werden aus Saba BWV 65
0 komentarze:
Prześlij komentarz